Jak działa weryfikacja aplikacji na Androidzie?
Nowy mechanizm weryfikacji deweloperów będzie integralną częścią systemu Android. Podczas każdej instalacji aplikacji specjalny serwis sprawdzi, czy twórca przeszedł proces rejestracji w bazie Google. W niektórych sytuacjach będzie to wymagało aktywnego połączenia z internetem. Firma stara się jednak zminimalizować niedogodności związane z koniecznością stałego dostępu do sieci. System będzie przechowywał informacje o najpopularniejszych zweryfikowanych aplikacjach w pamięci podręcznej, co umożliwi ich instalację bez dostępu do internetu. Dodatkowo sklepy z aplikacjami otrzymają możliwość wykorzystywania specjalnych tokenów autoryzacji, które pozwolą uniknąć dodatkowych zapytań sieciowych.

Android 16 QPR2, którego premiera zaplanowana jest na grudzień 2025 roku, będzie pierwszą wersją systemu z natywnym wsparciem dla nowych mechanizmów. Starsze wersje Androida otrzymają te funkcjonalności poprzez aktualizacje Google Play Protect.
Czytaj też: Kontrowersyjna przeglądarka Comet AI od Perplexity jest już dostępna za darmo
Warto zaznaczyć, że Google przyjmie zróżnicowane podejście w zależności od typu dewelopera. Twórcy hobbystyczni i studenci będą mogli uzyskać darmowe konta, jednak będą musieli liczyć się z istotnymi ograniczeniami w dystrybucji swoich aplikacji. Konta przeznaczone dla studentów i hobbystów będą wymagały dwukierunkowej autoryzacji między deweloperem a użytkownikiem dla każdego urządzenia. W praktyce oznacza to, że twórca będzie musiał ręcznie zatwierdzać każde urządzenie, na którym ma zostać zainstalowana jego aplikacja.
To rozwiązanie ma zapobiegać wykorzystywaniu darmowych kont przez twórców złośliwego oprogramowania. Jak podkreśla Google, konta hobbystyczne są przeznaczone wyłącznie dla programistów chcących udostępnić aplikację wąskiemu gronu znajomych, nie zaś dla masowej dystrybucji. Oczywiście deweloperzy będą mogli w dowolnym momencie przekształcić swoje konto na pełne konto komercyjne, uzyskując tym samym możliwość szerszego udostępniania swoich produktów.
Google wdrożyło ponadto zaawansowane techniki wykrywania prób oszustwa tożsamości, w tym te wykorzystujące sztuczną inteligencję. Dla kont organizacji wymagany będzie numer DUNS, co ma uniemożliwić nieuczciwym podmiotom omijanie procesu weryfikacji. Twórcy powiązani z dystrybucją złośliwego oprogramowania będą mieli zablokowaną instalację wszystkich swoich aplikacji na urządzeniach użytkowników przez nieokreślony czas. Gigant zapewnia, że nie będzie publicznie udostępniać informacji o deweloperach, choć nie zobowiązało się do nieudostępniania tych danych rządom.
Zmiany w Androidzie stanowią ogromne wyzwanie dla niezależnych platform dystrybucji
Nowe zasady stwarzają szczególne trudności dla niezależnych sklepów z aplikacjami, takich jak F-Droid. Praktyka kompilowania i podpisywania kodu źródłowego przez te platformy może prowadzić do konfliktów nazw pakietów. W przypadku duplikatów Google będzie preferować dewelopera z większą liczbą instalacji. Oznacza to, że jeśli aplikacja z Play Store i F-Droid będą miały tę samą nazwę pakietu, pierwszeństwo otrzyma ta z szerszą bazą użytkowników.
Gigant z Mountain View deklaruje, że w wyjątkowych sytuacjach pozwoli na duplikację nazw pakietów, ale będzie to wymagało indywidualnego rozpatrzenia każdego przypadku.
Czytaj też: Spotify jeszcze bardziej w naszym stylu. Nowa funkcja pozwoli wywalić niechciane utwory z rekomendacji
Co do środowisk korporacyjnych, te otrzymają specjalne traktowanie, bo aplikacje instalowane za pomocą narzędzi do zarządzania przedsiębiorstwem na zarządzanych urządzeniach będą mogły być instalowane bez weryfikacji dewelopera. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo w tym przypadku spoczywa na administratorze IT. W przypadku urządzeń offline w środowiskach korporacyjnych, podmioty dystrybuujące aplikacje będą musiały samodzielnie określić sposób obsługi żądań weryfikacji, na przykład poprzez okresowe łączenie z siecią.
Nowe zasady Google’a stanowią próbę znalezienia równowagi między bezpieczeństwem użytkowników a otwartością platformy Android
Jak widać czasy samowolki się skończyły i zapewne wielu osobom się to nie spodoba. Jednak dla przeciętnego użytkownika zmiany mogą przynieść poprawę bezpieczeństwa. Warto tylko pamiętać, że choć sideloading pozostanie technicznie możliwy, dodatkowe bariery mogą znacząco wpłynąć na ekosystem niezależnych deweloperów i alternatywnych sklepów z aplikacjami.