Firma z Północnej Wirginii ma konkretny plan, aby tę wizję urzeczywistnić. Zamiast inwestować w budowę nowych, specjalistycznych instalacji, zamierza wykorzystać już istniejące farmy fotowoltaiczne jako odbiorniki dla energii transmitowanej z orbity. Kluczem do sukcesu ma być przesył za pomocą wiązek lasera bliskiej podczerwieni. Chociaż ta koncepcja wydaje się niezwykle śmiała, to startup twierdzi, że najtrudniejszy element technologii ma już za sobą.
Kosmiczna elektrownia ma działać w prosty sposób. Satelity zbierają słońce bez przerwy
Podstawą tego pomysłu jest prosta obserwacja. Satelity umieszczone na orbicie geostacjonarnej, czyli około 36 tysięcy kilometrów nad Ziemią, mają niemal nieograniczony dostęp do światła słonecznego. Nie przeszkadzają im tam chmury, noc czy zmieniające się pory roku. Dlatego też są to idealne warunki do nieprzerwanej produkcji energii i dlatego właśnie proponowany system opierałby się na całej konstelacji takich satelitów.
Czytaj też: Jeśli te panele słoneczne trafią do sprzedaży, to “premium” w fotowoltaice zmieni się nie do poznania

W tym pomyśle satelity wyposażone w panele fotowoltaiczne przetwarzałyby światło na prąd, który następnie byłby zamieniany na wiązkę światła bliskiej podczerwieni, która byłaby kierowana w stronę naszej planety. Odbiorcami miałyby być istniejące farmy słoneczne, które dziś przez znaczną część doby po prostu nie pracują. Firma uspokaja, że technologia jest bezpieczna, wiązka rozprasza się na dużej powierzchni, a jej intensywność ma być niższa niż w przypadku skanera kodów kreskowych. Bliska podczerwień jest zresztą powszechnie stosowana choćby w światłowodach czy systemach wspomagania jazdy.
Test z samolotu był próbą generalną. Demonstracja technologii przesyłu energii laserem
Pod koniec 2025 roku firma Overview Energy przeprowadziła pierwszą na świecie demonstrację, która przybliżyła ich cel. Podczas testu lekki samolot Cessna Caravan przetransmitował energię za pomocą lasera na odległość pięciu kilometrów. Maszyna znajdowała się na wysokości około pięciu tysięcy metrów, a strumień światła trafił do standardowych, komercyjnych paneli słonecznych umieszczonych na ziemi.

Nie była to wyłącznie pokazówka dla inwestorów. Firma podkreśla, że w eksperymencie użyła dokładnie tych samych komponentów, które planuje umieścić na satelitach. Oznacza to, że kluczowe elementy systemu, takie jak układ optyczny, lasery i moduły fotowoltaiczne, przeszły pomyślną weryfikację, więc teraz pozostaje jedynie przenieść cały system na odpowiednią wysokość.
Ambitny harmonogram i rosnąca konkurencja. Wyścig o kosmiczną energię już się toczy
Overview Energy nie zamierza tracić czasu. Plany są bardzo konkretne, bo satelita testowy na niską orbitę okołoziemską ma polecieć już w 2028 roku. Kolejny etap to wysłanie pierwszych operacyjnych satelitów na orbitę geostacjonarną w latach 2029-2030. Docelowo, na początku przyszłej dekady, firma chce dostarczać energię na skalę gigawatów, ale nie jest jednak sama w tym wyścigu. Na rynku pojawiają się już inni gracze, jak Aetherflux, który również pracuje nad systemem laserowym, czy brytyjski Space Solar, mający nadzieję na przesył energii na Islandię do 2030 roku.
Czytaj też: Montowanie paneli słonecznych na dachach nie musi być utrapieniem. Przez wszystkie te lata robiliśmy to źle?
Istnieją też inne firmy, bo takie jak Emrod czy Orbital Composites, które stawiają na przesył za pomocą mikrofal. Podejście Overview Energy może mieć jednak istotną przewagę. Systemy mikrofalowe wymagają budowy dedykowanych, często bardzo rozległych stacji odbiorczych, a skoncentrowana wiązka może stanowić zagrożenie dla ptaków czy ruchu lotniczego. Amerykański startup chce te problemy obejść, wykorzystując infrastrukturę, która już stoi i czeka na dodatkowe źródło zasilania.
Wyzwania są trudne do zignorowania
Pierwszym i najpoważniejszym problemem jest dramatycznie niska sprawność całego łańcucha przesyłu. Nawet przy optymistycznych założeniach, gdzie każdy etap konwersji energii (panele na satelicie, lasery, panele naziemne) osiąga 30-procentową efektywność, końcowy wynik to zaledwie około 3 procent. Oznacza to, że ponad 97 procent energii zebranej w kosmosie rozproszy się po drodze. Drugą kwestią są kolosalne koszty wyniesienia sprzętu na orbitę. Obecnie umieszczenie jednego kilograma ładunku na orbicie geostacjonarnej to wydatek rzędu 10 tysięcy dolarów, a koszty budowy i instalacji naziemnej fotowoltaiki są wielokrotnie niższe i wciąż spadają.