ACTA nie taka groźna jak przypuszczano

Anti-Counterfeiting Trade Agreement jest już dostępne w Internecie (plik PDF). Tajne porozumienie, negocjowane przez największe mocarstwa na świecie, ma spowodować, że za jakiś czas zapomnimy o czymś takim, jak piractwo. Czy aby na pewno? Przeglądając tekst porozumienia, odnosimy wrażenie, że ACTA jest mocno przereklamowana. Jeden z krajów uczestniczących w negocjacjach, czyli Unia Europejska, stwierdził, że nawet nie musi modyfikować swojego prawa, by ACTA mogła w nim obowiązywać.
Stany Zjednoczone ryzykują nawet dyplomatyczne skandale, byle tylko przepchnąć swoją wizję kontroli Internetu
Stany Zjednoczone ryzykują nawet dyplomatyczne skandale, byle tylko przepchnąć swoją wizję kontroli Internetu

Z ACTA zniknęły nawet zapisy, które zabraniały produkowania i sprzedaży narzędzi umożliwiających obchodzenie DRM i innych tego typu mechanizmów. Pozostał jedynie zapis zabraniający urządzeń, które powstały tylko i wyłącznie do tego celu. Zniknął również zapis dotyczący trzech ostrzeżeń, czyli powiadamiania internauty, że pobiera pirackie pliki, a jeżeli to nie pomoże, to odcinanie go od Internetu. ACTA tego jednak nie zabrania.

Czym jest właściwie ACTA w obecnej formie? Bardziej manifestacją, niż surowym aktem prawnym. W negocjacjach ACTA brały udział USA, Unia Europejska, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Singapur, Korea Południowa, Meksyk i Maroko i wszystkie one uzgodniły “stanowisko dotyczące ochrony własności intelektualnej na arenie międzynarodowej”. Pff.