Precz z wytwórniami płytowymi! Precz z “przemysłem” rozrywkowym!

Literatura, kinematografia czy muzyka istniały na długo, zanim powstały pierwsze wytwórnie. Artyści sami dbali o swój wizerunek, o promowanie swoich dzieł i o otrzymywanie za to godziwego wynagrodzenia. Oczywiście, niekoniecznie sami. Wraz z upowszechnieniem środków masowego przekazu pojawiła się możliwość łatwego dotarcia do niezliczonej grupy odbiorców. Nie każdy musi się znać na biznesie: Jimi Hendrix umiał robić niestworzone rzeczy ze swoją gitarą, ale nie sądzę, by znał się na biznesie.
Precz z wytwórniami płytowymi! Precz z “przemysłem” rozrywkowym!

Dlatego artyści zaczęli szukać pomocy. Najpierw byli to znajomi bankierzy, księgowi, ekonomiści, menadżerowie. Potem, gdy powstał popyt, zaczęto wynajmować ludzi, którzy się w tym wyspecjalizowali. Popyt nie ustawał, więc owa grupa zawodowa zaczęła się zrzeszać. Tak powstały wytwórnie filmowe, płytowe, tak powstali wydawcy oprogramowania i gier. Trwało to przez kilka dekad. Potem pojawił się Internet.

Internet i szerokopasmowe łącza umożliwiły artystom w banalny sposób dzielenie się swoją twórczością. Internauci, bez wychodzenia z domu, mogą ową twórczość pobierać i kupować. Bez pośrednictwa wytwórni, które z czasem stało się bardzo kosztowne (i trudno się dziwić: armia “opiekunów” charytatywnie pracować nie będzie). Cały model biznesowy stracił sens bytu. To jednak oznaczałoby upadek branży wartej gigantyczne pieniądze. Więc branża broni się, rękami, nogami, zębami i pazurami. Nie dziwię się, aczkolwiek zdecydowanie nie kibicuję.

Nagle się okazuje, że płytę można sprzedać za 20 zł i godnie na niej zarobić. Albo nie zarabiać na niej wcale, rozdać ją w Sieci za darmo i zarabiać na koncertach. Nagle się okazuje, że film ze znanymi nazwiskami i profesjonalnie zrobiony nie wymaga machiny dystrybucyjnej wytwórni. A oprogramowanie? Tu jest nieco inaczej, gdyż najwięksi tej branży sami wydają swoje produkty. Tu jednak doskonałym przykładem są twórcy gier wideo, gdzie jest wyraźny podział na studio odpowiedzialne za grę i wydawnictwo.

Do kosza z wytwórniami, które nam nic nie dają! I coraz więcej osób zaczyna to rozumieć. Najpierw pojawił się MySpace, dzięki któremu masa młodych, ambitnych artystów mogła zaistnieć w Internecie, i w wielu przypadkach wypromować na sam szczyt. Za darmo. W zamian wyświetlając swoje własne reklamy na stronach zespołów. Potem i wielcy showbiznesu zaczęli to dostrzegać. Gigant branży muzycznej, zespół Metallica, zakończył swój kontrakt z Warner Brothers. Zespół zapowiada, że nie planuje, przynajmniej na razie, zawierania nowej umowy. Metallica to szczególnie ciekawy przykład, gdyż zespół ten niegdyś był “twarzą” wytwórni płytowych w walce z internetowym piractwem i Napsterem. Po latach, Lars Ulrich, perkusista i szef supergrupy przyznaje, że tamto działanie było straszliwym błędem i wynikało z niezrozumienia tego, co oferuje Internet i jak funkcjonuje. Jak Metallica zamierza wydawać dalej płyty? Na razie nie została podjęta decyzja, ale najprawdopodobniej będzie to robić albo własnym sumptem, albo wydając muzykę do Internetu i zarabiając na koncertach. Nie oni jedni: Nine Inch Nails i Coldplay już mają na swoim koncie płyty, które w pełni legalnie i za darmo można pobrać z Sieci. W Polsce również da się zauważyć ten trend, przede wszystkim na scenie hip-hopowej, ale i “Glaca” ze Sweet Noise / My Riot jest znany z niechęci do “muzycznych molochów”, coraz bardziej uniezależniając się od przemysłu. Skąd bierze kasę? Od sponsorów. “Glaca” jest twarzą napoju energetycznego Monster Energy, a klip do pierwszego singla promującego najnowszą płytę jego zespołu zawiera product placement Lenovo. Nikt nie krzyczy, że “przez reklamę zespół się sprzedał”. Wręcz przeciwnie: dzięki reklamie, zespół ma budżet na robienie świetnych rzeczy przy zachowaniu niezależności:

Z filmami i grami wideo jest nieco trudniej, gdyż te kosztują nieraz gigantyczne pieniądze. Ciężko uzbierać budżet stu milionów dolarów na widowiskowe kino akcji nie mając ubezpieczenia w postaci machiny marketingowej, jaką zapewnia wytwórnia filmowa. Ale i tu coś się zaczyna dziać. Najnowsze dzieło Kevina Smitha, thriller Red State z Johnem Goodmanem w roli głównej nie jest finansowany przez żadną wielką wytwornię. Oglądałem. Film nakręcony jest fenomenalnie, gorąco polecam:

Niesamowitą przytomnością umysłu wykazał się też Amazon, który mnie zainspirował do napisania tej notki. Tej jesieni ma zamiar wydać 122 książki, zarówno w formie fizycznej, jak i cyfrowej. Amazon całkowicie pominie wydawnictwa, współpracując bezpośrednio z autorami. Dzięki temu książki mają być nie tylko dużo tańsze, ale i więcej z tych pieniędzy trafi do kieszeni autora: zamiast kilku procent, kilkadziesiąt. Czuję, że to prekursorski ruch. Czuję, że już niedługo iTunes, Zune, Spotify pójdą w jego ślady.

Żegnajcie wytwórnie płytowe, filmowe, wydawnictwa cudzego oprogramowania. Spełniliście swoją rolę, i, teraz piszę całkiem serio, nieraz bardzo pożyteczną. Jednak na was już przyszedł czas. W XXI wieku nie ma już na was miejsca.