Canon EOS R7, czyli pierwszy aparat serii z matrycą APS-C w naszych rękach

W ostatnim czasie Canon zaprezentował dwa aparaty z matrycami APS-C, czyli EOS R7 oraz EOS R10. Miałem okazję spędzić chwilę z tym pierwszym i mogę podzielić się z Wami pierwszymi spostrzeżeniami.
Canon EOS R7, czyli pierwszy aparat serii z matrycą APS-C w naszych rękach

Niezmiennie uważam, że EOS R7 i EOS R10 mogą namieszać na rynku

Oba aparaty trafiły na rynek w ciekawych czasach. Braki w podzespołach wywindowały ceny do kosmicznych wartości. Szczególnie w segmencie APS-C, gdzie za topowe aparaty Sony trzeba zapłacić czasem więcej, niż za niektóre aparaty pełnoklatkowe. Tańszy i nieco słabiej wyposażony Canon EOS R10 został wyceniony na 4 600 zł, a bardziej zaawansowany EOS R7 na 7 000 zł. Więcej o aparatach przeczytacie w poniższym odnośniku.

Czytaj też: Canon EOS R7 i R10 to nowe aparaty APS-C. W tej cenie namieszają na rynku

W tym materiale skupimy się na, niestety skromnych, pierwszych wrażeniach.

Canon EOS R7 nie jest mały, za to szalenie wygodny

Wrażenia skromne, bo sprzętu było znacznie mniej niż zainteresowanych i jakoś trzeba było sobie radzić. Dlatego też z EOS-em R7 mogłem spędzić niecałe pół godziny. Ale spokojnie, przez resztę prezentacji się nie nudziłem, bo korzystając z okazji mogłem pierwszy raz wypróbować obiektyw RF 28-70mm f/2L USM i teraz już rozumiem wszystkie zachwyty nad tym szkłem. Ale o tym za moment.

Do EOS-a R7 też podpiąłem właśnie RF 28-70mm i cóż… pod względem wymiarów i masy niewiele zmieniło się względem EOS-a R5, którego używałem chwilę wcześniej. Ten obiektyw jest naprawdę przeogromny, co idealnie pasuje do jego masy ponad 1,4 kg. Sam EOS R7 waży 612 gramów i kiedy zacząłem mu robić zdjęcia Sony A7 III z obiektywem Sony 24-70mm F/2.8 GM II, to poczułem się jakbym wziął do ręki jakiegoś małego Olympusa z micro 4/3.

Zdecydowanie R7 nie jest aparatem kompaktowym, ale za do nadrabia ergonomią. Duże wymiary przekładają się na duży grip i bardzo pewny uchwyt. A obiektyw 28-70mm był idealny do sprawdzenia pewności chwytu i tutaj aparat wyszedł zdecydowanie obronną ręką.

Tym co bardzo przypadło mi do gustu jest ergonomia. Nie przypadł mi do gustu ani EOS R5, ani R6 ze względu na pokrętło na tylnej ściance, które nie jest d-padem. Ono się tylko obraca, a po Menu poruszamy się dżojstikiem lub dotykowo. W R7 mamy klasyczny d-pad oraz dwa pokrętła – jedno wokół dżojstika, drugie na górze obudowy. Jest to dużo wygodniejsze rozwiązanie. Przyczepiłbym się tylko do przycisku wywołującego szybkie Menu przeniesionego na środek d-padu. Wolałbym mieć go jako osobny guzik, zaraz obok Info.

Wszystkie przyciski działają bardzo miękko, ale pewnie. Dają jakąś taką satysfakcję ze wciskania. Satysfakcjonujący nie jest za to… dźwięk migawki. Oczywiście to już kwestia gustu i osobistych preferencji, ale zdecydowanie wolę cieplejszy ton migawki. Tutaj dźwięk jest nieco wyższy, lekko metaliczny.

Za dużo nie mogę powiedzieć o ekranie, bo mając niewiele czasu większość zdjęć robiłem za pomocą wizjera. Ten jest duży i bardzo dobrej jakości. Co do ekranu, tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń do działania panelu dotykowego.

Czytaj też: Test laptopa Asus ROG Strix Scar 17 SE (2022) G733C

Małe zastrzeżenia mam do działania autofocusu. Choć tutaj na obronę może być to, że aparat mógł nie mieć jeszcze finalnego oprogramowania. Canon zapewnia, że działaniu autofocusu w EOS-ie R7 bliżej jest do modelu R3, niż R5 i R6. Ale egzemplarz demonstracyjny pod względem szybkości i precyzji ostrzenia nieco ustępował modelowi EOS R5. To mam nadzieję uda nam się potwierdzić już niedługo, jak tylko dostaniemy aparat do pełnych testów.

Ogółem Canon EOS R7 bardzo spodobał mi się pod względem wykonania, ergonomii i wygodny obsługi. Zdjęcia, choć robione bardzo na szybko, wypadły bardzo pozytywnie (dostępne poniżej).

Czytaj też: Tamron 17-70 mm F/2.8 DI III-A VC RXD – przede wszystkim uniwersalność (recenzja)

Canon RF 28-70mm F/2L USM to obiektyw ostateczny

Nie mogę nie podzielić się z Wami wrażeń z użytkowania tego obiektywu. To unikatowa konstrukcja na rynku, która oferuje w pełnym zakresie ogniskowych przysłonę F/2.0. Obiektyw, jak wspominałem, jest ogromny. Jest na tyle duży, że po założeniu go na aparat nie da się położyć korpusu na płasko. Będzie się kołysać na boki, bo obiektyw sięga niżej, niż spód korpusu.

Fotografowanie jest wymagające pod względem fizycznym, bo aparat razem z obiektywem waży ponad 2 kg. Ale w zamian dostajemy obłędne zdjęcia! Bardzo szybki i precyzyjny autofocus, świetne rozmycie tła oraz możliwość fotografowania, przy którym obiektywy 240-70mm F/2.8 miałyby już pewne problemy. Widoczne na zdjęciach poniżej dynamiczne ujęcia byłyby bardzo trudne do uchwycenia z ISO poniżej 3200. Tutaj nie stanowiło to większego problemu.

Czytaj też: Test Ford Kuga PHEV. Ładny, duży i oszczędny

Ogółem, jeśli jakiś obiektyw może wybitnie rozleniwiać, to jest to właśnie Canon RF 28-70mm F/2L USM. Do niemal większości ujęć to w zasadzie jedyny obiektyw, jakiego potrzebujesz. Tylko ta cena…