Test OnePlus 11 5G. Nie musisz być Pro, żeby zabijać flagowce

25 kwietnia 2014 roku zadebiutował smartfon, który bardzo mocno namieszał na rynku. To OnePlus One. pieszczotliwie nazywany zabójcą flagowców. Do tego cuda jeszcze będziemy wracać, a tymczasem prawie 9 lat później debiutuje jego 11. wersja, czyli OnePlus 11 5G. Dlaczego OnePlus 11, a nie OnePlus 11 Pro? Ile kosztuje? Co potrafi? Czy warto go kupić? Czy znowu jakiś portal, jak przy okazji każdej dużej premiery, napisze tekst czy OnePlus 11 jest lepszy niż iPhone 14? Czy zadam jeszcze dużo pytań? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Test OnePlus 11 5G. Nie musisz być Pro, żeby zabijać flagowce

Wideorecenzja OnePlus 11 5G

Jeśli preferujecie materiały wideo zamiast recenzji pisanych, zapraszam do poniższej wideorecenzji. Na filmie możecie zobaczyć więcej detali obudowy, natomiast w dalszej części tekstu znajdziecie więcej zdjęcie z aparatu smartfonu.

Metalowa obudowa OnePlusa 11 może się podobać. Ma gwiazdy!

OnePlus 11 jest dostępny w dwóch wariantach kolorystycznych: zielonym z gładkim i błyszczącym tylnym panelem oraz czarnym, z matowym, metalowym tyłem. Wygląda to efektownie, prawie nie zbiera zabrudzeń, ale jeśli lubicie nosić telefon np. w torbie, to widzę, że z czasem mogą się tutaj pojawić odpryski farby. Na środku mamy wygrawerowane, dla odmiany śliskie logo i przez pierwsze dwa dni ciągle miałem wrażenie, że obudowa jest pobrudzona czymś tłustym. Dziwne uczucie.

Tył prawie nie zbiera zabrudzeń, poza krawędziami wyspy aparatu. Tutaj kurz ma swoje stałe miejsce. Wyspa jest lekko przesunięta do lewej strony i ma taką dziwną, metalową ramkę. Wygląda to na pewno inaczej. Do tego mamy efektowny bajer w postaci takiego brokatowego wykończenia, które wygląda trochę jak gwieździste niebo, ale też nie raz łapałem się na tym, że brałem to za kurz. Szczególnie w bardzo jasnym otoczeniu. Pierścień wokół aparatu jest chromowany, a obiektywy chroni szkło Gorilla Glass 5.

Idąc dalej, na lewym boku trafimy na przyciski regulacji głośności, a na dolnej krawędzi port USB-C i głośnik. Na boku prawym znajdziemy włącznik oraz wielki powrót, czyli przełącznik zmiany trybów głośności, a konkretnie Alert slider. Czyli dzwonki, wibracje i wyciszenie. Mała rzecz, a to mimo wszystko bardzo użyteczny element.

Czytaj też: Test Infinix Note 12 2023 –  czy warto wydać na niego 1000 zł?

Bardzo ładny ekran AMOLED. Tylko krzywizny poskąpili

Przód smartfonu to oczywiście ekran AMOLED. Ma przekątną 6,7 cala, rozdzielczość aż 3216 x 1440 pikseli, 120 Hz odświeżanie obrazu o próbkowanie dotyku z częstotliwością 720 Hz oraz szczytową jasność w piku na poziomie 1300 nitów. Osiągalną tylko w trybie automatycznej jasności.

To tyle teorii. Ekran jest zdecydowanie jednym z najlepszych na rynku. Czerń jest perfekcyjna, kolory bardzo mocno nasycone, ale nie przesycone i obraz potrafi dosłownie przyciągać wzrok. Widoczność w jasnym otoczeniu jest bardzo dobra i jak już w końcu wrócą słoneczne dni, bez problemu można będzie korzystać z OnePlusa 11 poza domem. Płynność obrazu jest wzorowa i jeśli skorzystamy z automatycznego odświeżania, smartfon sam dostosuje je do aktualnie wykonywanej czynności, płynnie regulując je w zakresie 1-120 Hz.

