Kto to wymyślił??

Do napisania tego artykułu zainspirowało mnie niedawne wyznanie Pranava Shroffa z HMD Global na temat nazw telefonów marki Nokia (której fińska firma jest właścicielem). Wydawałoby się, że główne linie telefonów oznaczane jako Nokia 7, Nokia 7.1 czy Nokia 7 Plus to różne wersje tego samego smartfonu. W praktyce jest zupełnie inaczej. Nokia 7 ukazała się w październiku 2017, Nokia 7 Plus w marcu następnego roku, a model 7.1 dopiero w październiku 2018. O ile jeszcze ten ciąg można by uznać za logiczny, to już Nokia 8, która była zapowiedziana we wrześniu 2017 roku zapoczątkowała chaos. A gwoździem do „nazewniczej trumny” stała się Nokia 8.1 z grudnia 2018, która wcale nie była lepszą wersją Nokii 8, ani nawet 7.1…
Białe i czarne smartfony z przeróżnymi oznaczeniami -- ciągami cyfr, liter i innych znaków.
Białe i czarne smartfony z przeróżnymi oznaczeniami -- ciągami cyfr, liter i innych znaków.

Świadomość tego zamieszania dotarła do HMD. W wypowiedzi dla serwisu Gadgets360 Shroff powiedział, że firma popełniła błędy w polityce nazewniczej: Następczynią Nokii 7 Plus w rzeczywistości był model 8.1 i zdaliśmy sobie sprawę, że powinniśmy ją nazwać po prostu Nokia 8. Jeśli nie wyjaśniliśmy tego wyraźnie, a zgadzam się, nie zrobiliśmy tego, jest to coś, nad czym musimy popracować.

Nokia 8.1 – telefon, który zamieszał w logice nazywania produktów HMD Global (fot. Nokia)

Jak sami widzicie, nawet proste nazwy technologicznych produktów mogą zaprowadzić na manowce. A bywa trudniej.

Większy numer daje więcej

W idealnym świecie nazw produktów króluje prosta filozofia the bigger the number, the more you getim większy numer, tym więcej dostajesz. Taka zasada sprawdza się choćby w przypadku poszczególnych rodzin kart NVIDII, gdzie wiadomo, że RTX 2060 jest mniej wydajny od RTX-a 2070, a ten drugi będzie gorszy od RTX-a 2080.

Również „numerologia” kolejnych generacji topowych smartfonów największych producentów trzyma się tej logiki. Coraz większe liczby w nazwach urządzeń oddają zarówno postęp, jak i pewną historyczną przynależność do rodzin produktów. Dla każdego będzie chyba jasne, że Samsung Galaxy S3 i S11 to dwa flagowce, tyle że dzieli je 8 generacji w rozwoju telefonów.

Prosto i przejrzyście – seria Galaxy S od lat jest kojarzona z topowymi urządzeniami z Korei (fot. YouTube)

Podobnie było z kolejnymi iPhone’ami, które jednak z wersji 8 przeskoczyły od razu na X, a wcześniej pominęły 2, żeby podkreślić wsparcie dla technologii transmisji danych 3G. Tak samo dzieje się w przypadku obecnego współlidera rynku, Huawei, za sprawą kolejnych generacji serii P. Choć i firma z Shenzhen wykonała niespodziewany przeskok z numeru 10 do 20 (a w tym roku – 30).

…Ale nie zawsze

iPhone X, Xr itp. pokazują jednak, że ciąg liczbowy przy nazwie produktu z czasem zaczyna być albo nudny, albo jest antycypacją tego, co nieuniknione. Zarówno Apple, jak i Samsung za chwilę dojdą do 13 generacji swoich telefonów. Trzynastka choć w gruncie rzeczy jest liczbą jak każda inna, to już od czasów Babilończyków uznawano ją za pechową. Firmy bynajmniej nie ignorują przesądów, wiele linii lotniczych omija w numeracji 13 miejsce i 13 rząd (nie robi tego LOT), a niektóre biurowce nie mają takiego piętra (i można na nie wysyłać niczego nieświadomych stażystów – autentyczna historia zasłyszana w pewnej firmie telekomunikacyjnej.

