Wydarzenia miały miejsce w Australii. Firma Medibank padła ofiarą ataku hakerskiego, który zakończył się ujawnieniem danych milionów klientów. Informacje te trafiły do tzw. dark webu. Początki tej historii sięgają października – właśnie wtedy pojawiły się pierwsze informacje o ataku, choć nie było jeszcze jasne, jakiego okupu zażądali hakerzy, ani jaka była skala wycieku danych.
Czytaj też: PKO Bank Polski wprowadza płatności Google Pay. Szybko zapłacisz telefonem i zegarkiem
Kiedy Medibank odmówił wypłacenia okupu, przestępcy postanowili spełnić swoje groźby. Poza informacjami dotyczącymi zdrowia, wyciek obejmuje również dane osobowe, takie jak nazwiska, adresy, daty urodzenia, numery telefonów, adresy e-mail, numery Medicare czy numery paszportów.
Niestety, na atak zostały narażone dane wszystkich klientów, których liczba wynosi około 3,9 mln. Co gorsza, jeśli weźmiemy pod uwagę również byłych klientów, to liczba ta wzrośnie do niemal 10 milionów. Hakerzy twierdzą natomiast, że będą kontynuowali publikację wrażliwych informacji. Tożsamość przestępców pozostaje nieznana, a jedyną poszlaką pozostaje trop strony dotyczącej nieistniejącej już rosyjskiej grupy REvil.
Nie jest jasne, kto stoi za atakiem hakerskim na firmę Medibank
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż firma Medibank nie posiadała nawet ubezpieczenia od cyberprzestępczości. Jeśli sprawa trafi do sądu, to w grę wchodzi wypłata nawet 22 milionów dolarów odszkodowania, nie wspominając o kwestiach prawnych. Ubezpieczyciel początkowo zapewniał klientów, że choć doszło do naruszenia, żadne dane nie zostały narażone. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna.
Czytaj też: Uber padł ofiarą hakera. Wystarczyła prosta sztuczka
Ataki hakerskie są w ostatnim czasie prawdziwą plagą, a ich ofiarami często padają nawet największe firmy na rynku, takie jak Uber. Niestety, zazwyczaj osoby odpowiedzialne za tego typu przestępstwa kierują się korzyściami finansowymi, a największymi poszkodowanymi pozostają osoby postronne.