Wystrzeli się w kosmos, by udowodnić, że Ziemia jest płaska

Choć Mike Hughes nie jest zawodowym inżynierem, a byłym kierowcą limuzyny, to ma już za sobą pewne doświadczenia związane z konstrukcją rakiet. Już w 2014 roku zbudował samodzielnie rakietę, którą zdołał przelecieć niecałe 400 metrów zanim rozbił się o ziemię – wówczas skończyło się jedynie na 2 tygodniach rehabilitacji. W najbliższą sobotę mężczyzna planuje powtórzyć ten wyczyn wzbijając się z prędkością 800 km/h na wysokość 550 metrów nad pustynią Mojave w Kalifornii. Stąd ma on nadzieję sfotografować dowód na poparcie jego hipotezy związanej z płaskim kształtem naszej planety.
mike hughes
mike hughes

mike hudhes
Tak wygląda rakieta, którą Hudhes zamierza się wystrzelić (fot. Washington Post)

Rakietę budował przez ostatnie kilka lat zbierając złom. Konstrukcja napędzana jest parą wodną. Hughes próbował w 2016 roku uzbierać dodatkowe fundusze na tę inwestycję ogłaszając się na Kickstarterze, ale z potrzebnych 150 tysięcy dolarów udało mu się wówczas zebrać 300 dolarów. Jeśli eksperyment się powiedzie Hughes obiecał, że w przyszłym roku podejmie jeszcze bardzie niebezpieczny krok – zamierza wznieść się balonem  na wysokość 6 kilometrów nad ziemią.

Według niego rakiety, które buduje chociażby Elon Musk w swoim SpaceX i kosmiczne programy realizowane przez NASA to tylko fikcja i spisek Masonów, mających ukryty cel w fałszowaniu prawdziwych informacji na temat Ziemi. – W Ameryce mamy 20 różnych agencji kosmicznych, a ja jestem ostatnim człowiekiem, który został umieszczony w rakiecie i wystrzelony (…). To co mnie czeka jest przerażające jak diabli, ale nikt z nas nie wydostanie się z tego świata żywy – komentuje Hughes.

Najwyraźniej nagrania z katastrof rakiet eksperymentalnych nie robią na nim żadnego wrażenia. Pozostaje mieć nadzieję, że mężczyzna przeżyje ten szalony lot. | CHIP