Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter – recenzja

Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter – recenzja

Kilka miesięcy temu, oglądając kinowy zwiastun najnowszej części przygód Sherlocka Holmesa byłam przekonana, że czeka nas naprawdę mroczna opowieść z pogranicza mistycyzmu. Wydawało mi się, że zobaczę brudne zakątki wiktoriańskiego Londynu i sceny, które zmrożą krew w żyłach. Sam tytuł też sugerował sprawy związane z okultyzmem. Niestety, było wręcz odwrotnie. Przez sporą część przygody poruszamy się za dnia, a za wyjątkiem sceny otwierającej, pościgu w lesie i samego epilogu nie uświadczymy tu mroku, który wręcz powinien spowijać okolice Baker Street. Ale jeśli przełkniecie to rozczarowanie to później będzie już tylko lepiej – to zdecydowanie najlepsza część serii!

Gra podzielona jest na cztery główne sprawy oraz epilog związany z wątkiem przewijanym między misjami. Po raz pierwszy mamy okazję poznać adoptowaną córkę Sherlocka – Kate, która po powrocie z internatu zatrzymuje się u ojca. Dziewczynka jest pełna życia, radości i jak każda panienka w tamtych czasach jest zagorzałą romantyczką – to jakby zupełne przeciwieństwo Holmesa. Ich relacje z biegiem czasu bywają coraz bardziej napięte – Sherlock skupiony jest na prowadzeniu spraw i choć dba o bezpieczeństwo córki, to ewidentnie brakuje mu czasu, by poświęcić jej większą uwagę. Obserwowanie rodzinnego oblicza znanego detektywa jest ciekawe i z pewnością epilog gry spodoba się fanom jego przygód.

Jeśli chodzi o sprawy to wszystkie cztery są bardzo rozbudowane i zaskakują różnymi elementami, jak też i samą fabułą. Znajdziemy tu opowieść o bogatym, lecz schorowanym filantropie, który pomaga najuboższym mieszkańcom Londynu, tajemniczym morderstwie w klubie poszukiwaczy skarbów oraz wypadek, który niczym efekt domina sparaliżował jedną z głównych ulic miasta. W tych historiach nie brakuje chciwości, żądzy władzy, zemsty, a nawet odrobiny polityki.

Podejrzani, z którymi przyjdzie nam obcować są bardzo ciekawie skonstruowani – tu nikt nie jest z gruntu dobry, lub całkowicie zły. Odkrywanie motywacji rządzących postaciami to niewątpliwie jedna z największych rozrywek w grze – dodatkowe okoliczności potrafią szybko zmienić nasz osąd na danego bohatera co tylko utrudnia wydanie ostatecznego wyroku, który zawsze kończy daną misję. Oczywiście tak jak w poprzednich częściach gra nie punktuje nas za podejmowanie niewłaściwej decyzji – prawdę mówiąc, nie ma tu czegoś takiego jak zła konkluzja. Jeśli skarzemy niewinnego człowieka, jedyną “niedogodnością” będzie nasze nieczyste sumienie. Wówczas dopiero zaczynamy rozumieć trudności jakie stają codziennie przed ławą przysięgłych i wymiarem sprawiedliwości.

Szczerze uwielbiam za to tę serię. Gdy w innych grach przygodowych szukamy przedmiotów i popychamy fabułę do przodu, tu dobry zmysł obserwacji pomaga odkrywać kolejne punkty śledztwa. Czasem obejrzenie fotografii na ścianie jest w stanie zupełnie zmienić naszą konkluzję. A im więcej wskazówek pojawia się na naszej “mapie myśli”, tym czujemy coraz większe podekscytowanie. Najprzyjemniejszy zaś moment w grze to ten, w którym nasze wybory zaczynają się do siebie dopasowywać i pięknie łączą się w jedną całość. Twórcom udało się też uniknąć zbędnych dłużyzn – gdy znajdziemy wszystkie wskazówki na planszy, zostaniemy o tym poinformowani, przez co nie musimy niepotrzebnie wracać do danej lokacji. A propos wracania – niestety podróże między miejscami trwają zbyt długo. Lokacje nie są super rozbudowane, więc trudno zrozumieć, dlaczego proces wczytywania trwa grubo ponad minutę.

