The Cave: recenzja gry

The Cave: recenzja gry

Platformówki nigdy nie były moim ulubionym gatunkiem. Szybkie tempo, bohaterowie nakreśleni mdło lub pobieżnie i wykonywanie wciąż tych samych czynności – ot, rozrywka, przy której wyłącza się mózg i ćwiczy najczęściej tylko palce. By gra z tego rodzaju przykuła mnie na dłużej musi posiadać coś więcej.

Limbo

dajmy na to miało depresyjny, przygnębiający klimat, a seria Trine obłędną grafikę. The Cave natomiast z pozoru niczym wielkim się nie wyróżnia; nie da się jej przykleić jednej łatki czy wskazać elementu, którym bije na głowę konkurencję. Lecz mimo to wciągnęła mnie z miejsca i sprawiła, że od razu po jej ukończeniu zaczęłam w nią grać od nowa – a to zdarza się raz na milion lat…

Jaskinia

– w grze spersonifikowana, będąca ironicznym lecz całkiem sympatycznym narratorem całej opowieści, jest kusicielem, który namawia śmiałków do odkrycia jej wszystkich skarbów i równocześnie moralizatorem, który zasiewa w nas ziarenka niepewności. Jej tajemnicze zakamarki pełne są sekretów, dzięki którym poznajemy historie naszych bohaterów. Historie o tyle ciekawe, że niebanalne, wywołujące lekki dreszczyk i mimo całej oprawy fantasy, tak bardzo ludzkie. Każdy z bohaterów – a jest ich siedmiu – ma na sumieniu pewne grzeszki, które wychodzą dopiero w trakcie naszej podróży w głąb jaskini, czyli de facto – podróży w głąb ich osobowości.

Na starcie wybieramy trzy postacie, z którymi już nie rozstaniemy się przez całą drogę – wybór ten ma znaczenie kluczowe ponieważ oprócz dysponowania unikalnymi właściwościami każdego z bohaterów, uzyskujemy też dostęp do poziomów przeznaczonych dla takiego zestawienia. Gama postaci jest nadzwyczaj barwna: mamy średniowiecznego rycerza, który wytwarza wokół siebie ochronne pole;

wieśniaka

, który jako jedyny potrafi nurkować;

poszukiwaczkę przygód

wykorzystującą linę do przeskakiwania przepaści;

bliźniaków

potrafiących stworzyć na chwilę własne kopie,

mnicha

obdarzonego zdolnością telekinezy;

naukowca

, który potrafi hakować komputery oraz podróżnika z przyszłości, który może się teleportować na krótkie dystanse. Ich życiorysy poznajemy jedynie za pomocą pojedynczych obrazków znajdowanych po drodze. Nie ma tu zbędnych dłużyzn i męczącego czytania – interpretacja jest jasna i szybka.

Mechanika jednak ma już zgoła odmienne tempo. Tak naprawdę The Cave bliżej do gry przygodowej, bo choć elementy zręcznościowe są to nie przesądzają one o naszym zwycięstwie. Nie ma tu paska życia, a jeśli przez przypadek spadnie się prosto w przepaść to nasz bohater odradza się automatycznie kawałek dalej. Osią zabawy jest pokonywanie kolejnych przeszkód przy pomocy znalezionych po drodze przedmiotów. Każda postać może nieść tylko jedno narzędzie, a tych na daną lokację jest zazwyczaj znikoma ilość, przez co nie zdarza się, żebyśmy utknęli gdzieś na dłużej. Zagadki logiczne opierają się na znanych i sprawdzonych patentach: dopasowywaniu rur, by uzupełnić ciąg wodny, wysadzaniu przejść dynamitem, stawaniu w odpowiednich miejscach – słowem nie znajdziecie tu nic abstrakcyjnego (zwłaszcza jeśli zjedliście zęby na przygodówkach ). Z całym uszanowaniem dla klasyki tego gatunku, ale ja nie mam już cierpliwości do klikania i kombinowania każdym przedmiotem na wszystkim i cieszę się, że twórcom The Cave udało się tego uniknąć. Niestety noga powinęła im się w innej kwestii.

Poziomy są zaprojektowane fajnie i pomysłowo jeśli chodzi o oprawę graficzną

ale też są zbyt rozwlekłe

. Za dużo w nich biegania. Trochę to wkurzające, gdy wchodzi się jedną postacią na sam szczyt góry, by przy końcu okazało się, że ten bohater i tak dalej nie przejdzie i należało wybrać kogoś innego. Albo, że potrzebny do rozwiązania zagadki przedmiot trzyma akurat postać znajdująca się na samym dole poziomu. A wystarczyłby tutaj chociaż wspólny inwentarz… Z drugiej strony taki zabieg dodaje też drobny element ryzyka. Gracz przecież zastanawia się, czy danym korytarzem puścić tego, czy tamtego bohatera; co wręczyć im do ręki. Jedno jest pewne – dzięki takiej mechanice Double Fine wydłużyło czas rozgrywki, która za pierwszym razem nie powinna Wam zająć dłużej niż 5 godzin. Przypuszczam też, że z tego samego powodu studio oddało nam do dyspozycji nie 6, by móc zaliczyć wszystkie historie na dwa razy, lecz 7 bohaterów, by ciekawość ostatniej opowieści kazała nam grać w The Cave po raz trzeci (Nikt nie będzie mógł narzekać przez to, że gra jest za krótka). To już bym wolała, żeby dodali dwóch kolejnych śmiałków, by za każdym razem widzieć przynajmniej różnorodne lokacje.

Pod względem grafiki jest przyzwoicie. Nie jest to oślepiający przepych barw i form jak w przypadku Trine, ale kreskówkowa, minimalistyczna, lecz różnorodna oprawa, która pasuje do całości. Jaskinia skrywa w swym wnętrzu takie lokacje jak wesołe miasteczko, egipskie grobowce, zamek z obowiązkowym smokiem i księżniczką czy dom przypominający charakterem animacje Tima Burtona. Jest smacznie i ciekawie, a nade wszystko

humorystycznie

(o ile ktoś lubi czarny, czasami nieco cierpki humor). Komentarze Jaskini są niezłe, może nieco oczywiste, ale wprawiają w dobry nastrój. Może szkoda, że nasi bohaterowie przez całą drogę milczą, a voice actingiem mogą się popisać tylko postacie NPC.

The Cave to gra, która z pewnością podbije serca wielu graczy za sprawą swojego bajkowego, mrocznego klimatu i ciekawymi bohaterami. Zdziwiła mnie swoją prostotą, przystępną formą i morałami, które z kolei nie tak często poruszane są w grach. Nie jest to hit pozbawiony wad, ale moim zdaniem pozycja idealna na zimowe wieczory, w których umysł ludzki pracuje jeszcze ociężale przed nadejściem wiosny i nie ma ochoty na skomplikowane czynności.

Ocena: 80/100

Plusy:

+ Różnorodni bohaterowie i ciekawe historie

+ Rozbudowane poziomy

+ Prosty, intuicyjny i przyjemny gameplay

+ Humor

Minusy:

– Dużo biegania w te i spowrotem

– Przy trzecim podejściu gra się już nudzi (konieczność wyboru dwóch tych samych bohaterów)