Wracając natomiast do dziedziny smartfonowo-komputerowej, głośne było w 2017 roku ominięcie przez OnePlus numeru 4, uważanego w Chinach za złowieszczy (> tetrafobia, czyli lęk przed liczbą 4). Po OnePlusie 3 na rynek w 2017 roku wszedł model 5. Jak z pechową liczbą poradzi sobie koreański producent, jeszcze nie wiadomo. Kilka lat temu firma Corel przy okazji wydania kolejnej edycji pakietu graficznego CorelDRAW po wersji 12, zamiast wydać pechową 13, wprowadziła wersje X3, X4 aż do X8. A potem przeszła na jeszcze prostszy system nazewnictwa bazujący na roku wydania – np. CorelDRAW 2019.

Corel pechową trzynastkę ominął, wstawiając zamiast 10 – X (graf. Corel)

Czasem zasada – Większy numer daje więcej – jest odwrócona. Tak od lat dzieje się w świecie lustrzanek. Im wyższy i dłuższy numer, tym zwykle niższy model aparatu. Urządzenia amatorskie to: Nikon D3500, Canon EOS 2000D; półprofesjonalne: Nikon D850, Canon EOS 5D Mark IV; profesjonalne: Nikon D5 i Canon 1D X Mark II. A zatem wyższa liczba w nazwie nie oznacza lepszego produktu, choć zazwyczaj przekłada się na nowszą generację urządzenia.


Na następnej podstronie przechodzę do bardziej skomplikowanych nazw.

Brzydziej chyba już się nie da

Do tej pory wszystkie wymienione nazwy produktów, nawet jeśli niezbyt przejrzyste logicznie, były proste i dość ładne. Ale co mówią wam: MB2236ADW, UE65RU7172UXXH, KD-85ZG9 czy SM-G973FZGDXEO? Brzydziej się przecież chyba już nie da. W wykorzystywaniu zupełnie niezrozumiałych dla przeciętnego użytkownika ciągów znaków przodują producenci drukarek, telewizorów i ruterów. Wcale nielepiej jest w przypadku oznaczeń procesorów Intela (o czym trochę później).

Oczywiście i w tym szaleństwie jest metoda, ale przygotowana raczej z myślą o kierownikach działów zamówień w supermarketach niż o kupujących. Spróbujmy jednak uchylić rąbka tajemnicy – zobaczmy, co kryją te koszmarne kody.

MX622ADHE

By rozwiać tajemnicę, do ciągu znaków MX622ADHE musimy koniecznie dodać jeszcze producenta. Jest nim firma Lexmark. Ten szczegół powinien już nas naprowadzić na trop, że mamy do czynienia z drukarką albo urządzeniem wielofunkcyjnym. O co chodzi w tej dziwnej nazwie?

MX622ADHE – brzydka nazwa, która w rzeczywistości skrywa sporo informacji, problem w tym, że trzeba umieć je odczytać (fot. Lexmark)

Przeglądając nomenklaturę stosowaną przez Lexmarka, można dojść do wniosku, że M oznacza monochromatyczny moduł drukujący. Literą C jest oznaczany moduł kolorowy. X informuje o urządzeniu wielofunkcyjnym, gdy zwykła drukarka będzie miała w tym miejscu literę S (być może od single unit). Następnie pojawiają się liczby sygnalizujące serię, a co za tym idzie, generację produktu, aby znów przejść do znaczących liter:

A = faks analogowy
D = druk dwustronny
E = urządzenie z ekranem dotykowym
F = opcjonalny finiszer zszywający
H = dysk twardy
M = skrzynka pocztowa
N = sieć komputerowa
P = finiszer zszywająco-drukujący
S = układacz
T = dodatkowa taca w zestawie
V = nośniki winylowe
W = sieć bezprzewodowa
X = duży pojemnik.

