Producenci elektryków w zaciekłej walce. Ich branża jeszcze dobrze się nie rozwinęła, a już ma problemy z litem

Często pomijanym aspektem związanym z przesiadaniem się z aut z silnikami spalinowymi na popularne elektryki jest kwestia wydobycia litu. Ten rzadko występujący i trudny w wydobyciu pierwiastek stanowi obecnie źródło sporu między producentami.
Producenci elektryków w zaciekłej walce. Ich branża jeszcze dobrze się nie rozwinęła, a już ma problemy z litem

Lit wykorzystuje się bowiem do produkcji akumulatorów. Bez nich przecież trudno jest sobie wyobrazić funkcjonowanie elektrycznych samochodów, które najpierw trzeba naładować, aby później ruszyć w trasę. I choć takie podejście ma pewne zalety – a jeśli akumulatory są ładowane z użyciem energii wyprodukowanej z odnawialnych jej źródeł to są to wręcz ogromne zalety – to nie można zapominać o degradacji środowiska naturalnego wynikającej z eksploatacji zasobów litu.

Czytaj też: Największa taka elektrownia na świecie. Chiny pobiły absolutny rekord

Chodzi zarówno o bezpośrednią erozję gleb, niszczenie ekosystemów i przesiedlenia ludzi, ale również zużywanie ogromnych ilości wody potrzebnych do realizacji procesu wydobycia. A jako że zasoby litu wciąż się kurczą, bo zapotrzebowanie na niego rośnie, to i na rynku producentów samochodów elektrycznych zaczyna się panika. Świetnym tego przykładem jest ostatnia walka między spółkami takimi jak General Motors, Honda, Ford czy Volkswagen. Przedstawiciele tej pierwszej skontaktowali się niedawno bezpośrednio z górnikami zajmującymi się wydobyciem litu. Możemy się domyślać, iż chodziło o zapewnienie sobie jak najlepszych dostaw tego pierwiastka.

Dyrektor finansowy General Motors, Paul A. Jacobson, przyznaje, że na horyzoncie pojawiło się ryzyko braku możliwości uzyskania wystarczających ilości litu, które spełniłyby obecne zapotrzebowanie. W przypadku Volkswagena i Hondy w grę wchodzi natomiast recykling zużytych akumulatorów, podczas gdy Ford stawia na kontakty z różnymi firmami zajmującymi się wydobyciem.

Producenci elektryków już teraz próbują zapewnić sobie jak najlepszy dostęp do zasobów litu czy kobaltu 

Napięcie występuje nie tylko między producentami elektryków, ale nawet na linii bardziej globalnej, bo pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Nie bez powodu władze obu krajów próbują ograniczyć dostęp do swoich zasobów, wprowadzając w tym celu coraz ostrzejsze przepisy. W ubiegłym roku swoje zrobiła też Kanada, gdzie trzy chińskie firmy zostały zmuszone do sprzedaży aktywów wydobywczych litu. W międzyczasie General Motors inwestuje 650 milionów dolarów w kanadyjskiego dewelopera w Nevadzie, gdzie wydobywa się najwięcej litu w całych Stanach Zjednoczonych. Dzięki prowadzonemu tam wydobyciu firma zamierza uzyskać zasoby wystarczające do wyprodukowania 1 miliona elektrycznych aut rocznie.

Całą sprawę komplikuje fakt, że największe zasoby litu nie znajdują się ani w Stanach Zjednoczonych ani w Chinach. Przy szacowanej na 80 milionów ton ilości tego pierwiastka w skali globalnej, posiadaczami największych złóż są kolejno Boliwia (21 milionów ton), Australia (17 milionów ton) i Chile (9 milionów ton). Eksperci szacują natomiast, że branża samochodowa może mieć pierwsze poważne problemy z dostępnością litu (oraz kobaltu) już w 2025 roku. 

Czytaj też: Hybryda plug-in przekonała mnie, że auta elektryczne to przyszłość

Skąd te kłopoty? Zasoby nie są nieskończone, a do 2030 roku roczne wydobycie litu może wynieść nawet 1,5 miliona ton. Matematyka jest więc całkiem prosta. Tym bardziej, iż szacunki wskazują na możliwość dalszego wzrostu, do nawet 3 milionów ton. Nie powinno więc dziwić, że władze poszczególnych krajów próbują zabezpieczyć to, co mają, natomiast producenci elektrycznych samochodów szukają sposobów na zapewnienie sobie dostępności pierwiastka, bez którego cała branża może mieć gigantyczny problem.