Netflix wycofuje się z walki ze współdzieleniem kont. Presja ma sens

Czy jest tu ktoś, kto nie spodziewał się takiego obrotu spraw? Po wielomiesięcznym gadaniu o walce ze współdzieleniem kont, testowaniu różnych pomysłów i grożeniu, Netflix rezygnuje z dotychczasowych planów i najwyraźniej postanawia pozostawić użytkowników w spokoju. Serio? Nie można było tak od razu?
Netflix wycofuje się z walki ze współdzieleniem kont. Presja ma sens

Chyba każdy słyszał o pomyśle Netfliksa na ograniczenie niezgodnego z regulaminem współdzielenia kont

Nie jest to sprawa świeża, wręcz przeciwnie – rozgrzebywana od tak wielu miesięcy, że aż zaczęła cuchnąć. Jeśli jednak jakimś cudem przegapiliście, o co chodziło, przypomnę wam to w skrócie. Wszystko rozbija się o współdzielenie kont, czyli o to, że jedna osoba wykupuje najdroższy pakiet (obecnie w Polsce jest to ten za 60 zł) i dzieli się nim z trzema innymi osobami. W ramach jednego gospodarstwa domowego jest to całkowicie zgodne z regulaminem, ale kiedy te osoby nie mieszkają pod jednym dachem – już nie. Przez bardzo długi czas nie było z tym żadnego problemu. Netflix zdawał sobie sprawę z takich praktyk i przymykał na nie oko. Baza użytkowników stale rosła, więc nie było sensu czepiać się takich rzeczy.

Kiedy więc to wszystko się zaczęło? Pierwsze wzmianki mogliśmy przeczytać jeszcze w 2019 roku. Rok później przyszła pandemia, a wraz z nią gwałtowny przyrost subskrybentów, więc wszystko ucichło, jednak już na początku marca 2021 roku zaczęły pojawiać się doniesienia o weryfikacji konta poprzez kod wysyłany drogą mailową lub SMS-em. Takie powiadomienia dostawały osoby współdzielące konto z innymi, a wspomniany kod wysyłany był do głównego subskrybenta.  

Pomóż nam potwierdzić, że to Twoje konto. Możemy wysłać kod weryfikacyjny na adres XXX lub pod numer YYY ZZZ XXX – tak brzmiała treść powiadomienia.
https://twitter.com/DOP3Sweet/status/1369395237253222414

Wówczas jeszcze nie mówiło się o ograniczeniu subskrypcji, a sam CEO Netfliksa Reed Hastings oświadczył, że choć będą testować różne rozwiązania, to nie wprowadzą niczego, co by „dokręcało śrubę użytkownikom”. Weryfikacja miała więc na celu sprawdzenie, czy osoba korzystająca z platformy jest do tego upoważniona.

Słowa słowami, ale kolejne miesiące przynosiły następne informacje o poczynaniach platformy na tym polu, wciąż jednak w formie testów, bez radykalniejszych działań.

Sytuacja mocno nasiliła się na początku 2022 roku, kiedy to w niektórych krajach ruszyły testy dodatkowych opłat za udostepnienie hasła osobom spoza jednego gospodarstwa domowego. Te prowadzono w kilku krajach Ameryki Południowej, a opłata dodatkowa wynosiła około 3 dolary. Jak poszły testy, tego nie wiemy. Wiemy jednak, że Netflix zaczął trochę szaleć, bo zaczął tracić pieniądze…

Czytaj też: Netflix szuka sposobu na odrobienie strat. Pojawi się tańszy plan z reklamami i… opłaty za udostępnianie haseł?

