Nathan Drake w mych dłoniach – recenzja “Uncharted: Złota Otchłań”

Ma zawadiackie spojrzenie, brązowe włosy, które chętnie bym potargała, muskularne ramiona, encyklopedyczną wiedzę i niesamowity urok osobisty. Nathan Drake’ to bohater, który zawsze pakuje się w sam środek najgorętszych kłopotów odkrywając kolejne tajemnice starożytnego świata. Mimo, że wyrzyna w pojedynkę armie najemników, skacze dalej niż rekordziści olimpijscy i tryska wiecznym optymizmem – to dla mnie najbardziej realny mężczyzna, jakiego spotkałam w grach video. Ma w sobie niebywałą charyzmę i osobowość kumpla, z którym można kraść konie. Przeżywane z nim przygody na długo zapadają w pamięci.
Nathan Drake w mych dłoniach – recenzja “Uncharted: Złota Otchłań”

Dlatego trzymając w dłoniach PS Vitę, byłam w 100% pewna, że i tym razem Nate zaspokoi moje wszystkie (no, powiedzmy;)) potrzeby, a więc: intrygującą fabułę, masę akcji i łamania palców w elementach zręcznościowych, trochę wysiłku umysłowego przy rozwiązywaniu zagadek i słuchanie głosu Boberka;) Obawiałam się tylko jednej rzeczy. Że Vita nie udźwignie graficznie poziomu, do jakiego przyzwyczaił nas Naughty Dog. Po przejściu prologu, byłam już w innym świecie. Nawet nie zauważyłam (o wstydzie!), że tym razem za realizację Uncharted wziął się całkowicie inny zespół.

Bend Studio

(odpowiedzialne m.inn. za serię “Syphon Filter”) jednak poradziło sobie wyśmienicie nie tylko zachowując wszystkie aspekty znane z gier na PS3, ale również doskonale ukazując moc nowiutkiego produktu Sony.

Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda…

Akcja “Złotej Otchłani” dzieje się na kilka lat przed wydarzeniami znanymi z oryginalnej serii. Najbardziej widać to po wyglądzie Sally’ego, który ma zdecydowanie mniej siwych włosów na głowie;). Za uroczą partnerkę Nate dostaje też atrakcyjną, choć wyglądającą na dużo młodszą od Eleny – Chase. Fabuła zawiązuje się w momencie, w którym stary przyjaciel naszego bohatera – Dante (znany łowca skarbów czyt. złodziejaszek) prosi Drake’a o pomoc w wyjaśnieniu symboli znalezionych w wykopaliskach archeologicznych kolumbijskiej dżungli. Wchodzenie na teren byłego generała i narkotykowego bossa jak łatwo się domyślić nie jest dobrym pomysłem. I Nate też głupi nie jest – chętnie by spasował, ale gdy pojawiają się piękne oczy dziewczyny, wzruszonym tonem opowiadającej o zaginionym dziadku – archeologu, który poświęcił całe życie na rozwiązanie pewnej tajemnicy… Cóż, jaki mężczyzna mógłby odmówić?

Fabuła jest intrygująca – wciągnęła mnie bardziej niż pierwsze Uncharted, ale to kwestia bardzo subiektywna. Zwroty akcji są raczej do przewidzenia. Konflikt zbrojny, w którym przyjdzie nam uczestniczyć niemal od początku do końca, jest jakby troszkę wymuszony. Czy generałowi, który utrzymuje armie tylu najemników, naprawdę by zależało na skarbach, o których ma tak nijakie pojęcie? Gdy mija pierwszy zachwyt grą, zaczyna dostrzegać się pewien schemat rozgrywki. Nate dociera do miejsca, z którego nie ma dalszej drogi. Rozwiązuje zagadkę, często używając swojej niebywałej sprawności fizycznej. Otwiera się przejście. Jest kolejny trop. Czujemy, że jesteśmy coraz bliżej. Ni stąd, ni zowąd zaczynają do nas strzelać najemnicy, albo sam El Generale, który kolejny raz mówi do swoich podwładnych ” Zabijcie go!” i odchodzi, podczas gdy my rozwalamy całą armię i idziemy dalej… Dużo bardziej interesująco przedstawia się natomiast wątek ściśle związany z legendą o Sete Cidades. To jest właśnie to, czego szukam w takich produkcjach. Tej przygody, która pozwala uwierzyć we wszystkie mity, czy to w świętego Graala, czy w el Dorado. Historia, którą opowiada Nate nie byłaby jednak tak wspaniała, gdyby nie to, że to od nas zależy, ile się o niej dowiemy!

