Apple tnie produkcję iPhone Air
O tym, że oczekiwania Cupertino rozminęły się z oczekiwaniami klientów, można było przekonać się tuż po rozpoczęciu przedsprzedaży. Wg danych Apple co prawda iPhone Air sprzedawał się dobrze (zwłaszcza na rynku chińskim), ale jednocześnie po tygodniu Air był jedynym modelem, który był dostępny od ręki, bez konieczności długiego oczekiwania na realizację zamówienia. A jednocześnie był to najlepszy okres sprzedaży, po którym i tak niewielkie zapotrzebowanie zaczęło dalej spadać.

Jak podaje portal MacRumors, firma zdecydowała się na znaczące ograniczenie produkcji iPhone’a Air, niemal do poziomu typowego dla końca cyklu życia produktu. Jednocześnie zwiększane są moce przerobowe przeznaczone na pozostałe modele z serii iPhone 17, co ma pomóc w utrzymaniu sprzedaży całej linii. Mizuho Securities przewiduje redukcję produkcji o milion sztuk iPhone’a Air w tym roku, podczas gdy produkcja modeli bazowych i Pro wzrośnie łącznie o dwa miliony jednostek. Przy okazji te same dane sugerują, że preferencje klientów coraz bardziej przesuwają się w kierunku wersji pro.
Czytaj też: Recenzja iPhone Air. Rewolucja i technologiczny statement Apple
Cięcie funkcji, by wygrać rozmiarami – tylko komu to potrzebne?
Ceną uzyskania przez iPhone Air szczupłej i lekkiej konstrukcji były daleko posunięte ograniczenia funkcjonalne, poczynając od słyszalnego na pierwszy rzut ucha braku dźwięku stereo, czy wyrzucenia z konstrukcji fizycznej karty SIM. Ale na tym przecież nie koniec – przeniesienie całej elektroniki do wyspy spowodowało, że zmieścił się tam tylko jeden aparat tylny, a mimo wykorzystania reszty miejsca na akumulator, ten ma wyraźnie mniejszą pojemność i oferuje znacznie skrócony czas pracy. Zgodnie z zasadą „stwórz problem, rozwiąż problem”, Apple zaoferowało do Aira kosztowny dedykowany powerbank, który przedłuża czas pracy i jest oczywiście niezgodny z całą resztą świata, nawet z innymi iPhone’ami.

Kompromisy zaszły też w elektronice – słabszy modem 5G bez obsługi mmWave (w Polsce rzecz bez znaczenia, ale nie w USA), okrojone Wi-Fi 7 oraz brak możliwości podłączenia do zewnętrznego wyświetlacza przez port USB-C., zgodny zresztą tylko z USB 2.0, mimo że smartfon miałby być szczytem nowoczesności. Gwoździem do trumny okazała się też cena, która jest zbliżona do wariantów Pro. Chyba tylko Apple może być zdziwione, że konsumenci nie nabrali się na cały ten amazing i nie widzieli sensu w płaceniu niemal tyle samo za produkt tak ograniczony.
Rynek nie chce eksperymentów bez sensu
Badanie KeyBanc Capital Markets potwierdza ogólną niechęć rynku do płacenia cen premium za ultralekkie czy nawet składane telefony – foldy i flipy co prawda sprzedają się nieźle, ale nie wyparły tradycyjnych urządzeń i nie wygląda, by nastąpiło to w przyszłości, a co do konstrukcji cienkich, to decyzja Samsunga o rezygnacji z planów wydania następcy Galaxy S25 Edge, mówi sama za siebie – tam też klienci nie docenili geniuszu inżynierów i nie rzucili się do sklepów po wychudzoną nowinkę.
Kolejną rzeczą, jaka wychodzi w badaniach, jest zwątpienie, jeśli chodzi o funkcje AI – wygląda bowiem na to, że ich bogactwo nie ma niemal żadnego znaczenia dla podejmowania decyzji o zakupie. I osobiście to rozumiem – z większości korzystam wyłącznie podczas testów urządzeń, na co dzień je ignoruję, a co bardziej inwazyjne staram się w ogóle wyłączyć, żeby mieć spokój. Może nie ja jeden?