NASA przechodzi do historii. Amerykańska agencja kosmiczna powinna zmienić nazwę

Mam wrażenie, że wszystko wskazuje na to, że jesteśmy kilka lat od momentu, w którym NASA będzie pojawiała się jedynie w podręcznikach opisujących chwalebne początki podboju kosmosu przez mieszkańców Ziemi. Żeby nie było, były to początki fenomenalne. W drugiej połowie XX wieku wraz z Roskosmosem NASA rozbudzała wyobraźnię miliardów ludzi na całej Ziemi. Najpierw z atmosfery ziemskiej wyrwały się satelity, potem sondy kosmiczne, w końcu ludzie. Od lat sześćdziesiątych sondy kosmiczne rozbijały się po całym Układzie Słonecznym, dolatując i lądując na powierzchni Księżyca, Marsa i Wenus, przelatując w pobliżu gazowych olbrzymów. Ukoronowaniem jednak wysiłków amerykańskiej agencji kosmicznej było kilkukrotne dostarczenie człowieka na powierzchnię Księżyca i bezpieczne przywiezienie go z powrotem na Ziemię. Później rozwój trochę wyhamował, agencja skupiła się na lataniu na orbitę okołoziemską. Ale od kilkunastu lat dzieje się coś niepokojącego.
nasa
nasa

Wystarczy włączyć pierwszy lepszy amerykański blockbuster, aby usłyszeć kwestie w rodzaju “jak to nie potraficie? Jesteście z NASA! Postawiliście człowieka na Księżycu” lub temu podobne. NASA rozgościła się w świadomości nie tylko Amerykanów, ale większej części świata, jako agencja, w której pracują najwięksi specjaliści, dla których nawet podróże kosmiczne nie stanowią żadnego problemu. Najlepszym dowodem na to, że jest to fenomen ponadnarodowy jest fakt, że każdy, nawet dziecko wie czym jest NASA. Nie każdy jednak wie, że Europa ma własną agencję kosmiczną. To jest właśnie siła budowanego przez dekady wizerunku. Problem w tym, że NASA coraz mniej powinna kojarzyć się z przełomowymi technologiami i podbojem kosmosu, a coraz bardziej z tanimi kurtkami bomberkami z tandetnymi naszywkami z misji kosmicznych.

Nie zmienia to jednak faktu, że od kilkunastu lat NASA stopniowo zwalnia się z obowiązku podboju kosmosu i zajmuje się coraz większym outsourcingiem misji kosmicznych. Jakby tego było mało, beneficjentem tej sytuacji jest zasadniczo jedna firma.

Krok pierwszy: transport astronautów na orbitę okołoziemską

Kiedy zakończył się program wahadłowców kosmicznych, NASA postanowiła nie budować już kolejnych statków załogowych, a raczej zlecić ich budowę przedsiębiorstwom prywatnym, a potem jedynie korzystać z gotowego produktu. W ten sposób powstały statki Crew Dragon oraz Starliner. O ile statek zbudowany przez SpaceX od kilku lat bez żadnych problemów regularnie wozi ludzi na orbitę, o tyle budowany przez Boeinga Starliner zalicza opóźnienie za opóźnieniem, a na horyzoncie od jakiegoś czasu wisi widmo całkowitego zarzucenia tego projektu. Efekt? Amerykańscy astronauci mają aktualnie do wyboru albo statek zbudowany przez SpaceX, albo… pozostanie na Ziemi. Alternatywny transport, tj. statki Sojuz, odfrunęły wraz z inwazją Rosji na terytorium Ukrainy.

Statek Crew Dragon

Krok drugi: człowiek wraca na Księżyc i potrzebuje nowego lądownika

Od lat NASA intensywnie pracuje nad powrotem człowieka na Księżyc. Ponad pięćdziesiąt lat po tym, jak ostatni człowiek wystartował z powierzchni Księżyca w drogę powrotną na Ziemię, lot załogowy na Księżyc jest tak samo trudny jak w latach sześćdziesiątych. Tak samo jednak jak w przypadku transportu załogowego na orbitę, NASA postanowiła nie zajmować się budową lądowników księżycowych, a jedynie zlecić ich budowę przedsiębiorstwom prywatnym. Także i w tym przypadku pierwszy kontrakt otrzymał należący do Elona Muska SpaceX. Ostatnio agencja przyznała drugi kontrakt konsorcjum kierowanemu przez Blue Origin, ale ich projekt wciąż znajduje się na wstępnym etapie rozwoju.

Czytaj także: Program Artemis to najważniejsze przedsięwzięcie od czasów misji Apollo. Gra toczy się o wielką stawkę

Pierwotnie człowiek miał wrócić na Księżyc w 2024 roku. Ze względu na opóźnienia w rozwoju rakiety SLS i lądownika, najpierw misję Artemis 3 przesunięto na 2025, a ostatnio na 2026 rok. Powszechne jest jednak przekonanie, że lot załogowy na Księżyc w 2026 roku to raczej myślenie życzeniowe. Wszystko sprowadza się do tego, że SpaceX jak na razie nie był w stanie dostarczyć swojej rakiety Starship na orbitę okołoziemską (podczas pierwszego lotu rakieta eksplodowała na wysokości 39 km). Zanim Starship stanie się załogowym lądownikiem, SpaceX musi jeszcze:

  • dostarczyć Starshipa na orbitę,
  • zbudować Starshipa cysternę, który będzie wynosił paliwo na orbitę,
  • zbudować Starshipa-orbitalną stację paliwową
  • przetestować procedury łączenia Starshipów na orbicie,
  • przetestować procedurę przetaczania paliwa z jednego Starshipa do drugiego,
  • wykonać kilka, kilkanaście (jak na razie nie wiadomo) lotów cysternami, aby zatankować pustego Starshipa,
  • wykonać bezzałogowy lot Starshipa na orbitę, zatankować go, polecieć nim do Księżyca i bezpiecznie (to też będzie trudne) wylądować na jego powierzchni,
  • stworzyć właściwy lądownik księżycowy, który będzie oczekiwał na orbicie wokół Księżyca na pierwszych astronautów.