Nie wszystko złoto, co się świeci

I przejdę teraz do esencji, tej części Uncharted. “Złota Otchłań” zaszczepi w każdym Graczu żyłkę poszukiwacza skarbów. Ale nie tyle złotych świecidełek czy posążków, jakie zazwyczaj zbieraliśmy w poprzednich częściach, ale rzeczy, mających wartość historyczną. Czegoś, co poszukują archeolodzy – drzeworyty, mapy, posągi i wiele innych rzeczy. Wszystkie znaleziska są posegregowane w komplety, z których każdy opowie nam jakąś historię. Przykładowo, szukając śladów dziadka Chase, przyjdzie nam szukać kilofa, kielni, jego medalionu i identyfikatora. Każdy przedmiot jest komentowany przez Drake’a i skrupulatnie opisany w notatniku, do którego warto zaglądać. Ale to jeszcze nie wszystko…

Oprócz standardowych “znajdziek”, Nate tym razem został wyposażony w aparat fotograficzny, którym będziemy mogli robić zdjęcia, umożliwiające poszerzenie zbioru kolekcji trofeów. Jako, że sama uwielbiam fotografować, musicie zrozumieć, że opcja ta ogromnie mnie ucieszyła. Korzystanie z funkcji aparatu we Vitcie dodało niesamowitej immersji. Siedzę w pokoju przecież, ale trzymając konsolkę tak jak normalny aparat, używając zoomu identycznie jak w smartfonach dotykowych i obracając się widzę przepiękną panoramę dżungli, ze szczytu ruin Kunów – czuję się, jakbym tam była…

Ale to też jeszcze nie wszystko!

Są przecież rzeźby, tak stare, że ich zarysy na zdjęciu byłyby kompletnie nieczytelne… Tutaj z technologią wygrywa stara kartka papieru i węgiel… Maziając więc palcem po ekranie, obrysowujemy ich kontury i zbieramy części kolejnej układanki, a Nate przy okazji uczy nas jak nazywali się poszczególni bogowie Kunów (a tak po prawdzie ” Indian Kuna”) i przybliży ich ciekawą mitologię. Nie są to żadne mini-gry bo ich poziom (nawet układanie puzzli) trudności jest w zasadzie zerowy – ale wierzcie mi – to jest i tak bardzo przyjemne. Tak samo jak czyszczenie przedmiotów z błota, czy balansowanie konsolą gdy Nate traci równowagę. Jak bujanie ją w przód i w tył, by rozhuśtać linę. Jak kręcenie zamkiem szyfrowym za pomocą ekranu dotykowego. Jak (tu miałam opad szczęki) kierowanie konsoli pod światło, by odczytać tekst pisany specjalnym atramentem;)

Tak właśnie wyobrażam sobie granie na handhealdzie: intuicyjne przenikanie się dwóch środowisk – realnego i wirtualnego. Stosowanie jak najczęściej pomysłów wymagających oderwanie palców od gałek analogowych.

