Czerń i biel żywych trupów, czyli recenzja The Walking Dead 2: In Harm’s way

Czerń i biel żywych trupów, czyli recenzja The Walking Dead 2: In Harm’s way

W “A House Divided” twórcy przeszli samych siebie. Rzadko kiedy w trakcie rozgrywki odczuć można tak silne emocje i panikę w przypadku konieczności podjęcia trudnych decyzji w ułamkach sekund, jak właśnie w przypadku ostatniej części drugiego sezonu “The Walking Dead”. Nasi bohaterowie trafili w ręce brutalnego despoty i przez 2 miesiące mogliśmy przygotować się na to, co zaoferuje nam kolejny odcinek. Spodziewałam się czegoś naprawdę mocnego – rozchwiania emocjonalnego wśród członków grupy, depresji spowodowanej niewolą, wyzyskiem, który przekroczy moje wyobrażenia, a przede wszystkim równie skomplikowanych wyborów moralnych. Niestety srogo się na tej części zawiodłam i przyznam, że trochę straciłam już wiarę w ten sezon.

Przede wszystkim poraziła mnie głupota fabularna. Pominę już samego Carvera, który posiadając cały magazyn wypełniony żywnością ściga od tygodni garstkę więźniów narażając życie oddanych mu ludzi. Najbardziej śmiać mi się chciało obserwując “ciężkie” prace do jakich tyran zmuszał swoich “gości”. Ładowanie broni, zbieranie jagód w szklarni, czy przybijanie deseczek do ogrodzenia trudno nazwać wymagającymi zajęciami, a nasi bohaterowie zachowywali się jakby ktoś kazał im tyrać po 15 godzin w kamieniołomie. Najbardziej boli jednak fakt, że twórcy zupełnie odpuścili sobie angażujące gracza wybory moralne.

Wszystko staje się nagle czarne lub białe. Carver jest zły, brutalny, okrutny. Clementine bystra, zręczna i bohaterska. Telltale każe nam ciągle wybierać między poświęceniem siebie, a drugiego towarzysza. Między bezsensownym wyborem, a z góry oczywistą koniecznością. I w tym momencie właśnie czar The Walking Dead pryska. Mało rozwinięta akcja, brak głębszej interakcji z otoczeniem i postacie zachowujące się do bólu przewidywalnie sprawiły, że przestałam czuć, że gram. Miałam wrażenie, że tylko oglądam serial, popychając go do przodu klikaniem w miejscach narzuconych niejako przez producenta.

W ciągu dwóch godzin gry zobaczycie doprawdy niewiele, a o jakimkolwiek zaskoczeniu już w ogóle nie może być mowy. Pomysł sam w sobie był naprawdę dobry i niósł w sobie świeżość. Ten odcinek mógł dodać do gry klaustrofobiczny klimat, odrobinę psychozy wywołanej nieprzewidywalnością Carvera, jakąś taką brutalność, która kazałaby odwrócić wzrok od ekranu. Ale gdy słyszę od “złego” gościa tekst w stylu “Clementine wyjdź na zewnątrz, musimy sobie z kolegą X. troszeczkę porozmawiać”, to ja już wiem, że zaraz padnie trup. I gdy tak się dzieje w istocie, jakoś kompletnie mnie już to nie rusza…

Oczywiście nie jest to epizod z gruntu zły. Po prostu znacznie odstaje od poprzednich, ale w pierwszym sezonie też mieliśmy słabsze odcinki. Może Telltale dobrze wie co robi i takie zwolnienie akcji ma przygotować nas na coś totalnie niespodziewanego. A może uznano, że bez sensu starać się na maksa w środku sezonu, skoro gracze i tak kupią ten odcinek…

Ocena: 60/100
Plusy:

+ Nowa postać w grupie, która posiada interesujący charakterek

Minusy:

– Przewidywalny scenariusz

– Oczywiste wybory

– Małe napięcie, słaba interakcja z otoczeniem

Tytuł:

The Walking Dead: In Harm’s Way (sezon drugi)

Producent:

Telltale Games

Wydawca:

Telltale Games

Platforma:

PC, Xbox 360, PS3

Data premiery:

14.05.2014

Cena:

19 zł (jeden odcinek), 79 zł (komplet 5 odcinków)