Awarie systemów Tesli zdarzają się jednak stosunkowo rzadko, ale każda z nich odbija się głośnym echem na świecie. Zaczyna budzić to pytania, czy aby na pewno postępujemy słusznie z oddawaniem w ręce elektroniki oraz “chmury” coraz więcej i więcej. Idzie z tym oczywiście wygoda, ale powiedźcie to tym, którzy w ostatnich dniach zostali odcięci od swojego samochodu, będąc daleko poza domem.
Czytaj też: Mitsubishi Airtrek to nowy elektryczny crossover, który raczej nie trafi do Europy
W ubiegły piątek 19 listopada zaczęły pojawiać się w sieci głosy, wedle których mobilna aplikacja Tesli całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Nastąpiło to kilka dni po tym, jak Tesla zaktualizowała ją o szereg nowych funkcji zarówno dla właścicieli Modeli, jak i kupujących. Nie wiadomo, czy ta aktualizacja wpłynęła na samą awarię, ale wiemy już, co ją spowodowało.
Czytaj też: Elektryczne kombi Audi RS6 E-Tron nadchodzi? Znamy nowe szczegóły
Czego dotyczyła i co spowodowała awaria aplikacji Tesli?
Oczywiście aplikacja nie odmówiła działania na całym świecie sama z siebie. Wszystko sprowadza się do serwerów, które ją obsługują i to one właśnie uległy awarii. Jest to o tyle niefortunne, że smartfony ze skonfigurowaną aplikacją służą właścicielom Tesli, jako klucz do odblokowywania i uruchamiania pojazdów, czy swoiste centrum dowodzenia z dostępem do wielu elementów sterujących.
Wyglądało na to, że jeśli właściciele Tesli nie odłączyli aplikacji, nadal mogli wykorzystywać smartfon w formie kluczyków (a raczej mniej awaryjnej karty dostępu/breloku).
Czytaj też: Ford rozpoczyna wyścig z Teslą. Chce produkować rocznie 600 tysięcy elektrycznych samochodów
Tego samego dnia (19 listopada) Elon Musk na swoim Twitterze poinformował, że serwery zaczęły “wstawać”, a funkcje powinny powoli stawać się dostępne dla właścicieli na całym świecie. Musk podkreślił, że firma dołoży wszelkich starań, aby nie powtórzyło się to w przyszłości, bo okazało się, że sama strzeliła sobie w stopę “komplikując ruch sieciowy”.