Ze snajperką za pan brat

Strzelanie w “Uncharted” jest również całkiem fajne – pod warunkiem, że nie ma go zbyt dużo. Tak uważałam do tej pory i w sumie zdania nie zmieniłam. W ” Złotej Otchłani” wrogów mamy pod dostatkiem, wybijamy ich dziesiątkami w każdym z 34 rozdziałów. Na PS3 byłoby to męczące. Ale Vita znów mnie zaskoczyła fantastycznym trybem celowania … Zwłaszcza z mojej ukochanej snajperki. Po kliknięciu przycisku celowania, ekran Vity zmienia się w celownik. Używając tylnego panelu dotykowego korzystamy z zoomu i ruszając konsolą ustawiamy cel – tak jak w trybie aparatu fotograficznego… Fantastyczne uczucie. Czujemy się jak prawdziwy snajper, gdy przez własne drżenie rąk,nie uda nam się zestrzelić obiektu. Tryb walki również jest emocjonujący, gdyż sekwencje QTE wymagają od nas odpowiedniego ślizgania się palcami po ekranie.

Jeśli baliście się oglądając Vitę w sklepie, że analogi są tu zbyt małe, rozwieję wasze wątpliwości. Wszystko jest doskonale wyważone i zapewnia o wiele lepszą precyzję! Podczas poruszania się nie musimy zawsze używać przycisków funkcyjnych, ale np. wchodząc po skale możemy wskazać Nate’owi drogę, rysując palcem kierunek ruchu. Wszystko jak widzicie dostosowane jest do komfortu Gracza:)

Klimat wizualno-dźwiękowy

Nie mogło być inaczej – “Złota Otchłań” została kompletnie spolonizowana. W roli Nate’a tradycyjnie wystąpił świetny Jarosław Boberek i tu nie można się do niczego przyczepić. Aktor jest już idealnie zżyty z postacią i słychać to w każdej odsłonie gry. Na uznanie natomiast zasługuje Dorota Gardias, która po raz pierwszy w życiu pracowała przy dubbingu postaci. Znana i sympatyczna pogodynka użyczyła głosu partnerce Drake’a – Chase i wypadła bardzo dobrze. Posłuchajcie sami, jak opowiadała o tym niezwykłym dla niej doświadczeniu.

Muzyka jest taka jak zawsze. Ekspresyjna, wpadająca w ucho i wpasowana w akcje. Jeśli zaś chodzi o stronę wizualną – czyli to, czego się obawiałam – jest niesamowicie… Śmiało można przyznać, że Vita mało odbiega pod tym względem od swojej starszej siostry. Modele postaci, cut –scenki, panoramy i wszystkie detale – są niemal identyczne jak w wersjach konsolowych “Uncharted”. Jest naprawdę pięknie! Jedyne co mogę zarzucić “Złotej Otchłani” to to, że różnorodność lokacji, jest bardzo mała – w stosunku do swoich poprzedników. Głównie akcja toczy się w dżungli, lub wewnątrz ruin. Żałuję też, że nie było tak spektakularnych momentów, jak w częściach poprzednich. Zrozumcie dobrze – jest ekstra – ale jak na filmowość, do której “Uncharted” nas przyzwyczaiło – niczego nie urywa;)

Podsumowanie:

Grając w “Złotą Otchłań” bezapelacyjnie zakochałam się w Vitcie. To bez wątpienia najładniejsza gra na wszystkie konsole przenośne i absolutny must have dla posiadaczy tego handheald’a. Ciekawe wykorzystanie wszystkich aspektów Vity w rozgrywce mnie bardzo poruszyło i obudziło dawne nadzieje, na większą integralność ze środowiskiem gry. I Nate, jak zawsze czarujący! I partnerka, w końcu sympatyczniejsza. Bez żadnego malkontenctwa gorąco polecam!

Plusy:

+ Ciekawe wykorzystanie potencjału PS Vita

+ Przepiękna grafika i oprawa audio

+ Doskonała polonizacja

+ Kolekcje skarbów i system odkrywania zagadek

+ Celowanie ze snajperki

+ Fabuła

+ Drake;))))))))))))

Minusy:

– Brak zaskakujących, filmowych momentów

– Duża liczba monotematycznych wrogów

Ocena:

90/100

Więcej recenzji i newsów na: