Usunęli jej implant z mózgu wbrew woli. Potrzebne nowe prawo, zanim Neuralink zacznie nam grzebać w głowach

Termin interfejs mózg-maszyna (BCI) brzmi jak wyciągnięty rodem z powieści science-fiction. W przestrzeni publicznej taki implant pojawia się coraz częściej w ostatnich latach dzięki głośnym konferencjom organizowanych przez należącą do Elona Muska spółkę Neuralink, która od kilku lat pracuje nad takim interfejsem. Jak zwykle w przypadku przedsięwzięć Elona, rzeczony interfejs ma mieć wprost fantastyczne możliwości. Mało kto jednak wie, że takie chipy istnieją od wielu lat. Niewiele jednak się mówi o ryzyku, z jakim wiąże się wszczepienie takiego urządzenia.
Usunęli jej implant z mózgu wbrew woli. Potrzebne nowe prawo, zanim Neuralink zacznie nam grzebać w głowach

Na jednej z konferencji Neuralink Elon Musk przekonywał, że wszczepienie czipu będzie zwykłą trwającą zaledwie kilkanaście minut procedurą. Wystarczy usiąść w specjalnym fotelu, a inteligentne skalpele i urządzenia będą w stanie zrobić specjalny otwór w czaszce, wsadzić w niego specjalny chip wielkości płaskiej baterii do zegarka i wprowadzić przewody do mózgu. Futurystyczne urządzenie ma z jednej strony pozwolić osobom np. z przerwanym rdzeniem kręgowym ponownie chodzić, a z drugiej strony, w bardziej zaawansowanej wersji pozwolić nawet na bezsłowną komunikację między użytkownikami takich czipów. Miliarder przekonywał nawet, że dzięki temu rozwiązaniu za zaledwie 5-10 lat mowa jako forma komunikacji stanie się przestarzała, bowiem opracowany przez jego firmę interfejs mózg-maszyna będzie przekazywał innym jego użytkownikom bezpośrednio myśli, wyobrażenia i treści, nie redukując ich do ograniczeń języka.

Czytaj także: Neuralink zdziała cuda? Elon Musk zapowiada rewolucję, lekarze kręcą głowami

Specjaliści od lat zajmujący się takimi urządzeniami byli delikatnie mówiąc sceptyczni zarówno co do planów, jak i do obecnego stadium rozwoju projektowanego przez Neuralink urządzenia. Mimo to w ostatnich dniach okazało się, że firma uzyskała zezwolenie na rozpoczęcie pierwszych testów chipu na ludziach. Ewidentnie jakiś postęp w rozwoju projektu nastąpił.

Gdy implant (interfejs mózg-maszyna) trzeba wyciągnąć

W najnowszym artykule opublikowanym na łamach periodyku Brain Stimulation i opisanym w najnowszym wydaniu MIT Technology Review opisany został jednak przypadek Australijki Rity Leggett, która już w 2010 roku w ramach eksperymentu miała wszczepiony w mózg specjalny interfejs mózg-maszyna, który śledził jej ataki padaczkowe. Producentem urządzenia była firma Neuravista. W momencie wszczepienia urządzenia do mózgu pacjentka miała 49 lat i od 46 lat cierpiała na padaczkę, która uniemożliwiała jej normalne funkcjonowanie w społeczeństwie.

Jak napisano w artykule, po wszczepieniu urządzenia do mózgu sytuacja zmieniła się diametralnie. Australijka w końcu mogła spotykać się normalnie z rodziną i przyjaciółmi, czy też jeździć samochodem bez obawy spowodowania zagrożenia w przypadku wystąpienia nieoczekiwanego ataku. Warto tutaj podkreślić, że przypadek Leggett był szczególnie udany, bowiem wielu innych użytkowników tego samego urządzenia nie odnotowało aż tak dużej poprawy jakości życia.

Można zatem pomyśleć, że jest to pozytywna historia, która nie mogła skończyć się źle. Sytuacja pacjentki zmieniła się diametralnie, gdy producent urządzenia, firma Neuravista zbankrutowała ledwo dwa lata po umieszczeniu urządzenia w organizmie Leggett. Efekt był taki, że wszystkim pacjentom nakazano usunięcie urządzenia.

Pacjentka wraz z rodziną próbowała odkupić implant od firmy, jednak okazało się to niemożliwe. Siłą rzeczy urządzenie musiało zostać usunięte z jej organizmu, nawet wbrew jej woli.

Stwórzmy prawo, zanim będzie za późno

Wyobraźmy sobie zatem, że nowy, piękny czip od Neuralinku działa prawidłowo, zaczynamy nim otwierać drzwi do domu, do swojej Tesli, wykorzystujemy go do prostych zadań, obliczeń, wykorzystujemy go jako zewnętrzny bank pamięci i metodę komunikacji i… Neuralink upada. Urządzenie nagle trzeba wyjąć. Istnieje wtedy ryzyko pojawienia się swoistej traumy.

Czytaj także: Panie Musk, ludzki mózg to nie zabawka. Nie ma zgody na testowanie Neuralink na ludziach

Tak też było w przypadku opisywanej przez MIT Tech Review pacjentki z Australii. Komentując całe doświadczenie z perspektywy czasu przyznała, że nigdy nie czuła się tak bezpiecznie jak wtedy, gdy miała czip. Po jego wyciągnięciu powróciła niepewność i tęsknota za urządzeniem, które na pewnym etapie życia stało się częścią jej samej.

Autorzy artykułu wskazują, że interfejsy tego typu będą się pojawiały coraz częściej. Jeżeli jednak pacjenci faktycznie inkorporują je do własnego ja, to siłowe usuwanie takich urządzeń z organizmu może być doświadczeniem traumatycznym. Być może zatem – dodają – konieczne jest opracowanie karty praw pacjenta, w którym zagwarantuje się pacjentom pozostawienie urządzenia, jeżeli nie stanowi ono dla nich bezpośredniego zagrożenia zdrowia.