Kiedy stare przemija, lepiej inwestować w nowe. Japonia chce tego dokonać, rewolucjonizując lotnictwo wojskowe dronami
Wojska na całym świecie robią ciągle użytek z helikopterów transportowych i bojowych, wykorzystując je na wiele sposobów. Mowa o misjach transportowych, zwiadowczych, poszukiwawczych i ratowniczych oraz oczywiście bojowych, w których niektóre helikoptery mogą przypominać istne latające czołgi, chwaląc się ogromną siłą bojową. Problem w tym, że helikoptery, jak każdą inną maszynę bojową i zwłaszcza tą latającą, trzeba ciągle konserwować i utrzymywać w stanie gotowości, co wymaga znacznych środków.
Czytaj też: Japonia obnażyła braki Chin jednym testem. Wystarczył niszczyciel i myśliwiec od USA
Gdyby tego było mało, każde państwo musi zadbać o szkolenie pilotów, a ci z kolei muszą chcieć pełnić taką, a nie inną służbę, a to osiąga się poprzez zapewnianie im możliwie najnowszych i tym samym najbezpieczniejszych maszyn. Te z kolei są szalenie drogie i świetnym tego przykładem jest Apache AH-64E (najnowsza wersja kultowego śmigłowca bojowego), którego cena wynosi grubo ponad 100 milionów dolarów. Co z kolei jest stosunkowo tanie? Właśnie tak – drony. Bezzałogowce latające, których projekt całkowicie nie uwzględnia m.in. kabiny dla pilota, bo ich rolę pełnią operatorzy w specjalnych placówkach naziemnych, z których kontrolują drony za pośrednictwem ekranów oraz kontrolerów, zupełnie tak jakby grali w grę.
Czytaj też: Japonia testuje nowe źródło energii odnawialnej. Kraj sięga w oceaniczny bezmiar
Już wielokrotnie udowodniono światu, że bezzałogowce mogą być równie zaawansowane i skuteczne podczas misji, jak maszyny załogowe. Ba, mogą być nawet jeszcze lepsze, bo w przeciwieństwie do pilota, operator całkowicie pozbywa się strachu przed śmiercią, co ułatwia mu zachowanie zimnej krwi podczas bardziej ryzykownych misji. W każdej chwili może też przejść na lot autonomiczny, kiedy akurat dystans do przebycia jest ogromny i w klimatyzowanej stacji zrobić sobie przerwę na lunch. Finalnie największą ich wadą wydaje się być ryzyko wystąpienia problemów z łącznością i zwiększona podatność na środki walki elektronicznej.
Wprawdzie Japonia w ostatnich latach zwiększyła swoje wydatki na obronność do rekordowego poziomu (z nieco ponad 1% do 2% PKB), ale wygląda na to, że chce nie tylko wydawać więcej, ale też mądrze. Dlatego też poinformowała, że zrezygnuje ze swoich “przestarzałych” śmigłowców uderzeniowych i obserwacyjnych (nie transportowych) na rzecz systemów bezzałogowych. Z zapowiedzi wynika, że zostaną one zastąpione przez nieokreślone drony różnego rodzaju (wliczając to egzemplarze klasy średniej oraz miniaturowej), które będą w stanie przeprowadzać misje zwiadowcze i bojowe.
Czytaj też: Japonia przekonała się o potędze lotnictwa USA. Zachwycicie się tymi zdjęciami
Tego typu decyzja ma wiązać się z redukcją personelu o około 1000 osób, ale nie jest równoznaczna z całkowitym porzuceniem helikopterów w japońskim wojsku. W dokumentach stwierdzono bowiem, że obecne helikoptery Japońskich Lądowych Sił Samoobrony będą utrzymywały minimalną wymaganą zdolność bojową. Mowa szczególnie o około 50 AH-1 Cobra, 12 AH-64D Apache, 37 OH-1 i 100 OH-7D Cayuse, ale nie możemy zapominać, że Japonia wykorzystuje też śmigłowce Boeing CH-47 Chinook, Sikorsky UH-60 i Bell UH-1, które ma zastąpić 77 egzemplarzami UH-2 do 2027 roku. Finalnie więc japońscy piloci nadal będą mieli dużo do zrobienia, ale dokładne liczby co do tego pozostają nadal niejasne.