Marynarka USA chce przeprowadzić znaczne cięcia w swojej flocie. Czeka tylko na zielone światło od Kapitolu
Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych zamierza wycofać z eksploatacji 11 okrętów w 2024 roku fiskalnym, w tym aż osiem przed planowanym zakończeniem eksploatacji. Jest to oficjalna część propozycji strategii polegającej na inwestowaniu w nowe zdolności i platformy, które obejmują bezzałogowe systemy, okręty podwodne oraz systemy broni dalekiego zasięgu. Ta propozycja właśnie została stworzona i zaproponowana przez marynarkę na podstawie analizy stanu technicznego, pozostałego czasu życia, kosztów i czasu modernizacji oraz ogólnej wartości bojowej tych okrętów.
Czytaj też: Amerykańskie myśliwce F-35 będą jeszcze bardziej zabójcze. Wystarczy tylko odkręcić kurek z kasą
Wśród okrętów przeznaczonych do wcześniejszego wycofania są trzy okręty desantowe typu Whidbey Island, trzy krążowniki rakietowe typu Ticonderoga i dwie korwety typu Independence. Największym zaskoczeniem jest wycofanie korwet, ale jeśli śledzicie historię okrętów typu Independence, to zapewne wiecie, jak wiele problemów je dręczy. W połowie ubiegłego roku okazało się, że te amerykańskie okręty pękają i problem ten dręczy prawie połowy stworzonych do tej pory trzynastu egzemplarzy. Wyeliminowanie tego problemu nie jest z kolei łatwe ze względu na to, że mowa o wadzie konstrukcyjnej.
Czytaj też: Tajny plan lotnictwa USA wyszedł na jaw. W powietrzu zaroi się od zaawansowanych maszyn
Nic więc dziwnego, że marynarka USA chce zmniejszyć liczbę korwet typu Independence i zastąpić je nowymi fregatami typu Constellation. Zwłaszcza że te pierwsze dręczy nie tylko wspomniana wada konstrukcyjna, ale też fakt, że ich możliwości prowadzenia operacji przeciwko zagrożeniom powietrznym, nawodnym i podwodnym są niższe względem tego, co ma do zaoferowania typ Constellation. Ten jest zresztą szczególny, bo choć można podpiąć go pod klasę fregat, to typ ten posiada na tyle szerokie możliwości, że można uznać go za równie wszechstronnego, jak niszczyciele. Jedynym problemem w tej kwestii są jego magazyny wewnętrzne, które nie są aż tak pojemne.
Marynarka wojenna USA nie jest jednak sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem, a ujawniony właśnie plan wycofania 11 okrętów z eksploatacji jest jedynie prośbą, która musi zostać zatwierdzona przez Pentagon; tamtejsi urzędnicy niekoniecznie zaś muszą na nią przychylnie spojrzeć. Sugerują to aktualnie głosy analityków, wedle których wcześniejsze wycofanie tych okrętów na emeryturę zmniejszy odczuwalnie zarówno liczebność floty marynarki USA, jak również jej gotowość, na co Pentagon najpewniej się nie zgodzi.
Czytaj też: Wyjątkowy plan na wyjątkowy myśliwiec. Co będzie robił F-15EX i dlaczego to tak ważne?
Stąd głosy, że zamiast wycofywać okręty ze służby, marynarka powinna wydłużyć okres eksploatacji istniejących okrętów. Najtrudniejsze argumenty do zwalczenia dotyczą przede wszystkim wątpliwej zdolności marynarki USA do realizacji ambitnych celów modernizacyjnych, co wcale nie dziwi, biorąc pod uwagę historię przekroczeń kosztów i opóźnień. Innymi więc słowy, wielki plan tej gałęzi wojska Stanów Zjednoczonych może nie wypalić, jeśli zaproponowany plan budżetowy nie zostanie zatwierdzony przez osoby decyzyjne na przysłowiowych wyższych stołkach.