Protesty w Hong Kongu? To żadne protesty

Nie ustają protesty mieszkańców Hong Kongu przeciwko nowemu prawu ułatwiającemu ekstradycję do Chin. Jednak w obawie przed atakami oraz w wyniku szykan utrudniających gromadzenie się, protestujący sięgnęli po nietypowe rozwiązania.
Protesty w  Hong Kongu? To żadne protesty

Po napaści na protestujących, do której doszło w lipcu (sprawców oczywiście nie złapano), w sieci pojawiły się anonimowe zaproszenia do wspólnego łapania Pokemonów.

Łapanie Pokemonów nie jest w Hong Kongu nielegalne. Jeszcze. Pod tym pretekstem na ulicach miasta zgromadziło się ostatnio tysiące osób. Zgromadzenie zostało ostatecznie rozpędzone przez policję używającą gazu łzawiącego (starcia trwały do późnego wieczora). Inne pomysły protestujących to “grupowe czytanie Biblii” lub wspólny udział w “wycieczkach historycznych po mieście”.

“Gdybyśmy przyznali, że idziemy protestować, to byłby to pretekst do oskarżeń o udział w nielegalnym zgromadzeniu” – powiedział serwisowi BBC News pragnący zachować anonimowość przeciwnik nowych przepisów.

Przeciwnicy prawa ekstradycyjnego wykorzystują też Telegram, a sytuację na ulicach przekazują za pomocą aplikacji Apple – AirDrop. Popierający protesty kierowcy Ubera wyłączają możliwość śledzenia trasy, informacje o swoim położeniu przesyłając pasażerom bezpośrednio przez Telegram. Nawet Tinder jest wykorzystywany do organizowania protestów.

Anonimowy rozmówca serwisu BBC News zauważa, że właśnie dzięki aplikacjom możliwe jest istnienie oddolnego ruchu społecznego, który nie ma żadnego lidera. 

Od początku czerwca policja aresztowała ponad 500 osób. Demonstranci twierdzą, że gdyby nie internetowe narzędzia, aresztowań byłoby dużo więcej.

O przyczynach protestów przeczytacie w naszym starszym tekście:

Władze Chin zablokowały w mediach społecznościowych frazę “Hongkong”

Więcej:Hongkong