Jeden z takowych, zaproponowany przez badaczy z Baylor College of Medicine w Houston, miałby wykorzystywać analizy aktywności mózgu do odczytywania stanu emocjonalnego danej osoby. Czyżby szykował nam się przełom w diagnozowaniu depresji? Jeśli tak, to będą powody do świętowania.
Czytaj też: Ta ameba żywi się mózgami. Jest pierwsza ofiara śmiertelna
Pacjent, na którym przetestowano tę metodę, miał wszczepiony szereg elektrod, które zazwyczaj stosuje się do głębokiej stymulacji mózgu. W jej ramach określone obszary mózgu są stymulowane za pośrednictwem impulsów elektrycznych. Taki rodzaj stymulacji okazał się w przeszłości pomocny w walce z chorobą Parkinsona czy padaczką, lecz pomijano go w przypadku depresji.
Łącznie w gronie testerów znalazło się pięć osób. Każda z nich cierpiała na ciężką formę depresji, a w kolejce do eksperymentów czeka jeszcze kilkoro kolejnych pacjentów. Łącznie ma ich być 12. Dlaczego naukowcy chcą testować swoją metodę na tak – powiedzmy sobie szczerze – nielicznym gronie? Jak argumentują, proponowana procedura jest kosztowna, inwazyjna i ryzykowna. Poza tym zapewnia wgląd w konkretne przypadki i niekoniecznie pozwala na wyciąganie ogólnych wniosków.
Depresja najprawdopodobniej może być diagnozowana w oparciu o aktywność mózgu
W oparciu o skany mózgów trójki pacjentów, badacze wyciągnęli bardzo obiecujące wnioski. Przede wszystkim, dostrzegli, że w tzw. zakręcie obręczy, czyli jednej ze struktur mózgowia, zachodzi aktywność najprawdopobniej powiązana ze skrajnymi stanami emocjonalnymi, charakterystycznymi dla depresji.
Korelacja między odczytami pracy mózgu a stanami emocjonalnymi badanych osób była na tyle wyraźna, że pozwala to oczekiwać, iż na takiej podstawie będzie możliwe skuteczne diagnozowanie pacjentów z depresją. Jak przyznają autorzy badań, zdolność do rozszyfrowania nasilenia depresji na podstawie aktywności neuronalnej zwiększa zrozumienie neurofizjologicznych podstaw depresji i zapewnia docelową sygnaturę neuronalną dla spersonalizowanych terapii neuromodulacyjnych.
Czytaj też: Zaburzenia psychiczne można leczyć. Zrobi to wirtualna rzeczywistość
Oczywiście to wciąż wnioski wyciągane na podstawie zaledwie trójki pacjentów, dlatego nie ma co popadać w nadmierny optymizm. Mając jednak na uwadze fakt, iż depresja dotyczy średnio od 5 do 10 procent populacji (przynajmniej w krajach rozwiniętych) – a dodatkowo wiąże się ze zwiększonym wskaźnikiem występowania prób samobójczych – to jej wczesne rozpoznawanie i prowadzenie odpowiedniego leczenia byłoby na wagę złota.