Są gry, na które czeka się z zapartym tchem od momentu ujrzenia pierwszego newsa. Gry, którymi można niezdrowo się podniecać oglądając pół roku później ich pierwszy trailer. Gry, na których premierę czeka się z niecierpliwością i z rozmarzeniem skreśla się dni w kalendarzu. Gry, które kocha się zanim jeszcze zamruczą w naszej stacji dysków i w których ignoruje się każde niedociągnięcie, ciesząc się po prostu dobrą zabawą. Taką grą jest dla mnie i myślę, że dla każdego fana Tolkienowskiego świata właśnie “War in the North”. Pozostałym graczom radzę uważnie przeczytać poniższą recenzję, by uniknąć rozczarowań…