Zapewne jeszcze czegoś zapomniałem, ale już powyższe etapy rozwoju Starshipa wydają się zbyt ambitne jak na trzy najbliższe lata.

Okazuje się jednak, że NASA już nie ma wyjścia. Tempem realizacji programu Artemis steruje aktualnie SpaceX. Agencja nie posiada dla firmy Elona Muska żadnej alternatywy, wszak sama nie pracuje nad żadnym lądownikiem.

Krok trzeci: pilnie potrzebna nowa stacja kosmiczna

Budowa Międzynarodowej Stacji Kosmicznej była jednym z najdonioślejszych wyczynów współpracy międzynarodowej w przestrzeni kosmicznej. Dzięki niej od dwóch dekad ludzkość ma na orbicie okołoziemskiej stałą delegację. Przez ostatnie dwadzieścia lat nie było ani jednego dnia, w którym w przestrzeni kosmicznej nie byłoby żadnego człowieka.

Życie stacji kosmicznej jednak dobiega końca. Świat się już zmienił. Rosja wróciła do kosmicznego średniowiecza w wyniku własnej głupoty i mocarstwowych ciągot. Pod nosem wyrosła jej druga potęga kosmiczna. Chiny własnymi siłami stworzyły własną stację kosmiczną. Stany Zjednoczone ze względów politycznych nie chcą jednak w żadnym zakresie współpracować z Chinami.

Kilka lat temu pojawiło się widmo nieciekawej przyszłości. Obecna stacja kosmiczna w najbardziej optymistycznej wersji wytrzyma do 2030 roku, a potem zostanie w sposób kontrolowany sprowadzona w ziemską atmosferę, gdzie częściowo spłonie, a częściowo zatonie w oceanie. Powstało zatem pytanie, co NASA będzie robiła wtedy ze swoim korpusem astronautów, którzy na stację Tiangong nie będą latać, a własnej nie będą mieli.

Idąc śladem wymienionych wyżej projektów NASA postanowiła wspomóc przedsiębiorstwa prywatne w budowie prywatnych stacji kosmicznych, w których następnie NASA będzie wynajmowała miejsce dla własnych astronautów. Owszem, w pierwszej turze NASA wybrała kilka projektów rozwijanych przez Blue Origin (stacja Orbital Reef), czy Nanoracks. Prace trwają, aczkolwiek jak na razie nie wiadomo kiedy którakolwiek ze stacji trafi na orbitę.

15 czerwca NASA poinformowała, że na mocy zawartych właśnie umów, będzie wspierała budowę stacji kosmicznej zbudowanej przez… SpaceX. Stacja będzie składała się ze specjalnie do tego przystosowanych górnych członów rakiety Starship. Żeby było jasne, w tym przypadku NASA nie oferuje firmie żadnego finansowania, a jedynie dostęp do swojej wiedzy i specjalistów.

Wizualizacja przedstawiająca tankowanie Starshipa na orbicie. Kto wie, może tak samo będzie wyglądać nowa stacja kosmiczna?

Jest to spore zaskoczenie, bowiem SpaceX nie wspominał nigdy wcześniej o planach budowy stacji kosmicznej złożonej ze Starshipów. Teraz jednak okazuje się, że hipotetyczne Starshipy mieszkalne mogą trafić na stabilną orbitę okołoziemską, a astronauci będą do nich docierać na pokładzie innych Starshipów wynoszonych na szczycie Super Heavy lub statków Crew Dragon wynoszonych na szczycie rakiety Falcon 9.

Po co komu NASA?

W tym momencie wracam do tytułu. Nie jestem pewien, do czego jeszcze służy NASA, poza wyszarpywaniem z Kongresu pieniędzy, które następnie będzie przekazywała firmie SpaceX za świadczone jej usługi. Nie jestem jakimś szczególnym fanem firm Elona Muska, ale muszę przyznać, że to SpaceX teraz robi to, czym NASA zajmowała się pół wieku temu. To SpaceX zrewolucjonizował rynek rakiet, to SpaceX buduje lądownik księżycowy, to SpaceX upowszechnił internet satelitarny (Starlink), to SpaceX wozi regularnie astronautów na orbitę (Crew Dragon), to SpaceX wynosi sondy kosmiczne, a teraz SpaceX zbuduje stację kosmiczną. Trudno nie odnieść wrażenia, że Stany Zjednoczone powinny pozbyć się przeładowanego biurokracją, polityką i leśnymi dziadkami pośrednika i uznać, że SpaceX jest właściwą amerykańską agencją kosmiczną, a Elon Musk jest jej dożywotnim szefem.