Zatem ADHE (nie ADHD, choć przy tych nazwach można się go nabawić) = faks analogowy, druk dwustronny, dysk twardy, ekran dotykowy. Uff…

UE75RU7172UXXH

Teraz kilka słów o Samsungu UE75RU7172UXXH. Dodam, że jest to telewizor, model przeznaczony na rynek europejski (UE), który ma 75 cali. Na tym nie koniec, kolejna litera oznacza tzw. rok modelowy. W tym przypadku jest to RU, czyli 2019. Wcześniej telewizory miały oznaczenie NU – 2018, MU – 2017 i KU – 2016 rok. Przy czym litera U pochodzi od Ultra HD. Kolejna cyfra wskazuje na serię, a następne informują o cechach szczególnych danego modelu, np. płaski czy zakrzywiony ekran, kolor (trzecia cyfra) i kraj dystrybucji (czwarta, która w przypadku Polski powinna mieć wartość 2, a w Niemczech 9).

UE75RU7172UXXH, czyli piękny telewizor z bardzo skomplikowaną nazwą (fot. Samsung)

Nieco inaczej oznaczane są telewizory działające w technologii QLED. W modelu QE65Q80RATXXH. Zamiast UE mamy QE, a seria określająca 2019 rok modelowy to Q60, Q70 itd.

Dla przeciętnego klienta najważniejsze z tego kodu są de facto dwie informacje: rok modelowy, informujący czy nie kupujemy jakiegoś wykopaliska sprzed 3 lat i seria, która działa znowu według zasady: większy numer daje więcej. Podobnie wygląda to u innych producentów, pod nazwą KD-85ZG9 kryje się topowy telewizor Sony za jedyne 72 tysiące złotych.

SM-G973FZGDXEO

O SM-G973FZGDXEO można powiedzieć, że już właściwie w tym artykule pisałem, bo to nazwa przeznaczonego na nasz rynek Samsunga Galaxy S10 (SM-G973FZ), w kolorze zielonym (G), ze 128 GB RAM-u (D), z niebrandowanym oprogramowaniem (XEO).

Jak widać, nie ma złych nazw, bo nawet skomplikowane kody przydają się magazynierom i serwisantom. Jednak tam, gdzie liczy się przekaz marketingowy, ma być prosto. Alex Goldfayn z Evangelist Marketing Institute jest przekonany, że przekombinowane nazwy zabijają popularność gadżetów. Nieczytelne oznaczenie przeszkadza promocji konkretnego produktu, trudno jest nawet o nim mówić. Zdaniem eksperta, to wina inżynierów, którzy chcą pochwalić się wszelkimi dodanymi przez siebie usprawnieniami. W efekcie podobne kody są zrozumiałe tylko dla nich samych.

Nazwy kodowe, czyli potrzeba tajemnicy – Microsoft i Apple

Oprócz finalnych nazw produktów firmy technologiczne stosują także nazwy kodowe. Taka praktyka z jednej strony ma ułatwić zespołowi projektowemu swobodne rozmawianie o nowym produkcie, z drugiej – kiedy już dowie się o nim świat, pokazuje, że mamy do czynienia z jeszcze nieukończoną wersją sprzętu lub oprogramowania. Jakby na to nie patrzeć, nazwa kodowa wprowadza poczucie obcowania z czymś sekretnym, co z punktu widzenia marketingu z pewnością bardzo pobudza wyobraźnię przyszłych użytkowników. Otoczone nimbem tajemnicy nazwy oddają również często szalonego ducha ich twórców.

Tak było na przykład z nazwami kodowymi Windowsa, które przez pewien czas kręciły się wokół ośrodka narciarskiego Whistler Blackcomb w Whistler w Kolumbii Brytyjskiej. Na cześć kurortu (ale też i szczytu) wersja robocza Windows XP nazywała się Whistler. Snowboardowy Freestyle stał się sekretną nazwą Windows XP Media Center Edition 2003, kolejne wersje zapisywano jako Harmony, Symphony, Emerland, na cześć nazw wyciągów narciarskich. Pierwsze wzmianki o Windows Vista przedostały się do mediów w postaci informacji o tajemniczym Longhornie – barze w Whistler Blackcomb. Zresztą sam Blackcomb został najpierw Vienną, a finalnie systemem Windows 7.

