To zapewne najbardziej szalona broń z czasów zimnej wojny. Jak Amerykanie chcieli neutralizować radzieckie pociski?

4 października 1957 roku Związek Radziecki wystrzelił pierwszego w historii sztucznego satelitę, lecz większym zmartwieniem dla Stanów Zjednoczonych był przeprowadzony kilka tygodni wcześniej test międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Trzeba więc było podjąć odpowiednie działania.
To zapewne najbardziej szalona broń z czasów zimnej wojny. Jak Amerykanie chcieli neutralizować radzieckie pociski?

O ile broń opracowana przez Sowietów miała mieć możliwość dotarcia do Stanów Zjednoczonych w pół godziny, tak Amerykanie chcieli, aby ich oręż mógł dokonać tego samego (lecz w przeciwnym kierunku) w ciągu kwadransa. Istotną cechą takiej broni miała być możliwość zestrzelenia międzykontynentalnego pocisku balistycznego jeszcze w locie. 

Czytaj też: Pierwsza komercyjna rakieta orbitalna Australii będzie wyjątkowa. Podbije orbitę silnikami elektrycznymi

Wolframowe, podłużne słupy miały być umieszczone na orbicie, czekając tam w gotowości na scenariusz, w którym konieczne stałoby się ich wystrzelenie. A w zasadzie zrzucenie. Takie gigantyczne pręty, rozpędzone do prędkości 8 kilometrów na sekundę, mogły bardzo szybko przemieścić się w dowolny obszar Ziemi. Nawet biorąc pod uwagę tarcie atmosferyczne, które prowadzi do obniżenia prędkości, miało to być rozwiązanie idealne w starciu z sowieckimi pociskami.

Amerykańska broń orbitalna miała stanowić odpowiedź na radzieckie międzykontynentalne pociski balistyczne

O tym, jak gigantyczne szkody mogą wyrządzić odpowiednio rozpędzone w przestrzeni kosmicznej obiekty, niejednokrotnie mogli się już przekonać astronauci przebywający na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz inżynierowie różnego rodzaju misji, na przykład satelitów bądź teleskopów. Nawet drobny artefakt, kiedy pędzi z prędkością wielokrotnie wyższą od prędkości dźwięku, może siać gigantyczne spustoszenie.

Aby przekonać się, jak pochodzące z czasów zimnej wojny rozwiązanie mogłoby zadziałać w mniejszej skali, twórcy kanału Veritasium postanowili skorzystać z helikoptera, prętów i piaskowych budowli. Zrzucili z wysokości 500 metrów pręt, który opadał z prędkością około 350 kilometrów na godzinę. W ramach kolejnego etapu eksperymentu użyli natomiast obiektu dwukrotnie cięższego. Energia powstała w momencie uderzenia w cel miała być większa, niż wygenerowana za sprawą detonacji kilograma trotylu. 

Wykonana z piasku miniatura miasta miała stanowić główny cel, jednak podstawowym problemem okazało się… trafienie go. Co gorsza, kiedy pomysłodawcy próbowali zwiększyć wysokość, z której zrzucano pręty (ostatecznie miały to być 3 kilometry, lecz nigdy nie osiągnięto takiego pułapu), takie przedsięwzięcie stało się wręcz zbyt niebezpieczne dla osób przebywających w pobliżu. YouToube’owi szaleńcy musieli więc się poddać.

Czytaj też: USA otoczy niewidzialna kopuła. Nowy system przeciwlotniczy obroni kraj przed zagrożeniem

Pokazuje to jednak, jak niedorzecznym pomysłem byłoby wykorzystanie takiej broni na znacznie większą skalę, tak jak chcieli to zrobić amerykańscy naukowcy. Być może udałoby się rozwiązać problem braku celności poprzez dodanie jakiegoś rodzaju napędu bądź przynajmniej dysz umożliwiających wprowadzanie korekt w czasie lotu. Wciąż trudno sobie jednak wyobrazić, by możliwe byłoby nie tylko trafienie nieruchomego celu, ale przede wszystkim utrzymującej się w locie rakiety lecącej ze Związku Radzieckiego do Stanów Zjednoczonych. Tym razem amerykańscy naukowcy chybili, podobnie zresztą jak twórcy powyższego kanału w czasie prób trafienia piaskowego miasta.