Wyświetlacz jest… zakrzywiony? Czy nie jest? Przyznam, że oglądałem go dokładnie z każdej możliwej strony i faktycznie jest tu delikatne zakrzywienie. To wręcz część milimetra i jeśli chcecie zobaczyć to dokładniej, zapraszam do wideo na początku tekstu. Zakrzywione jest za to szkło i to zakrzywienie jest już dosyć spore.

Na tak dobrym ekranie bardzo dobrze prezentuje się interfejs Oxygen OS. Pozwala on na całkiem sporą personalizację. Możemy zmieniać kształt ikon, ich rozmiar oraz rozszerzać lub zmniejszać siatkę. Albo powiększać, jak kto woli. Osobiście lubię, jak na ekranie jest dużo treści i OnePlus 11 daje mi taką możliwość. Sporo osób pewnie doceni jedną, wspólną rozwijaną belkę u góry ekranu ze skrótami i powiadomienia. Do tego mamy wysuwany pasek boczny, do którego można przypisać skróty do najczęściej używanych funkcji lub aplikacji. No i na koniec do wyboru dostajemy różne ekrany wariantu Always On.

Czytaj też: Test Xiaomi 12T. Niby nic, a jednak coś

Wincyj mocy. Wincyj! Tylko komu to potrzebne? Za to szybka pamięć robi różnicę

Sercem OnePlusa 11 jest procesor Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2, wspierany przez 8 lub 16 GB pamięci RAM LPDDR5X, a na pliki mamy 128 lub 256 GB pamięci wbudowanej. A teraz teoria. Procesor oferuje 35% wyższą wydajność, 40% wyższą wydajność energetyczną, ponad 4x wyższą wydajność Si, 25% szybsze renderowanie grafiki i 45% wyższą wydajność energetyczną, a to wszystko skok tylko w porównaniu z poprzednią generacją Snapdragona 8. Do tego OnePlus chwali się, że w tle mogą działać aż 44 aplikacje jednocześnie. Wszystko fajnie, ale jeśli ktoś potrafi to wszystko zauważyć gołym okiem, nie tylko względem poprzedniej generacji, ale też jeszcze wcześniejszej, to czapki z głów.

Prawda jest taka, że mamy tu najmocniejszy na rynku, flagowy procesor, który zapewnia bardzo dobrą wydajność. Trudno o czynność, która sprawiłaby wykorzystanym tu podzespołom jakiekolwiek problemy i spowodowałaby, że OnePlus 11 zacznie działać wolniej. Wszystko działa tu perfekcyjnie.

Warto jednak zaznaczyć, że OnePlus 11 ma dwa warianty pamięci. Nie chodzi tu tylko o 128 i 256 GB, ale wariant 128 GB to pamięć UFS 3.1, a 256 to UFS 4.0. Znaczy szybsza. Zauważycie to w momencie, kiedy będziecie kopiować jakieś większe pliki do lub z pamięci smartfonu i faktycznie ta różnica jest zauważalna. Tylko ile osób faktycznie tego potrzebuje?

Czytaj też: Weekend z Oppo Find N2. Hej Oppo, więcej odwagi!

OnePlus 11 potrafi oczarować aparatem. Hasselblad to miły dodatek, nie tylko do obudowy

Jeśli chodzi o aparatu w OnePlusie 11 to zmieniło się tu całkiem sporo. Nadal przy jego tworzeniu pomogła legendarna marka Hasselblad. Czego efektem są poprawione kolory zdjęć oraz tryb Xpan, imitujący obraz aparatu Hasselblad Xpan z 1998, który oferował przedziwne proporcje 65:24.

Zestaw aparatów dosyć mocno się zmienił, jeśli chodzi o użyte ogniskowe. Aparat główny to matryca Sony IMX890 o rozdzielczości 50 Mpix (f/1.88, 1/1.56″, OIS + EIS). Ekwiwalent ogniskowej tego aparatu to 30 mm, wiec rejestrowany kadr jest nieco węższy. Aparaty główne w smartfonach to zazwyczaj 24 mm. Aparat portretowy to matryca Sony IMX709 o rozdzielczości 32 Mpix (F/2.0, 1/2.74″) oferująca dokładnie 2-krotne przybliżenie względem aparatu głównego, czyli ogniskową 60 mm. I tutaj też, kadr jest nieco węższy, bo smartfonowe teleobiektywy to zazwyczaj 50mm. No i na końcu aparat ultraszerokokątny z matrycą Sony IMX581 o rozdzielczości 48 Mpix, z polem widzenia 114,5 stopnia i autofocusem. Dzięki temu ten aparat bardzo dobrze nadaje się do zdjęć macro i oferowane przez OnePlusa fotografowanie z odległości 4 cm to nie jest chwyt marketingowy.

