Największy moździerz świata. Historia Little David, który little zdecydowanie nie był

Ewolucja systemów artyleryjskich, czyli (w uproszczeniu) tych strzelających pośrednio i stromotorowo we wrogów sprawiła, że to, co niegdyś było haubicami, stało się moździerzami ze względu na specyfikację i możliwości. Granica między moździerzami, granatnikami i haubicami stała się bowiem płynna wraz z rozwojem sprzętu, ale mimo wielu dekad Little David, czyli największy moździerz świata, nadal dzierży to dumne miano. Nie bez powodu.
Największy moździerz świata, Little David,
Największy moździerz świata, Little David,

Little David, czyli aż strach pomyśleć o tym, na co Amerykanie zarezerwowali określenie Big

W czasach II wojny światowej dążenie do coraz większych dział i sprzętów było na porządku dziennym. Świetnym tego przykładem są japońskie pancerniki typu Yamato, które opisywałem dla Was w przeszłości. Oczywiście to nie tak, że im większy kaliber, tym broń staje się gorsza, ale obserwowana w przeszłości ślepa pogoń za powiększaniem dział, pocisków i luf skończyła się mniej więcej na znalezieniu złotego środka. 

Czytaj też: Zabijać szybciej i skuteczniej. Jak amerykańskie wojsko przyspieszy atakowanie wrogów?

Obecnie stosowane w państwach NATO 120/125 mm armaty czołgowe i haubice 155-mm służą nie tylko do ujednolicenia amunicji, ale też zapewniają na tę chwilę idealne wyważenie między potrzebami obecnego pola bitwy a możliwościami technologii. W przyszłości oczywiście kaliber wspomnianych dział zostanie zapewne zwiększony do np. 130/140 mm w przypadku dział czołgów, ale są naprawdę małe szanse na to, że kiedykolwiek w przyszłości ktoś uzna, że projekty pokroju Little David będą miały sens. 

Little David (z ang. Mały Dawid) to moździerz, który w biblijnym pojedynku z procą w tle byłby Goliatem. Wszystko za sprawą swoich niewyobrażalnych nawet dziś gabarytów, które sprawiały, że samo dostarczenie tego systemu na front było praktycznie niemożliwe w ferworze walk. Z kolei rozwój lotnictwa i pocisków sprawił, że nawet utrzymywanie takich kolosów w strategicznych punktach w ramach obrony prewencyjnej, nie miałoby większego sensu. To jednak nie jedyne problemy tego sprzętu. 

Little David, jako amerykański moździerz kalibru 914 mm, powstał nie z kaprysu, a potrzeby. Opracowywano go bowiem z myślą o pomocy w przełamaniu Linii Zygfryda (600-km odcinka niemieckich umocnień wzdłuż granicy Niemiec z Francją i Luksemburgiem), ale kiedy udało się tego dokonać konwencjonalnymi sposobami, ten moździerz miał odegrać wielką rolę w podboju Japonii. 

Finalnie nie odegrał (Japonia się poddała), ale zakładano, że na front trafiłby w ciągu 12 godzin i w formie dwuczęściowej jednostki mobilnej. Ta składałaby się z 36-tonowej lufy i 42-tonowej podstawy transportowanej przez dwa ciągniki M25. Dlatego też finalnie ten największy na świecie moździerz przydał się do testowania bomb lotniczych i dobrze, bo jego skuteczność była bardzo niska. 

Czytaj też: Uzbrojony robopies zhakowany jak w Cyberpunku. Nowe bronie, to również nowe sposoby walki z nimi

Wiele tysięcy kilometrów dalej od miejsca, w którym Little David był projektowany, niemieccy inżynierowie opracowali 800-mm działa kolejowe Schwerer Gustav i Dora, które strzelały dosyć celnie i to na odległości do 47 km. Little David odznaczył się z kolei bardzo ograniczonym zasięgiem do 9,7 km oraz niską celnością. Nie był więc bronią rewolucyjną i nawet pierwszą w swoim rodzaju, bo w maju 1857 Wielka Brytania opracowała moździerz Malleta o tej samej średnicy lufy, ale to dzieło USA zapisało się na kartach historii, jako to największe.

Poniżej możecie obejrzeć testy Little David, który ze swojej lufy o kącie podniesienia 45-65 stopni i długości 6,7 metra strzelał ładowanymi z użyciem dźwigu pociskami o wadze 1656 kilogramów, których prędkość wylotowa z lufy sięgała 381 m/s. Wykorzystywał do tego aż 160 kg prochu bezdymnego. Finalnie żaden wróg USA nie odczuł skuteczności Little David na własnej skórze, a po II wojnie światowej moździerz został umieszczony jako eksponat na poligonie Aberdeen Proving Ground w Maryland. Z czasem to jednak zamknięto, a Little David ponoć przetransportowano do Fort Lee, ale w praktyce status tego moździerza jest nieznany, bo przetransportowano tylko jego odrestaurowane wcześniej elementy. 

Obecne najpotężniejsze artylerie nie mają podejścia do Little David

Ślepa pogoń za zwiększaniem rozmiarów i wyznawanie zasady “im większe, tym lepsze” to przeszłość. Pokazuje to obecny stan artylerii na całym świecie, bo wśród stosowanych ciągle systemów tymi “największymi” możemy zdecydowanie określić poradzieckie samobieżne moździerze 2S4 Tulipan i armaty 2S7 Pion. 

2S7 Pion

Zarówno 2S7 Pion, jak i ulepszona wersja oryginału 2S7M Małka to 46,5-tonowe kolosy, które armatą 2A44 mogą razić cele oddalone o 37,5-47,5 km, a nawet 55 km swoimi pociskami kalibru 203 mm (w odpowiedniej wersji). Waga tych pocisków wynosi od 103 do 110 kilogramów, a każdy ich wystrzał jest poprzedzony alarmem, który ostrzega pobliskich żołnierzy przed eksplozją. Wszystko przez to, że ta jest tak potężna, że może obezwładnić nieprzygotowanego żołnierza. Wspomniane ulepszenie zwiększyło nie tylko szybkostrzelność z do 2,5 strzałów na minutę, ale też zapas amunicji z 4 do 8 sztuk.

2S4 Tulipan

Czytaj też: Polskie armatohaubice Krab. Co potrafią te dzieła z fabryk Huta Stalowa Wola?

Z kolei samobieżne 2S4 Tulipan dzierżą swoje dumne miano najpotężniejszych moździerzy na służbie Rosji przez moździerz 2B8 kalibru 240 mm. Ten jest w stanie strzelać z granatów moździerzowych o długości do nawet 2,4 metra i wadze do 228 kilogramów. Zależnie od wariantu (pocisku burzącego, burzącego z napędem rakietowym, sterowanego laserowo, a nawet jądrowego) głowica bojowa stosowanej amunicji waży od 32 do 46 kg, a jej zasięg wynosi od 800 metrów do ponad 19,7 km.