Blizzard, dlaczego?!

Mike Morhaime był prezesem Blizzarda przez 27 lat, od założenia firmy do 4 października ubiegłego roku, kiedy poinformował o swojej rezygnacji. Nie jest wykluczone, że CEO nie zgadzał się z kierunkiem, w jakim zmierza przedsiębiorstwo należące do Activision-Blizzard. Jak istotną postacią w Blizzardzie był Mike Morhaime niech świadczy fakt, że traktował go jak rodzinny biznes i wielokrotnie podkreślał znaczenie gamingowej społeczności, czego efektem stał się organizowany co roku BlizzCon, czyli konferencja, na której producent zapowiada nowości i przeprowadza finały rozgrywek w ramach e-sportowych tytułów. Wiele osób podkreśla, że to coś więcej niż festiwal gier. Przede wszystkim – miejsce spotkań, co Morhaime zaznaczył w pożegnalnym przemówieniu na BlizzConie, kiedy symbolicznie oddawał stery J. Allenowi Brackowi.
Płaczący Diablo robi sobie zdjęcie telefonem.
Płaczący Diablo robi sobie zdjęcie telefonem.

Podczas BlizzConu Mike Morhaime [z lewej] przekazał obowiązki J. Allenowi Brackowi (fot. Blizzard)
Warto jednak podkreślić, że J. Allen Brack nie został prezesem Blizzarda. Były projektant “World of Warcraft” piastuje nieco niższe stanowisko – prezydenta.

Do połączenia Blizzarda i Activision doszło w 2008 roku. Na czele holdingu stoi Robert Kotick. Fuzja zapewniła obu firmom stabilność finansową i możliwość spokojnej pracy nad nowymi tytułami, z których część odniosła komercyjny sukces. Tak było w przypadku “StarCrafta II”, “Hearthstone’a” i “Overwatcha”. Erozja w Activision-Blizzard musiała nastąpić wcześniej, a rezygnacja prezesa ogłoszona przed najważniejszym wydarzeniem w roku była zapewne skutkiem trudnych rozmów i wydarzeń, do jakich doszło w holdingu.

Mike Morhaime podczas forum w Lozzannie w 2018 roku poświęconym wprowadzeniu e-sportu do Igrzysk Olimpijskich (fot. MKOl)

Przegapione szanse

Przez wiele lat Blizzard był uznawany za oazę spokoju a o pracy w nim marzyło wiele osób. Producent nauczył fanów swoich gier cierpliwości. Wielokrotnie podczas spotkań na BlizzConie, a także wywiadów, przedstawiciele studia na pytania o daty premier oczekiwanych tytułów odpowiadali w ten sam sposób: kiedy będą gotowe (when it’s done). Charakterystyczny stał się również żartobliwy zwrot soon TM, czyli niedługo, które potrafiło rozciągać się na miesiące, a nawet lata. W efekcie jednak gracze otrzymywali zazwyczaj dopracowany produkt.

Ta polityka miała jednak i drugą stronę. Studio oderwało się od rzeczywistości, przegapiając kilka świetnych okazji, aby zawładnąć rynkiem. Tak było w przypadku “Doty”, która powstała jako mapa zaprojektowana przez jednego z użytkowników na silniku pierwszego “StarCrafta”. Nieco później społeczność odtworzyła wspomniany tryb w “Warcrafcie III”. Blizzard starał się dołączyć do popularnego rynku gier Multiplayer Online Battle Arena. Prace nad “Blizzard Dota” jednak przeciągały się. W efekcie gra wyszła dopiero w 2015 roku pod nazwą “Heroes of the Storm”, kiedy kategorię MOBA zdominowały już “Dota 2” Valve i “League of Legends” Riotu. Mimo to Blizzard inwestował w swój tytuł, co zaowocowało całkiem przyzwoitą popularnością. Według firmy analitycznej Nielsen, w 2018 roku w “HotS-a” grało 6,5 miliona osób. Według danych Blizzarda, w tytuły tego studia gra miesięcznie 35 milionów osób, za co w głównej mierze odpowiadają “Hearthstone”, “Overwatch” i “World of Warcraft”.

Zmiana kursu

Pod koniec ubiegłego roku doszło do kilku zmian, które odmieniły oblicze Blizzard Entertainment w oczach wielu fanów. Na BlizzConie gracze zgromadzeni w Anaheim Convention Center oczekiwali zapowiedzi kolejnej części serii “Diablo”. Zamiast długo wyczekiwanej produkcji na PC i konsole Blizzard zapowiedział tytuł jedynie na urządzenia mobilne z Androidem i iOS-em. Opracowaniem “Diablo Immortal” zajmuje się chińska firma NetEase. Fani szybko zwrócili uwagę na podobieństwa do istniejących tytułów NetEase i zaczęli masowo przyznawać negatywne oceny zwiastunowi gry na YouTube’ie. Jakby tego było mało, Allen Adham, drugi z założycieli Blizzarda, poinformował, że w produkcji są tytuły także z innych uniwersów. Oczywiście – również na smartfony.

