Ten szwedzki pretendent do tronu nie pojawia się bez odpowiedniego ekwipunku. Jego najpotężniejsza wersja dysponuje mocą 884 koni mechanicznych i momentem obrotowym 1015 Nm – parametry, które jeszcze niedawno kojarzyły się wyłącznie z super-autami spalinowymi. To robi wrażenie, choć warto zachować zdrowy sceptycyzm wobec takich liczb w codziennym użytkowaniu.
Producent przygotował dwa warianty napędowe. Podstawowy Dual Motor oferuje 748 KM i 812 Nm, co pozwala na rozpędzenie od 0 do 97 km/h w 3,8 sekundy. Brzmi imponująco, ale wersja Performance idzie o krok dalej – z mocą 884 KM i momentem 1015 Nm osiąga tę samą prędkość w zaledwie 3,1 sekundy. Obie wersje mają ograniczoną prędkość maksymalną do 250 km/h. Ciekawostką jest różnica w zasięgu – mocniejszy wariant oferuje 565 km według WLTP, podczas gdy słabszy może przejechać do 670 km na jednym ładowaniu.
Kolejnym aspektem wartym uwagi jest architektura 800 woltów, która umożliwia ładowanie z mocą 350 kW. W praktyce oznacza to naładowanie baterii od 10 do 80 procent w około 22 minuty, oczywiście pod warunkiem dostępu do odpowiedniej ładowarki. Bateria o pojemności 112 kWh (z czego 106 kWh użytkowej) wykorzystuje technologię NMC dostarczaną przez SK One. Co ciekawe, konstrukcja akumulatora stanowi integralną część stalowej struktury pojazdu, co według producenta poprawia bezpieczeństwo i sztywność nadwozia.
Przechodząc do kwestii technicznych, Polestar 5 zbudowano na specjalnie zaprojektowanej aluminiowej platformie PPA. Rama wykorzystuje 13 procent aluminium z recyklingu i 83 procent aluminium z hut, co ma zmniejszyć ślad węglowy pojazdu. Design charakteryzuje się brakiem tylnej szyby – zastąpiono ją kamerą cofania o wysokiej rozdzielczości, podobnie jak w modelu Polestar 4. Przednia maska integruje różnorodne czujniki w systemie SmartZone, w tym radar i przednią kamerę parkingową. Samochód wyposażono w 11 kamer wizyjnych, jedną kamerę monitorującą kierowcę, jeden radar średniego zasięgu i 12 czujników ultradźwiękowych.
Wnętrze to prawdziwe centrum multimedialne z 14,5-calowym pionowym wyświetlaczem, 9-calowym zestawem wskaźników za kierownicą i 9,5-calowym systemem head-up display wyświetlającym informacje na przedniej szybie. Chociaż auto zaprojektowano jako czteromiejscowe, tylny podłokietnik można podnieść, aby pomieścić piątego pasażera. Producent zastosował także interesujące rozwiązanie przestrzenne zwane „foot garage” za przednimi siedzeniami, które zapewnia dodatkowe miejsce na nogi dla pasażerów z tyłu.

Systemy wspomagania kierowcy oparto na technologii Mobileye, natomiast system informacyjno-rozrywkowy działa na wbudowanym oprogramowaniu Google Android. Wersja Performance otrzyma dodatkowo sportowo zestrojone zawieszenie z półaktywnymi amortyzatorami oraz specjalnie zaprojektowane opony Michelin o rozmiarach od 20 do 22 cali.
Dostawy do klientów planowane są na pierwszą połowę 2026 roku. Wersja Performance ma kosztować w Ameryce Północnej ponad 100 000 dolarów (około 400 000 złotych), co stawia ją w bezpośredniej konkurencji z najdroższymi sedanami elektrycznymi na rynku. To niemała inwestycja, szczególnie biorąc pod uwagę obecne preferencje klientów, którzy wyraźnie wolą SUV-y.
Premiera odbywa się w ciekawym momencie dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. Ponad 150 dyrektorów z sektora samochodów elektrycznych zaapelowało do UE o utrzymanie celu zerowej emisji do 2035 roku. Ostrzegają, że każde opóźnienie zahamuje rozwój rynku pojazdów elektrycznych i wzmocni zagranicznych konkurentów. Stanowi to wyraźną kontrę do wcześniejszego stanowiska europejskich stowarzyszeń producentów samochodów, które twierdziły, że 100-procentowa redukcja emisji do 2035 roku nie jest już wykonalna.
Czytaj też: Tesla upokorzona. Porsche jako pierwsze wprowadza przełomową technologię
Polestar 5 to nie tylko kolejny model w gamie, ale swoisty manifest technologiczny pokazujący postępy elektromobilności w segmencie premium. Pozostaje jednak pytanie, czy rynek jest gotowy na kolejny drogi sedan elektryczny w czasach, gdy większość klientów wyraźnie preferuje SUV-y. Szwedzi postawili wszystko na jedną kartę – czas pokaże, czy ta strategia się opłaci.