Entuzjasta tego pomysłu jest również zwolennikiem załogowych wypraw na Marsa. Wspomniana rakieta miałaby wykorzystać sole plutonu bądź uran wzbogacony do wartości kilkudziesięciu procent zamiast tradycyjnie stosowanych substancji. Ostatecznie NSWR miałaby osiągać moc dochodzącą do nawet 700 gigawatów.
Co takie rozwiązanie dawałoby ludzkości w praktyce? Przede wszystkim możliwość dotarcia do planet w zewnętrznym Układzie Słonecznym w ciągu kilku miesięcy. Z wykorzystaniem tradycyjnie stosowanych rakiet mówimy o kilku latach wymaganych do dotarcia w okolice Saturna. Dodając do tego czas potrzebny na powrót mamy misję trwającą minimum kilkanaście lat.
Rakieta NSWR mogłaby umożliwić loty międzygwiezdne
Jeśli powyższe wartości nie robią odpowiedniego wrażenia, to warto też wspomnieć o prędkościach wylotowych. W przypadku NSWR mogłaby ona wynieść 60 000 metrów na sekundę, podczas gdy obecnie stosowane rakiety zapewniają rezultaty rzędu 4500 metrów na sekundę. I choć na terenie Układu Słonecznego takie wartości byłyby wystarczające, to jeśli myślimy o podróżach poza jego obręb (nie wspominając o opuszczeniu naszej galaktyki) to konieczne byłoby osiągnięcie choćby ułamka prędkości światła.
Czytaj też: SpaceX chce zamienić nadmiar CO2 z atmosfery w paliwo rakietowe
Zubrin przekonuje, że osiągnięcie tego celu jest możliwe przy wzbogaceniu uranu U-235 do 90%. O ile ten element wydaje się możliwy do zrealizowania, tak bardziej problematyczny mógłby być sam start. Wystrzelenie takiej rakiety doprowadziłoby bowiem do poważnego skażenia naszej planety. Radioaktywne spaliny przestałyby jej zagrażać dopiero po dotarciu rakiety do przestrzeni kosmicznej. Potrzebne wydaje się więc znalezienie na dostarczenie tam rakiety w inny sposób.