Wszystko dlatego, że pierwszym kwartale ubiegłego roku serwis zaliczył rekordowy spadek liczby nowych użytkowników. Spodziewano się, że dojdzie ich w tym okresie 2,5 mln, tymczasem było ich zaledwie 0,5 mln. Jeśli chodzi zaś o tych, którzy odeszli od platformy… cóż, pierwszy kwartał zakończył się utratą 700 mln klientów, do czego w dużej mierze przyczyniło się wycofanie platformy z Rosji. Tak niezadowalające wyniki doprowadziły z kolei do spadku cen akcji firmy o 35%. Straty finansowe sprawiły, że Netflix na niektórych rynkach wprowadził tańszy plan z reklamami. Pomysł taki sobie, bo szybko zaczęto mówić o tym, że to nie do końca się sprawdza. Możliwe więc, że dlatego serwis nadal nie wdrożył tego pomysłu globalnie. Jednak teraz nie o tym, a o kolejnych krokach podjętych w celu ograniczenia współdzielenia kont.

Netflix twierdził, że przeszło 100 mln osób na całym świecie korzysta w ten sposób z platformy, nie mieszkając z właścicielem konta. Dla serwisu są to więc ogromne straty. Uniemożliwienie nieregulaminowego współdzielenia kont i wprowadzenie opłat za takie praktyki miało być rozwiązaniem, które, jak szacowali analitycy z firmy Cowen (cytowani przez Wall Street Journal), miałoby przynieść Netfliksowi przychody w wysokości 721 milionów dolarów tylko z samych Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jednorazowo, jak podkreślili inni.

Netflix szuka sposobu na odrobienie strat. Pojawi się tańszy plan z reklamami i... opłaty za udostępnianie haseł?

Tylko że na dobrą sprawę, poza zmianami w regulaminach, Netflix nie zrobił nic

Szum był wielki, bo zmiany, na jakie mogliśmy natknąć się w centrum pomocy, mówiły o jednorazowych, czasowych kodach, o weryfikacji lokalizacji i wielu innych rzeczach, które tak naprawdę raczej nie miały szansy się sprawdzić. Najbardziej absurdalna – przynajmniej moim zdaniem – była wzmianka o tym, że przynajmniej raz na 31 dni zalogować się poprzez sieć Wi-Fi w głównej lokalizacji i coś obejrzeć. Taki miał być główny warunek weryfikacji, czy faktycznie mieszkamy z właścicielem konta, czy może korzystamy z niego wbrew regulaminowi.

Naprawdę, aż trudno było mi uwierzyć w to, że Netflix mógł być aż tak naiwny, by sądzić, że coś takiego byłoby dla kogokolwiek problemem. Jasne, są osoby, które dzielą konta z prawie obcymi ludźmi, dogadując się z nimi w sieci. Jednak znakomita większość robi to w obrębie rodziny i bliższych przyjaciół/znajomych, a w takiej sytuacji odwiedzenie właściciela konta raz na miesiąc i skorzystanie z jego domowej sieci raczej dla nikogo nie stanowiłoby problemu.

Czytaj też: Netflix nadal kombinuje, jak utrudnić udostępnianie konta. Ma na to nowy, sprytny sposób

Jednocześnie, przy całym tym straszeniu i wymaganiach, Netflix jasno podkreślał, że „NIE zacznie automatycznie pobierać opłat od posiadaczy kont, których dane są wykorzystywane poza ich domem”. W oczach użytkowników wszystkie te zmiany były więc jedynie farsą, która miała na celu… no właśnie, co? Netflix pewnie wyobrażał sobie, że w obliczu takich niedogodności ludzie sięgną głębiej do portfela i wykupią samodzielną subskrypcję „dla świętego spokoju”. Prawda jest jednak taka, że naraził się na śmieszność i kpiny, a w najlepszym razie – na obojętność. Niektórzy też, jak nasz redaktor naczelny, Łukasz, postanowili po prostu zrezygnować z subskrypcji, dostrzegając, jak niewiele sensu miała ta cała walka z wiatrakami, jakiej podjął się serwis.

Czytaj też: Anulowałem abonament na Netflix. Nowy sposób walki z współdzieleniem kont zakrawa o nieśmieszny żart

Spójrzmy prawdzie w oczy, może jeszcze parę lat temu takie utrudnienia faktycznie sprawiłyby, że zdecydowalibyśmy się na porzucenie współdzielenia konta i przerzucenie się na najtańszy, samodzielny plan. Obecnie już nie. Dlaczego?

