To miała być rosyjska broń nie do zestrzelenia. Okazała się złomem

Co można zestrzelić i co nie utrzymuje prędkości hipersonicznych? Rosyjski pocisk hipersoniczny nie do zestrzelenia. Dowiedzieliśmy się właśnie o udanym zestrzeleniu Ch-47 Kindżał Rosji przez rozmieszczone w Ukrainie systemy przeciwlotnicze i nic w takim zestrzeleniu nie byłoby sensacyjne, gdyby to nie była to właśnie ta “superbroń”.
To miała być rosyjska broń nie do zestrzelenia. Okazała się złomem

Ch-47 Kindżał zestrzelony. Dla Rosji ten hipersoniczny pocisk miał być superbronią nie do skontrowania

Rosja od dawna dumnie chwali się opracowaniem i wprowadzeniem na służbę hipersonicznego pocisku Ch-47 Kindżał. Ten ma zaliczać się do wyjątkowego rodzaju broni, którego aktualnie nie da się skontrować, co oznacza, że po jego wystrzeleniu w kierunku celu, ten jest zdany na porażkę i znaczne szkody. Wszystko przez jego domniemaną niewrażliwość na “żaden zachodni system obrony przeciwrakietowej”. 

Czytaj też: Rosji marzy się nowy bombowiec. To będzie spektakularny klops

W praktyce jednak ten w domniemaniu innowacyjny hipersoniczny pocisk Kindżał wcale taki innowacyjny oraz nowoczesny nie jest. Przynajmniej nie tak bardzo, jak chciałaby tego Rosja, bo korzenie Ch-47 sięgają najpewniej aż 1988 roku. Oczywiście oficjalnie to broń nowoczesna, bo w swojej wersji weszła na służbę dopiero w 2017 roku, ale w praktyce to najpewniej zmodyfikowany pocisk ziemia-ziemia 9K720 Iskander. Poza zmianami w podstawowym projekcie, pocisk ten doczekał się nowego systemu naprowadzania, który został zaprojektowany specjalnie do operacji powietrze-ziemia, ale w gruncie rzeczy to ciągle pokłosie technologii Iskanderów, nad którymi prace rozpoczęto właśnie pod koniec lat 90. ubiegłego wieku.

Rosyjski pocisk balistyczny Iskander, SS-26 Stone,
System Iskander

Dlatego właśnie Rosja tak “wyprzedziła” inne kraje w rozwoju broni hipersonicznej, bo w gruncie rzeczy Ch-47 nie jest w ogóle nowoczesny i daleko mu do innowacyjnego projektu. Potwierdził to niedawny incydent, który wydarzył się w nocy 4 maja nad Kijowem, kiedy to doszło do zestrzelenia tego hipersonicznego pocisku z wykorzystaniem ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. W chwili pisania tego tekstu oficjalne informacje na ten temat potwierdzają już nie tylko samo zaistnienie ataku z wykorzystaniem dronów oraz pocisków balistycznych tamtej nocy, ale też zestrzelenie samego rosyjskiego pocisku Kindżał.

Przez pierwsze kilkanaście godzin informacje na ten temat były mylące, bo nieoficjalne źródła donosiły rzeczywiście o zestrzeleniu Ch-47 i przedstawiały ku temu solidne dowody, ale na potwierdzenie zestrzelenia rosyjskiej superbroni musieliśmy poczekać. Takie coś świadczy jednak dobrze o przedstawicielach Ukrainy, którzy pochwalili się sukcesem dopiero po jego potwierdzeniu. 

Czytaj też: No i gdzie ta superbroń Rosjan? Na Ukrainę wysyłają sam złom

Powyżej możecie obejrzeć zdjęcia zestrzelonego pocisku po uderzeniu w ziemię stadionu w okolicy Kijowa, którego bok jednoznacznie wskazuje na udane przechwycenie przez system obrony przeciwlotniczej. Wątpliwości co do korzeni tej części pocisku można szybko rozwiać. Są małe szanse, że to Iskandery ze względu na zarówno kształt, jak i zaskakującą wręcz grubość poszycia pocisku, które to jest stosowane po to, aby pocisk mógł wytrzymywać ogromne temperatury generowane podczas lotu. Lotu, który rozpoczyna się od startu po wystrzeleniu z lecącego bombowca Tu-22M3.

Ch-47 jest w ogólnym rozrachunku ciągle jedną wielką niewiadomą, ale ponoć może uderzać w cele oddalone o ponad 2000 kilometrów, a sam producent pocisku twierdzi, że może poruszać się z prędkością rzędu od 8 do 10 Mach. Stąd więc przynależność Ch-47 do rodziny pocisków hipersonicznych, które to muszą rozwijać prędkości ponad 5 Mach, ale Rosja najwyraźniej nie zdradziła światu jednego szczegółu, który mógł pogrążyć Ch-47 nad Kijowem. Mowa o tym, że pocisk wraz z dystansem może tracić tę imponującą prędkość, co właśnie mogło umożliwić rozmieszczonym w stolicy Kijowa systemom Patriot zestrzelenie go podczas lotu w końcowej fazie. 

Czytaj też: Tajemnice Rosji w rękach USA. Amerykanie przechwycili wrogi sprzęt

Musimy jednocześnie pamiętać, że Rosja już wielokrotnie atakowała cele w Ukrainie z wykorzystaniem tego pocisku i to dopiero pierwszy raz, kiedy obrońcom udało się je zestrzelić. Jak na moje oko, ta sytuacja z jednej strony pogrąża Rosję i jej militarną potęgę owianą propagandą, ale z drugiej zapewni agresorowi cenną wiedzę co do tego, z jakiego dystansu należy wystrzeliwać te pociski, aby nie było im groźne zestrzelenie. Będzie to jednak równoznaczne z potrzebą wysyłania swoich bombowców Tu-22M3 jeszcze dalej, zwiększając ryzyko ich zestrzelenia, więc agresor będzie miał ewidentnie twardy orzech do zgryzienia.