OnePlus chwali się, że znajdziemy tu Tryb Nocny 2.0, Tryb Ultrastabilizacji, Turbo RAW 2.0 i 13-kanałowy czujnik spektralny. Że… co? Zaczynając od końca, aparat OnePlusa 11 ma dokładniej rejestrować różne odcienie tej samej barwy niż konkurencja. Czyli jeśli mamy obok siebie kilka odcieni żółtego, to OnePlus 11 je pokaże, a inne smartfony niekoniecznie i mogą zlać je w jeden odcień. Teoretycznie, bo nie bardzo mam pomysł jak to sprawdzić bez odpowiedniej tablicy testowej. Natomiast co do pozostałych kwestii…

Zdjęcia nocne są naprawdę bardzo dobre. Tutaj jestem pod wrażeniem, bo mogą się podobać. Bardzo ciekawiły mnie zdjęcia RAW, który jest dostępny w trybie Pro. Wrzuciłem kilka zdjęć do Lightrooma i jestem pod wrażeniem. Zdjęcia RAW ze smartfonów są bardzo oporne w edytowaniu, poza jednym wyjątkiem, jakim jest Xperia Pro-I. Tutaj plastyka obrazu nie jest może tak duża, jak w przypadku aparatów fotograficznych, ale z tych zdjęć można wyciągnąć naprawdę dużo. Oto kilka przykładów.

Ogółem jakość zdjęć z OnePlusa 11 jest bardzo dobra. Mamy tu dużo szczegółów, bardzo ładne kolory, a efekt HDR jest trzymany w ryzach, z czym OnePlus miał czasem problemy w poprzednich swoich smartfonach.

To tylko część możliwości aparatu OnePlusa 11. Bo mamy tu jeszcze tryb robienia zdjęć na statywie, nagrywanie dwoma aparatami jednocześnie (przednim i tylnym), filmy poklatkowe i tryb portretowy z elektroniczną symulacją zmiany przysłony, ale pokazanie tego wszystkiego to materiał na zupełnie odrębny tekst, wiec słowem podsumowania – OnePlus 11 ma bardzo dobry aparat, jeden z lepszych, jakie znajdziemy na rynku.

Jeśli chodzi o jakość nagrać wideo, to ponownie odsyłam do filmu z początku testu.

Czytaj też: Test Motoroli RAZR 2022. Zaskoczenie roku

Jeśli ktoś zapomniał, OnePlus 11 to nadal smartfon

No dobrze, my tu o aparatach, procesorach, cudach na kiju, ale OnePlus 11 to smartfon. Narzędzie do łączności i szeroko pojętego komunikowania się. Więc jak wypada w takich standardowych czynnościach? Bardzo dobrze! Do dyspozycji mamy Wi-Fi 6 i 5G. Działa ono z dostępnymi w Polsce protezami udającymi prawdziwą sieć 5G. Ogółem zasięg jest bardzo dobry i stabilny, co ma przełożenie na wysoką jakość rozmów. Nie zabrakło też NFC do płatności zbliżeniowych, a w ekranie zaszyty został optyczny czytnik linii papilarnych. Jest dokładnie, działa szybko, nie ma na co narzekać.

Czytaj też: Tu miały być pierwsze wrażenia z Galaxy S23, ale ja nie wiem, co powiedzieć

OnePlus 11 ma solidny akumulator i bardzo szybkie ładowanie. Tylko nie bezprzewodowe

