Jak się okazało, dziury w jonosferze stanowią pokłosie wystrzeliwania rakiet od SpaceX. Zjawisko to było widoczne przed kilkoma dniami na terenie Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy Kalifornii zaobserwowali poświatę nieco przypominającą zorzę polarną, choć szybko okazało się, że to zupełnie inne zjawisko.
Czytaj też: SpaceX dołączy do wojen USA? Starlinki będą podstawą inicjatywy Starshield
Ze względu na rosnącą aktywność Słońca zorza występująca bliżej równika niż zazwyczaj jest w ostatnim czasie normalna, ale w tym przypadku źródłem światła było zupełnie co innego. Była nim rakieta wystrzelona przez SpaceX, która – kolokwialnie rzecz ujmując – zrobiła dziurę w niebie.
Już badania sprzed kilku lat wykazały, że wynoszenie obiektów na orbitę może mieć zauważalne konsekwencje dla ziemskiej atmosfery. Rzeczona publikacja była poświęcona rakiecie Falcon 9, którą wykorzystano w 2017 roku do dostarczenia satelity FORMOSAT-5. Okazało się, iż przelot doprowadził do powstania akustycznych fal uderzeniowych, które rozeszły się w atmosferze.
Mierząc tzw. całkowitą zawartość elektronów, naukowcy doszli do wniosku, że na obszarze o średnicy ponad 800 kilometrów wartość ta spadła o nawet 70 procent względem zazwyczaj wykonywanych pomiarów. I choć podniesiony wtedy alarm nie zwrócił uwagi opinii publicznej, tak ostatnie wydarzenia wzbudziły nieco większe zainteresowanie.
Do sieci trafiły materiały ukazujące obserwowane na niebie światła, a eksperci doszli do głosu. Wygląda na to, że to, co emitują rakiety, może mieć wpływ elektrony wchodzące w skład jonosfery. Niestety, w grę wchodzą nie tylko efektowne pokazy – gdyby tak było, to nie mielibyśmy nic przeciwko wystrzeliwaniu rakiet. Inną, mniej pozytywną konsekwencją, są zakłócenia transmisji radiowych. W normalnych okolicznościach fale odbijają się bowiem od jonosfery, lecz gdy powstaną w niej dziury, to sprawy przybierają zgoła odmienny obrót.
Dziury tworzące się w jonosferze powstają na skutek wystrzeliwania rakiet wynoszących ładunki na orbitę okołoziemską
Na przykład wspomniany już start, do którego doszło w 2017 roku, prawdopodobnie mógł wywołać zakłócenia w działaniu systemu GPS, które doprowadziły do nawet metrowych przesunięć. Co gorsza, wraz z pojawieniem się większych rakiet, które będą przystosowane do wynoszenia masywniejszych ładunków, problem może zacząć przybierać na sile.
Czytaj też: Rakieta napędzana metanem. To pierwszy taki start w historii
Osobną kwestię stanowią satelity trafiające na orbitę, które zwiększają panujący tam tłok. To z kolei przekłada się na szereg problemów. Astronomowie skarżą się na utrudnienie obserwacji, prowadzonych zarówno na paśmie optycznym, jak i radiowym. Z kolei inżynierowie zarządzający misjami kosmicznymi przestrzegają przed rosnącym ryzykiem kolizji, które mogą zakończyć się uszkodzeniami satelitów a nawet stacji kosmicznych.