Rezygnacja z HGC i przesunięcia kadrowe

O ile jednak można zrozumieć próbę ekspansji na rynki mobilne (ze szczególnym uwzględnieniem Chin), to zmiany w “Heroes of the Storm” trzeba określić jako zbyt odważne. 14 grudnia nowy prezydent Blizzarda, J. Allen Brack, ogłosił zakończenie wsparcia dla cyklu turniejów Heroes of the Storm Global Championship. Według informacji CHIP-a, część programistów została przesunięta do działów przygotowujących nowe mobilne tytuły. Decyzja dotycząca zawodów zaskoczyła e-sportowców, których firma zapewniała o długim wsparciu dla cyklu i samej gry.

Blizzard nieraz był krytykowany za swoje działania. Obecna sytuacja jednak różni się od bardziej lub mniej kosmetycznych zmian w zrównoważeniu rozgrywki, czy długiego oczekiwania na wydanie kolejnych części serii. Firma podczas BlizzConu zasygnalizowała wprost, że zamierza inwestować w rynek mobilny. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że dzieje się to kosztem tytułów na PC, z których Blizzard jest najbardziej znany.

Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?

Wielu komentatorów zwraca uwagę na rolę, jaką w całej sprawie odgrywa Activision i prezes Activision-Blizzard Robert “Bobby” Kotick. 12 lutego holding ogłosił wyniki finansowe za ubiegły rok. Pomimo bardzo dobrych rezultatów koncern zdecydował o zwolnieniu 800 pracowników, co stanowi około 8 procent załogi, która liczy 9600 osób. Warto zaznaczyć, że sam Blizzard zatrudnia około 5 tysięcy specjalistów, zatem możemy mówić tak naprawdę o ubytku 16 procent w ekipie Blizzarda.

Podczas Global Esports Forum rozmawiano m.in. o anulowaniu rozgrywek HGC (fot. Aleksandra Grendys)

Redukcje mają dotyczyć głównie działów, które nie są zaangażowane w projektowanie i rozwijanie gier. Mimo to zwolniono kilka osób odpowiedzialnych za działkę e-sportową, a także, jak wspominałem, przesunięto programistów “Heroes of the Storm” do innych działów oraz zamknięto ligę HGC. Tym sposobem pracę stracili nie tylko gracze, ale również komentatorzy i inne osoby zaangażowane w organizację zawodów. Z pewnością decyzje Activision-Blizzard z uwagą i niepokojem śledzą osoby grające w rozgrywkach innych gier e-sportowych koncernu, takich jak World Championship Series, Hearthstone Global Games czy Overwatch League. Restrukturyzacja jest zatem bolesna dla miłośników gier Blizzarda przyzwyczajonych do tego, że producent zapewniał swoim tytułom długie wsparcie. Zagrożone zwolnieniami są nadal działy e-sportu, a także europejskie biura firmy, która ma oddziały we Francji i w Irlandii.

Co dalej z rozgrywkami “StarCrafta II”?

W 2019 roku rozgrywki WCS odbędą się na zasadach podobnych jak w latach ubiegłych, ale nie można mieć pewności, czy Activision-Blizzard i nie zacznie szukać oszczędności. Zwłaszcza że wśród kilkuset osób zwolnionych w lutym znaleźli się menadżerowie działu zajmującego się organizacją rozgrywek e-sportowych “StarCrafta II” – Stewart Chen i Marc Olbertz.

— Nie jest to dobrym znakiem dla “StarCrafta”, bo cięcia kadrowe dotknęły m.in. tą grę. Dla przykładu, na Intel Extreme Masters nie ma już polskiego community menadżera, został przysłany ktoś zza granicy — podkreśla w rozmowie z CHIP-em Igor “Indy” Kaczmarek, komentator rozgrywek “StarCrafta II”. — Nie jest dla mnie oczywiste, czy w przyszłym roku Blizzard zorganizuje kolejny oficjalny cykl turniejowy. Podejrzewam, że możemy się spotkać z podobną sytuacją jak w “Heroes of the Storm”, czyli że do samego końca nie będzie wiadomo, na czym stoimy. Jak słyszałem, niektóre osoby zapewniano, że HGC będzie kontynuowane, a potem okazało się, że jednak nie. Niestety jest duża niepewność. Mnie pozostaje robić swoje, nadal zajmuję się “StarCraftem” w takim samym wymiarze godzin, jak w ubiegłym roku i mam nadzieję, że w przyszłym też będę mógł to robić.