OnePlus 11 jest zasilany akumulatorem o pojemności 5000 mAh z obsługą szybkiego ładowania o mocy 100 W SuperVOOC, ale tylko przewodowego. Nie ma tu w ogóle ładowania bezprzewodowego i… no trochę wstyd. Za to przynajmniej w zestawie znajdziemy ładowarkę o mocy 100 W i charakterystyczny czerwony kabel USB-C. Co ważne, smartfon nie oferował mi pełnej mocy ładowania przy użyciu 100 W ładowarki Motoroli i 120 W ładowarki Xiaomi. W przypadku oryginalnej ładowarki z zestawu ładowanie do 70% trwa ok 15 minut, a do 100% ok 25 minut i da się z tego ukraść dodatkowe 3-4 minut. Ale… w dzień. Jak to w dzień? A bo domyślnie aktywny jest tutaj tryb oszczędnego ładowania w nocy. To ukłon w stronę osób ładujących smartfony w trakcie snu. Dzięki temu rano zawsze macie świeżo i w pełni naładowany akumulator, bez katowania go szybkim ładowaniem. A jeśli chcecie szybkiego ładowania po godzinie 23, to musicie odklikać stosowną opcję w ustawieniach.

Akumulator sprawuje się świetnie. Przy dosyć intensywnym użytkowaniu późnym wieczorem rzadko kiedy mam mniej niż 30% energii i pod tym względem o jeden z lepszych smartfonów, jakie trafiły na rynek przez ostatni rok ze sporym hakiem.

OnePlus obiecuje bardzo długi okres aktualizacji i wydajnego działania OnePlusa 11. OnePlus One pokazuje, że to możliwe

Zbliżając się do podsumowania jeszcze jedna ważna kwestia. OnePlus wraz z modelem 11 wprowadza nowy standard, zapowiadając aż pięć dużych aktualizacji Androida. Czyli jak teraz mamy Androida 13, to aż do Androida 17. Do tego gwarantuje 48-miesięczne działanie bez utraty płynności i nawet ma na to certyfikat firmy TUV. I wiecie co? Ja im wierzę! OnePlus One, który przewija się tutaj na zdjęciach, pomimo prawie 9 lat na karku nadal jest w pełni używalny. Więc kto jak kto, OnePlus potrafi robić długowieczne smartfony.

OnePlus 11 jest uczciwie wyceniony. Czy będzie wersja Pro?

Została nam jeszcze jedna kwestia, czyli cena. I tak OnePlus 11 w wersji 8/128 GB kosztuje 4 199 zł, a w wersji 16/256 GB 4 599 zł. Droższy wariant nie tylko ma szybką pamięć, ale też tylko on jest dostępny w kolorze zielonym.

Czy warto wydać ponad 4000 zł na OnePlusa 11? Rozpatrując to w kategorii flagowców – tak i już wyjaśniam dlaczego. Kupując OnePlusa 11 mamy świadomość, że kupujemy najmocniejszy smartfon w ofercie producenta. Firma nie planuje wprowadzenia na rynek OnePlusa 11 Pro, albo się tylko do tego nie przyznaje. Dlatego też nie będziecie mieć wrażenia podobnego, jakie rok temu zafundował nam Xiaomi z modelem 12 Pro, gdzie kupujemy smartfon za jeszcze większe pieniądze, ale z tyłu głowy wiemy, że w Chinach można kupić jeszcze lepszy model – Xiaomi 12 Ultra. I jakiś niesmak pozostaje.

Podsumowując, po bardzo udanym OnePlusie 9 Pro i OnePlusie 10, który mam wrażenie przeszedł kompletnie bez echa, firma znowu pokazała świetny smartfon. Szybki, wydajny, z zapowiedzią długiej aktualizacji, ze świetnym ekranem, topowym aparatem i bardzo dobrą baterią z szybkim ładowaniem. Minusy? Na pewno brak ładowania bezprzewodowego, szybsza pamięć tylko w droższym modelu i mam pewne obawy co do trwałości lakieru na tylnym panelu. Nie jest to nic, co skreślałoby zakup OnePlusa 11.

Czy warto? Jeśli rozczarowały Was ceny i zmiany w Samsungach Galaxy S23, to OnePlus 11 jest modelem, na którego powinniście patrzeć w pierwszej kolejności. Ale pamiętajcie, że na horyzoncie już czai się Xiaomi 13 Pro, który mam wrażenie, że raczej nie będzie tańszy od OnePlusa oraz Vivo X90 Pro, ale tutaj mam pewne obawy czy będzie lepszy od poprzednika. Czekacie, czy kupujecie OnePlusa 11?