Kilka wersji Windowsa na jednym obrazku (graf. Whistlerblackcomb)

Apple na przestrzeni lat miało różne pomysły na nazwy kodowe. W czasach Systemu 8 i 9 firma z Cuppertino sięgała po terminologię muzyczną: Tempo, Minuet, Fortissimo, Moonlight itp. Ale najbardziej w pamięć użytkowników wryły się nazwy kolejnych wersji macOS X-a, które przyjmowały imiona wielkich kotów: Cheetah, Panther, Tiger, Leopard, Snow Leopard, Lion, Mountain Lion (swoją drogą [mycred_link href=”https://pl.wikipedia.org/wiki/Ubuntu#Wydania” target=”_blank” rel=”noopener noreferrer”]sprawdźcie nazwy[/mycred_link] linuxowego systemu Ubuntu). I nie są to nazwy kodowe a oficjalne. Kodowe przez długi czas odpowiadały szczepom winogron: Chardonnay, Syrah, Cabernet.

macOS X i duże kociaki (fot. Apple)

Tu warto wspomnieć anegdotę na temat nazw kodowych dwu konkurencyjnych systemów. W 1995 roku, kiedy Apple nadało systemowi 7.5 nazwę Mozart, Microsoft pracował nad Windowsem 95 ukrywającym się pod nazwą Chicago. Według legendy, gdy tylko programiści Apple’a dowiedzieli się o niej, zrezygnowali z wiedeńskiego kompozytora i jako nazwę kodową dla systemu 7.5 wybrali słowo Capone. Nowy patron, gangster Al Capone, miał rzekomo zasiać strach w sercach inżynierów Microsoftu…


Na ostatniej podstronie przyglądam się nazewniczym pomysłom m.in. Intela.

Intel nie jest gorszy

Oczywiście Microsoft i Apple nie są jedyne w wymyślaniu niekonwencjonalnych nazw kodowych. Mozilla nadaje kolejnym wersjom Firefoxa nazwy parków narodowych. Kolejne, główne edycje WordPressa upamiętniają najwybitniejszych muzyków jazzowych. Znajdziecie tu Milesa Davisa (1.0), Billie Holiday (4.3) czy Theloniousa Monka (3.0).

W wymyślaniu nazw kodowych wchodzących do świadomości użytkowników nie jest gorszy Intel. Producent procesorów często sięga po geograficzne miana amerykańskich, ale też izraelskich i indyjskich (bo tam projektowane są chipsety) miast, rzek lub gór. Przykładowo Kaby Lake to skrócona nazwa jeziora Kabinakagami Lake, położonego około 70 mil na północ od Wawy w Ontario. Bay Trail nawiązuje do długiej (prawie 600 kilometrów) ścieżki rowerowej okalającej zatokę San Francisco, która znajduje się kilka kilometrów od siedziby Intela w Santa Clara. Mówiąc szczerze, bardzo dobrze, że Intel wykorzystuje nazwy kodowe dla kolejnych generacji architektur procesorów, bo dzięki temu łatwiej możemy określić pokolenie CPU bez zagłębiania się w kolejne enigmatyczne zestawy znaków.

Niestety w przypadku realnych nazw procesorów Intel już nie ułatwia nam życia. Dla większości klientów-konsumentów, którzy nie są komputerowymi geekami wiedza na temat układów Intela kończy się na tym, że Core i7 jest lepszy od i5, a i5 od i3. Problem w tym, że procesory Core są obecne na rynku od kilku lat i kluczowe znaczenie dla użytkownika powinna mieć generacja. Dlaczego? Bo najogólniej rzecz ujmując, będzie lepsza niż poprzednia. Nie będę szczegółowo analizował, jak rozszyfrować nazwy procesorów, ale zobaczcie zasadnicze reguły.

