Test Drive Unlimited 2 – jazda próbna

Pierwszy Test Drive Unlimited nie był grą przełomową. Dawał jednak mnóstwo dobrej zabawy. Pomijając szeroki wachlarz samochodów, niezła grafikę czy mnogość zadań, jej sednem była rozgrywka sieciowa. Druga część, a konkretnie jej testowa wersja, także grą przełomowa nie będzie. Co nie znaczy, że nie ma szans na powtórzenie sukcesu poprzedniczki.
Test Drive Unlimited 2 – jazda próbna

Grafika:

Forza Motosports III to nie jest. Przynajmniej pod względem scenografii. Drogi, drzewa, budynki, mosty są solidnie odwzorowane, brakuje im jednak sporo do fotorealizmu. Bolesna jest też jednostajność przestrzeni. Ibiza, bo na niej rozgrywa się akcja TDU2, wygląda na wyspę kompletnie martwą. Dzieje się tak za sprawą braku przechodniów. Najwidoczniej autorzy obawiali się, że umieszczenie ich na chodnikach szybko zamieni grę wyścigową w krwawą jatkę. Jest to zrozumiałe, jednak nie zmienia poczucia pustki.

Pojazdy wykonane są z o wiele większą pieczołowitością niż otoczenia. Trudno się temu dziwić, w końcu to one są sednem gry. Jest ich całkiem sporo. Od starych mustangów, po najnowsze modele Ferrari. Mowa oczywiście o autach którymi możemy jeździć. Pojazdy symulujące ruch uliczny nie będące w naszym władaniu to zwykłe autka cywilne. Graficznie solidne, ale oka nie przyciągają. Ot, przeszkadzajki mające utrudnić nam poruszanie się po drogach.

Dźwięk:

Każde auto ma swój własny odgłos silnika, wzorowany na oryginalnym. Nie spotkamy się więc z sytuacją w której Mustang prycha jak nasz swojski Maluch, a Ferrari wydaje odgłosy Hondy. Wszystko jest na swoim miejscu. Zabawę umilać będą też stacje radiowe uruchamiane z poziomu kokpitu. W wersji testowej opcja ta jest mocno okrojona więc nic więcej na jej temat napisać nie mogę.

Sterowanie:

No cóż. Przyznać musze, że w tym punkcie od finalnej wersji oczekuję poprawy. Auta wpadają w dziwne poślizgi. Nie trzymają się zbyt dobrze drogi. Na suchej nawierzchni są jeszcze do opanowania, jednak w chwili gdy trafimy na deszcz kręcą bączki i wypadają z trasy. Fizyce jazdy bliżej do symulatora, niż arkadowych wyścigów za jakie uchodzi TDU. No chyba, że autorzy postanowili powrócić do korzeni serii. Wtedy jednak je najnowsza odsłona może spotkać się z co najmniej chłodnym przyjęciem.

Fabuła:

W sumie trudno cos o niej powiedzieć. Wydaje się bowiem mocno infantylna. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że film Szybcy i wściekli miał głębszą. Zaczynamy na imprezie nad basenem. Poznajemy na niej młodą babeczkę która namawia nas na wypróbowanie jej nowego Ferrari. Oczywiście szybko okazuje się, że nie dajemy sobie rady z tak zaawansowaną maszyną i zdenerwowana właścicielka odsyła nas do szkoły nauki jazdy, jednocześnie zostając naszą promotorką. Okazuje się bowiem, ze prowadzi program motoryzacyjny w telewizji. Dalszego ciągu historii można się domyśleć. Każdy nasz postęp w karierze honorowany jest wizytą w studio programu.

Rozgrywka:

Wspomniany powyżej tryb kariery może nie przypaść do gustu graczy. I to nie z powodu miałkości fabuły. Otóż by ją zacząć trzeba poddać się egzaminowi z umiejętności prowadzenia auta. To klasyczna auto szkoła rozbudowana, już na najniższym poziomie, o umiejętność robienia poślizgów i bączków. Najmniejsze nawet odstępstwa od wytyczonego schematu lekcji karane są powrotem do linii startu. Podam przykład. Na trasie z limitem czasowym miałem wykonać slalom, zakręt o 180 stopni i dojechać na czas do mety. Po paru próbach udało mi się wreszcie zmieścić w czasie. Jednak w trakcie mijania mety wpadłem w poślizg i przejechałem jej linię przednimi kołami. Okazało się to błędem i mimo kosmicznych wyczynów na trasie wrócić musiałem do punktu wyjścia. Ktoś powie, trzeba było wykonać zadanie i teraz nie płakać. Możliwe, ale po grze wyścigowej oczekuję szybkiego startu i mnóstwa zabawy, a nie szkółki jazdy z instruktorem psychopatą bez którego parafki nie mogę wyjechać na ulice. Frustracje potęguje fakt, że wygląda na to, że szkółkę odwiedzić trzeba za każdym razem kiedy wskakuje się na wyższy poziom umiejętności.

Osobiście dałem sobie spokój z trybem kariery i skupiłem się na niezwiązanej z nim jeździe po Ibizie. Szybko okazało się, ze to najlepszy z wyborów. Podobnie jak w poprzedniej części  na drodze spotkać można innych żywych graczy. Można ich zaprosić można do wyścigu, pościgać się bez zaproszenia, pozajeżdżać sobie drogę, pomóc (zajeżdżając komuś drogę)  znajomym biorącym udział w konkurencjach sieciowych. Czyli skorzystać ze wszystkich opcji które sprawiały, że pierwsza odsłoną test Drive Unlimited była świetną grą. Najnowsza tez ma szanse taka się stać. Czeka ja jednak przed oddaniem do tłoczni sporo poprawek, bez których może zostać niezauważona pomiędzy premierami nowych GranTurismo i Forzy Motosport.