Komentator Igor “Indy” Kaczmarek martwi się o przyszłość rozgrywek “StarCrafta” (fot. Jacek Tomczyk)

Rozgrywki Heroes of the Storm Global Championship są, jak do tej pory, jedynymi, które zostały anulowane. Gracze z innych gier e-sportowych Blizzarda, takich jak “Overwatch”, “Hearthstone”, a przede wszystkim “StarCraft II”, obserwują z uwagą sytuację i zadają sobie pytanie, na ile stabilne są turnieje, w które zainwestowali swój czas.

— Większość zawodników po prostu uznała, że skoro to może być ostatni rok World Championship Series, przyłożą się jeszcze bardziej. Pewnie są tacy, którzy odpuszczą, jeśli źle pójdzie im pierwsza połowa roku. To jest niestety jedyne tak popularne na rynku Real Time Strategy z turniejami. Pewnie, jeśli ktoś będzie chciał zostać w e-sporcie, pójdzie w bardziej popularny tytuł, w którym czuje się dobrze. Słyszałem o jednym polskim zawodniku “StarCrafta II”, który już podobno zainstalował “LoL-a”. Podejrzewam też, że część graczy może się przekonać np. do “Apex Legends” — zastanawia się Igor Kaczmarek.

Bungie rozstaje się z Activision-Blizzard

Jeszcze przed ogłoszeniem wyników finansowych i zwolnień, studio Bungie, czyli producent serii “Destiny”, zdecydowało się odłączyć od holdingu. To decyzja zaskakująca, biorąc pod uwagę rozwiązanie 10-letniego kontraktu podpisanego w 2010 roku. Firma zachowa jednak prawa do swojego sztandarowego tytułu.

Śmiertelny uścisk

Takiego szczęścia, jak Bungie, nie miały inne firmy, które znalazły się w rękach Activision-Blizzard. Warto tu przywołać dwie, których historia powinna być przestrogą. W 2008 roku tuż po fuzji amerykańskiego Activision z francuskim Vivendi Games, w wyniku której powstał Holding Activision-Blizzard, przestała istnieć Sierra Entertainment. To producent m.in. popularnych pod koniec lat 90 i na początku XXI wieku city-builderów, takich jak “Cezar”, “Faraon” i “Zeus”. Podobny los spotkał też Radical Entertainment. Założone w 1991 roku kanadyjskie studio wydało łącznie 45 gier, a po serii zwolnień od 2012 roku Radical jest w stanie wegetacji – programiści nie pracują nad nowymi projektami, a ich jedynym zadaniem jest utrzymywanie istniejących marek.

Prezes Activision-Blizzard, Robert Kotick (fot. Wikipedia)

Nowe studio projektantów “Hearthstone”

Bardzo niepokojący jest też fakt odejścia z Blizzarda w kwietniu ubiegłego roku tak doświadczonych projektantów jak Ben Brode, Hamilton Chu, Yong Woo, Jomaro Kindred i Mike Schweitzer. Ta piątka, odpowiedzialna jeszcze rok temu za rozwijanie “Hearthstone’a”, wspólnie założyła studio o nazwie Second Dinner. Nowa firma zdobyła finansowanie swoich pomysłów: 30 milionów dolarów wyłożyło wymienione wcześniej chińskie studio NetEase. Second Dinner pracuje nad grą ze świata Marvela, a warto przypomnieć, że tworzeniem tytułów w tym uniwersum zajmowało się też Radical Entertainment (seria “Spider-Man”).

Początkowo “Hearthstone’a” przygotowywał mały zespół, w którego skład wchodziło zaledwie kilkunastu projektantów. Gra okazała się hitem i szybko znalazła wielu odbiorców, głównie za sprawą uproszczonej mechaniki podpatrzonej w kolekcjonerskich grach karcianych takich jak “Magic: The Gathering” czy w papierowej wersji “World of Warcraft: Trading Card Game”.

Niezależnie od motywów, jakimi kierowali się twórcy “Hearthstone’a”, ich odejście świadczy, że w Blizzardzie nie działo się dobrze od dłuższego czasu.

Przyszłość Blizzarda

Jeszcze jest za wcześnie, żeby wyrokować, czy Blizzard Entertainment podzieli los Sierry i Radical. Mimo niepokojących podobieństw w ich sytuacjach, należy pamiętać, że firma ciągle ma wiele tytułów, które nadal przyciągają graczy. To też zdecydowanie większa organizacja i przeprowadzenie restrukturyzacji może zająć dużo czasu. Pytanie nie brzmi, czy Blizzard przetrwa jako przedsiębiorstwo, ale czy będzie potrafił uwodzić kolejne pokolenia graczy. | CHIP