Ten schemat zmienił się wraz z debiutem 10 generacji układów, gdzie z nazw zniknęły oznaczenia literowe (np. w mobilnych U oznaczało układy o bardzo niskim poborze energii, Y o jeszcze niższym), a pojawia się informacja o poziomie chipsetu graficznego – G1 = 32 EU (czyli jednostki wykonawcze), G7 = 64 EU.

Czy to oznacza, że informacje podawane przez litery U i Y znikają? Nie! Mają odzwierciedlenie w cyfrach. Modele U-Series przed informacją o poziomie grafiki mają cyfrę 5, a Y-Series poprzedzone są 0 – np. Intel Core i5-1030G4. Dokładniejsze wyjaśnienia znajdziecie w tekście Krzysztofa Bogackiego.

Kalifornia jest piękna

Dolina Krzemowa jest piękna na dwa sposoby. Jeden to bardzo ciekawa przyroda, którą w nazwach (i tapetach) swojego systemu postanowiło  uhonorować Apple. Zaczęło się od Maverics, czyli surferskiego rejonu Kalifornii. Potem był Park Narodowy Yosemite ze słynną ścianą El Capitan, góry Sierra, pustynia Mojave, a jesienią wylądujemy na wyspie Catalina.

El Capitan na tapecie MacOS-a. (fot. Apple)

To jedna strona. Druga to humor, jaki stoi za nazwami kodowymi. Anegdota już była, zatem wspomnę jeszcze o Gizmo, czyli sympatycznym Gremlinie, który dziś znany jest jako Apple Watch. Z rokiem premiery filmu “Gremlins”, która miała miejsce w 1984, zbiega się orwellowska premiera komputera Macintosh. Z nią wiąże się jeszcze jedna nomenklaturowa ciekawostka. Wydany wraz z pierwszym makiem program graficzny MacDraw miał nazywać się… Mackelangelo.

O mały włos, a ten program nazywałby się prawie jak Michał Anioł Buonarotti (graf. Apple)

Od humoru nie stroni inny kalifornijski gigant, czyli Google. Firma konsekwentnie nadaje kolejnym wersjom systemu Android nazwy związane ze słodkościami. Co ciekawe robi to w porządku alfabetycznym. Mieliśmy już lody kanapkowe Ice Cream Sandwich, żelki Jelly Bean, KitKat, lizak Lollipop, pianki Marshmallow, Nougat, Oreo, ciastko Pie. A przed nami Android Q.

Można też prosto

Na zakończenie chcę napisać o wzorcu prostoty. Są nim nazwy notebooków Apple’a. Taką przejrzystością nie może się chyba pochwalić żaden inny producent laptopów. Rodzina MacBooków od zawsze każdy kolejny model nazywa… tak samo. Oczywiście z roku na rok, a czasem częściej zmieniają się podzespoły, poza tym komputery dostępne są w wersjach Air, Pro i z różnej wielkości ekranami. Niemniej nazwy (a często też i ceny w USA) pozostają niezmienione. Wiele lat temu miałem MacBooka 13”, teraz mam MacBooka Pro 13” i żeby uściślić jaki to model, muszę podać jedynie krótką informację o roku modelowym. W moim przypadku będzie to Retina, late 2013. Jeśli to za mało, oczywiście gdzieś z tyłu obudowy jest oznaczenie dla magazyniera: Model A1502 (EMC 2678).

MacBook od lat nazywa się tak samo (graf. CHIP)

Prostota ma to do siebie, że jest przejrzysta. Dlatego wcale mnie nie dziwi, że Microsoft kolejne ważne aktualizacje Windows 10 nazywa kodowo po prostu: 19H1, 19H2, 20H1, a w świat idzie informacja o April 2019 Update, Late 2019 Update czy Early 2020 Update. Wszystko pozostaje jasne, a jedyną stratą, jaka z tego może wyniknąć, będzie może o parę anegdot mniej do opowiedzenia za kilka lat w portalu technologicznym. | CHIP


Źródła