Ich łańcuch ma unikalną, łukowatą formację, która rozciąga się na północnym Pacyfiku w kierunku wybrzeża Rosji. To właśnie pod tymi wyspami miałby się znajdować superwulkan. W takim scenariuszu tworzyłyby one gigantycznych rozmiarów kalderę, czyli obszar powstały po erupcji wulkanu.
Czytaj też: Największa znana podwodna erupcja wulkaniczna niemal umknęła naukowcom
John Power z Alaska Volcano Observatory przyznaje, że erupcja tego hipotetycznego wulkanu mogłaby poważnie wpłynąć na losy mieszkańców całego świata. Być może takie zdarzenie miało miejsce w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat. W takim wypadku Aleuty byłyby owocem takiej erupcji, a sam wulkan najprawdopodobniej łączy sześć tamtejszych wulkanów uznawanych do tej pory za niezależne.
Superwulkan znajdujący się pod Alaską mógł dać początek Aleutom
Wśród sześciu wspomnianych wulkanów wymienia się obiekty znane jako Herbert, Carlisle, Cleveland, Tana, Uliaga i Kagamil, które prawdopodobnie znajdują się wzdłuż krawędzi znacznie większego obiektu. Skąd tego typu wieści? Badacze wzięli pod uwagę dane zebrane z użyciem niewielkich sejsmometrów, dzięki którym byli w stanie zarejestrować serię trzęsień ziemi wokół wysp.
Czytaj też: NASA wyda miliardy na schłodzenie wulkanu Yellowstone? Ambitny plan miałby zapobiec katastrofie
Wygląda na to, że szczyty wulkanów występujących na terenie Aleutów tworzą kształt pierścienia. Oczywiście zebrane do tej pory poszlaki nie muszą stanowić niepodważalnych dowodów na istnienie superwulkanu ukrytego pod Alaską. A nawet jeśli takowy faktycznie się tam znajduje, to nie trzeba jeszcze kreślić czarnych scenariuszy. Inny superwulkan, ukryty pod parkiem narodowym Yellowstone, pozostaje w uśpieniu od ponad 600 tysięcy lat. Z drugiej strony, jeśli już dojdzie do jego erupcji, to możemy spodziewać się ogromnych komplikacji, które mogłyby dotknąć całego świata.