Oprócz szukania śladów i rozmów z podejrzanymi w kilku momentach Sherlock jest w stanie użyć nowej funkcji – specjalnego zmysłu detektywa, który pomaga dostrzec to, czego inni nie widzą – zabrany ze ściany przedmiot, czy sekwencję zdarzeń. Ta ostatnia opcja wprowadza fajną świeżość. Musimy w odpowiedniej kolejności odtworzyć wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości polegając na własnych domysłach i zasłyszanych wcześniej informacjach. To oczywiście nie jedyna mini-gra, która znalazła się w grze – jest tego znacznie więcej!

Bardzo dużo tu sekwencji zręcznościowych. Przy podsłuchiwaniu podejrzanych czy przechodzeniu przez kładki musimy przykładowo utrzymać gałki pada w odpowiednich obszarach. W bardziej dynamicznych momentach pojawiają się typowe quick time eventy. Nie zabrakło tu nawet momentów typowo skradankowych. W dwóch miejscach będziemy mogli także wcielić się w Toby’ego oraz Wigginsa. Widzicie więc sami, że gra znacząco odbiega od typowego point’n’clicka.

Sporo znajdziemy tu także zagadek logicznych – od rozbrajania bomby, poprzez manipulowanie stanem wody w kanałach, aż po unikanie śmiertelnych pułapek w pewnej świątyni. Niestety choć łamigłówki są zróżnicowane, to łączy je jedno – są zbyt proste. Tu warto też wspomnieć o najbardziej irytującym przerywniku – sekwencjach z używaniem wytrychów (nudne i bezsensowne). Owszem znajdzie się tu kilka, które będą wymagać od Was większego skupienia, ale przy żadnej porządnie się nie spocicie. To moim zdaniem wielki minus – w przypadku kryminału i tak słynnego detektywa aż prosi się o skomplikowane i złożone szarady. Nie pomaga także obecność przycisku pominięcia. Tak jest, każdą mini-grę, sekwencję zręcznościową czy łamigłówkę możecie bez żadnych konsekwencji pominąć (nie dostaniecie wtedy jednie osiągnięcia). Rozumiem, że miało to pomóc osobom, dla których liczy się wyłącznie fabuła, ale z drugiej strony to trochę ujma dla każdego szanującego się gracza.

Oprawa wizualna uległa ulepszeniu, jednak nie aż takiemu, jakiego moglibyśmy się spodziewać po dwuletniej przerwie. Wnętrza są bardzo szczegółowe, scenografia potrafi zachwycić, a uliczki Londynu wypełnione są ludźmi wygłaszającymi różne poglądy. Natomiast postacie poruszają się sztywno, a ich oblicza nie wyrażają w większości żadnych emocji. Gdyby nie dubbing mielibyśmy wrażenie, że rozmawiamy z drewnianymi kukłami. Pod tym względem trudno odnotować jakąkolwiek zmianę, poza modelem twarzy Watsona, który teraz wygląda jak Jude Law z filmowej odsłony. Tekstury także nie są już największej świeżości. Brakowało mi tu bardziej spektakularnych widoków, jakiejś gry świateł, efektów cząsteczkowych, czegoś co pokazałoby, że gra nadąża za współczesnymi standardami.

Podobały mi się natomiast sekwencje slow motion, w których musimy szybko rozglądać się po scenie i wybierać odpowiednie przedmioty, by umknąć z opałów (to znów nawiązanie do filmu z Robertem Downey’em Jr. w roli głównej).

Dla fanów Sherlocka Holmesa to tytuł absolutnie obowiązkowy. Nie brakuje w nim humoru, ciętych dialogów, wiktoriańskiego klimatu i wciągającej fabuły. Zwolennicy łamigłówek mogą poczuć się odrobinę zażenowani poziomem zagadek, ale to uczucie da się zrównoważyć satysfakcją płynącą z rozwiązania każdego śledztwa i prawidłowego skazania winnego. Jest tu kilka momentów bardziej monotonnych (jak np. chodzenie po kanałach, czy pobyt w świątyni), ale pod kątem całości The Devil’s Daughter wypada chyba najlepiej ze wszystkich części serii.

Ocena: 75/100

Plusy:

  • Satysfakcjonujące śledztwa
  • Szczegółowe lokacje
  • Zróżnicowana mechanika
  • Klimat

Minusy:

  • zbyt niski poziom trudności
  • oprawa wizualna postaci
  • nikły wątek okultystyczny
  • długie wczytywanie się lokalizacji

Tytuł:

Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter

Producent:

Frogwares

Wydawca:

Bigben Interactive/ APN Promise

Platforma:

PC, PS4, Xbox One

Data premiery:

10 czerwca 2016

Język:

polski (angielski dubbing)

Cena:

około 120 zł (PC), 220 zł (PS4/Xbox One)