Pomysł zastosowania tak innowacyjnego napędu w czołgu obiecywał skok w gęstości mocy i responsywności, a przy okazji nadał czołgowi jego charakterystyczny, wysokotonowy dźwięk na poligonach początku lat 80. Zapoczątkował też czterdziestoletnią debatę o logistyce, przeżywalności i tym, czego naprawdę potrzebują współczesne armie, gdy zaczyna się wojna. Co ciekawe, ta debata nigdy się nie zakończyła. Wybuchała na pustyniach, gdzie pył zapychał filtry, a wozy paliwowe pracowały bez wytchnienia, wracała w raportach, gdy budżety się kurczyły i powróciła też ze zdwojoną siłą w 2023 roku, gdy Stany Zjednoczone anulowały kolejną modernizację Abramsa na rzecz opracowania lżejszego następcy.
Wyjątkowy silnik dla wyjątkowego czołgu, ale czy aby na pewno najlepszy?
Sercem Abramsa jest Honeywell AGT1500, czyli kompaktowa turbina o mocy 1500 hp (ok. 1119 kW) i maksymalnym momencie obrotowym na poziomie 3729 Nm przy 3000 obr./min. Jest ona zamknięta w module o objętości poniżej 1,35 m³ i wadze niespełna 1134 kg, a przy tym idealnie wpisuje się w amerykańską doktrynę błyskawicznego przyspieszenia i wysokiej mocy przy minimalnych wibracjach. Sama architektura jednostki przypomina bardziej silnik lotniczy niż samochodowy. Zwłaszcza ze względu na rekuperator odzyskujący ciepło spalin dla poprawy sprawności. Co ważne, turbina może pracować na różnych paliwach (od JP-8 po olej napędowy), choć w praktyce Armia USA standaryzowała się na JP-8.
Czytaj też: Polacy pokazali nową broń, o której trąbią zagraniczne media. Postrach piechoty i czołgistów

Na papierze postawienie na taki napęd w czołgu wyglądało jak czysta wygrana, ale rzeczywiste zużycie paliwa mówiło coś zupełnie innego. Dane zebrane przez lata wskazują średnie spalanie drogowe rzędu ok. 392 litrów/100 km, a raporty z pola często podają wartości od 353 do 706 litrów/100 km w trudnych warunkach. Sama praca na biegu jałowym przekłada się na spalanie rzędu ok. 38 litrów na godzinę, a to ma swoje konsekwencje, bo np. podczas Pustynnej Burzy tempo tankowania często ograniczało realny zasięg i możliwości operacyjne całych jednostek pancernych. Turbina dawała tym samym płynność i niezawodność w boju, ale generowała też koszt – gigantyczny wysiłek logistyczny.

Kompaktowa turbina w czołgu Abrams pójdzie do lamusa?
Kontrowersje pojawiły się jeszcze przed bojowym debiutem. W latach 70., po upadku programu MBT-70, Armia USA zdecydowała się przyspieszyć prace nad nowym czołgiem i zaakceptowała ryzyko turbiny, która dopiero dojrzewała technologicznie. Zwolennicy wskazywali na mniejszą liczbę ruchomych części, łatwe uruchamianie w zimnie i niski profil akustyczny z dystansu, podczas gdy krytycy ostrzegali przed pyłem, gorącymi spalinami i (przede wszystkim) zużyciem paliwa. Do 2000 roku, czyli wraz z rozwojem technologii diesli, spór “diesel kontra turbina” rozgorzał na nowo, a przemysł coraz mocniej promował nowoczesne jednostki wysokoprężne jako lżejsze, mocniejsze i efektywniejsze.
Czytaj też: Rosyjski niszczyciel jądrowy powraca. Amerykanie ze strachu zrezygnowali z tej broni w zeszłym wieku

Amerykanie testowali też alternatywy. Na początku lat 2000. armia wybrała nowszą turbinę LV100-5 dla anulowanego systemu artyleryjskiego Crusader z myślą o wspólnej platformie także dla Abramsa. Pojawił się też demonstrator Abramsa z silnikiem diesla o mocy 1500 KM, który udowodnił, że taka konwersja jest możliwa. Nie były to jednak decyzje zakupowe, lecz kierunki rozwoju, stanowiące dowód, jak silny był niepokój związany z apetytem paliwowym AGT1500 i całym ekosystemem jego obsługi.

Przełom nastąpił stosunkowo niedawno, bo 6 września 2023 roku, gdy Armia USA wstrzymała planowany pakiet modernizacyjny M1A2 SEP v4 i ogłosiła program M1E3, czyli przeprojektowanie Abramsa w kierunku redukcji masy i łatwiejszej logistyki. Raporty Kongresu wskazują na rozważanie opcji hybrydowych diesel-elektrycznych, które mogłyby zmniejszyć zużycie paliwa nawet o połowę w porównaniu z obecnym Abrams. Czy więc czołg z turbiną był błędem, którego Amerykanie sami nie chcieli? Odpowiedź jest bardziej zniuansowana. Turbina dała Abramsowi wyjątkowe przyspieszenie i znakomity stosunek mocy do masy bez powiększania komory silnika. W boju sprawdziła się i była śmiertelnie skuteczna, choć jednocześnie przywiązała czołg do wymagającego reżimu paliwowo-serwisowego, coraz mniej pasującego do realiów rozproszonej wojny i zagrożonych łańcuchów dostaw.
Czytaj też: Nowy chiński BWP to nie jest kopia, a wyjątkowa broń szyta pod globalną dominację
USA projektują następcę Abramsa, uwzględniając te ograniczenia, podczas gdy nasz kraj wprowadza obecny model do użytku, bo jego gotowe atuty przewyższają znane wady. Dla przypomnienia Polska odebrała już 116 egzemplarzy Abramsów M1A1 i ciągle otrzymuje M1A2 SEPv3 w ramach umowy z 2022 roku o wartości ok. 6 mld dolarów.