Netflix nadal jest największą na świecie platformą streamingową, mając około 223 milionów płatnych subskrybentów. Temu trudno zaprzeczyć. Jednak Disney już depcze mu po piętach, bo wedle statystyk, obecnie za Disney+ płaci już ponad 161 milionów osób na całym świecie. Pod koniec 2022 roku HBO Max, kolejny duży gracz na rynku, zbliżał się już do 100 mln subskrybentów. Do tego dodajmy całą masę mniejszych platform, które też swoje zgarniają z tego tortu. Przy tak dużej konkurencji (a warto wspomnieć, że ta ma o wiele lepsze ceny) trudno oczekiwać, że klienci będą trwali przy kimś, kto zaczyna się tak miotać.

Oczywiście, nie chodzi tylko o konkurencję, bo sami dobrze wiecie, że czasem przy subskrypcji potrafi zatrzymać nas jeden czy dwa dobre tytuły. Sama mam tak z HBO Max czy Disney+, a nawet z Amazonem, jest tam parę produkcji, które oglądam, a że co jakiś czas pojawiają się nowe, warte uwagi, nie mam zamiaru ich porzucać. Tymczasem Netflix… Co takiego ma teraz Netflix, że ktokolwiek chciałby wierni przy nim trwać?

Niektórzy mogliby powiedzieć, że Wiedźmina, ale żeby taka odpowiedź miała sens, trzeba byłoby cofnąć się do czasów pierwszego sezonu, który jeszcze dawał jakąś nadzieję na przyszłość. Teraz tej nadziei już nie ma, bo Rodowód krwi skutecznie ją odebrał. Owszem, biblioteka serwisu jest przebogata i na bieżąco aktualizowana… o całą masą chłamu, bo Netflix idzie na ilość, a nie na jakość. W rezultacie znalezienie tam czegoś wartościowego graniczy z cudem i – przynajmniej w moim wypadku – najczęściej kończy się na tytule na licencji, a nie na oryginalnej produkcji. To jest głównym problemem Netfliksa, którego sama platforma nie chce dostrzec. Dopóki oferta nie zacznie reprezentować jakiegoś zadowalającego poziomu, dopóty nie ma co liczyć na wierność klientów.

Jak to w końcu będzie? Netflix ograniczy współdzielenie czy też nie?

Sama chciałabym poznać na to konkretną odpowiedź, ale wydaje się, że na razie serwis zrezygnował ze swoich głupich pomysłów. Strona wsparcia została bowiem ponownie zaktualizowana i zniknęły z niej wszystkie wzmianki o weryfikacjach i sprawdzaniu lokalizacji.

Konto Netflix można współdzielić z osobami mieszkającymi w jednym gospodarstwie domowym (z osobami, które mieszkają w tej samej lokalizacji, co właściciel konta). Aby korzystać z serwisu Netflix, osoby spoza Twojego gospodarstwa domowego muszą założyć własne konto – czytamy w regulaminie.

Takie same zmiany pojawiły się w innych krajach, w tym w USA i Kanadzie, gdzie wcześniej Netflix już wprowadził w życie poprzednie ustalenia, o których mogliście przeczytać wyżej. Wychodzi więc na to, że przynajmniej na razie platforma odpuściła. Na jak długo? Trudno powiedzieć, mam nadzieję, że na stałe. Współdzielenie kont może być dla serwisów niewygodne, ale w obliczu obecnej sytuacji gospodarczej na świecie i ogromnej konkurencji na rynku, to coś, z czego nie powinno się tak lekkomyślnie rezygnować. Zwłaszcza gdy już dawno straciło się status „najlepszego” i nie ma się do zaoferowania niczego, co realnie mogłoby zatrzymać klientów przed całkowitą rezygnacją.

Bo prawda jest niestety smutna – wiele osób jeszcze nie zrezygnowało z Netfliksa tylko dlatego, że w ramach współdzielenia konta – regulaminowego czy nie – mogą płacić za niego „grosze”. Kiedy taka możliwość zostanie im całkowicie odebrana, odejdą i nawet nie obejrzą się za siebie.