Dziesiątki lat później naukowcy zaprezentowali swoje ustalenia w tej sprawie na łamach Acta Astronautica. Kluczowy wydaje się fakt, że ludzkość nie dysponowała w tym czasie statkami kosmicznymi, które okrążałyby Ziemię na orbicie. Dziewięć tajemniczych punktów nie mogło więc być sondami czy też kosmicznymi śmieciami o ziemskim pochodzeniu. Mimo to naukowcy pozostają sceptyczni względem hipotez o powiązaniu tych obserwacji z kosmitami.
Na czele zespołu zajmującego się śledztwem stanęła Beatriz Villarroel z Uniwersytetu Sztokholmskiego. Villarroel jest również zaangażowana w Projekt Galileo, którego celem są obserwacje i analizy UFO. Przewodniczy mu Avi Loeb, czyli profesor z Harvardu, który zasłynął między innymi hipotezami, w myśl których słynny obiekt Oumuamua miałby być statkiem kosmicznym wysłanym przez pozaziemską cywilizację.
W ubiegłym roku Villarroel i reszta jej zespołu opublikowali inny artykuł, który sugerował, że światła nie mogły powstać w wyniku zanieczyszczenia klisz fotograficznych. Spowodowało to, iż cała sprawa stała się jeszcze bardziej tajemnicza, a naukowcy musieli skupić się na poszukiwaniu innych wyjaśnień. Pierwszy satelita znalazł się na orbicie dopiero siedem lat po wykonaniu zdjęć i był owocem wysiłków inżynierów ze Związku Radzieckiego.
Światła zostały uwiecznione 12 kwietnia 1950 roku
Naukowcom zdecydowanie lepiej idzie wykluczanie obiektów, które mogły zostać uwiecznione na zdjęciach, aniżeli wskazywanie potencjalnych kandydatów. Ich zdaniem nie mamy do czynienia z asteroidami, meteorami ani samolotami. W grę nie wchodzą też inne znane zjawiska astrofizyczne. Jednym z możliwych wyjaśnień byłoby prowadzenie prób jądrowych, lecz z tego co wiadomo w tej lokalizacji i czasie takowe nie miały miejsca.
Mając na uwadze ostatnio prowadzoną publiczną debatę poświęconą obserwacjom UFO, nie sposób się choć trochę nie ekscytować. Po raz kolejny mamy bowiem do czynienia z materiałami, na których widać tajemnicze obiekty. O ile tutaj w grę wchodzą “jedynie” zdjęcia, tak nagrania wykonane przez amerykańskich pilotów trudno uznać za mało wiarygodne.