Ruletka na orbicie. Podbój kosmosu może się zakończyć, zanim się na dobre zacznie

Jeszcze dekadę temu chyba nikt nie przypuszczał, że wystarczy kilka lat, aby zmienić orbitę okołoziemską nie do poznania. Kto by się spodziewał, że ktoś postanowi budować konstelacje składające się z całych tysięcy satelitów i na dodatek tym kimś będzie człowiek, który będzie posiadał własny sposób taniego dostarczania tychże satelitów na orbitę. Program Starlink już teraz dostarcza internet na powierzchni całej Ziemi, także tam, gdzie dotychczas internetu po prostu nie było. W przyrodzie jednak jest tak, że nie ma nic za darmo. Koszty związane z trwającą budową konstelacji są coraz wyższe i nie chodzi tutaj bynajmniej o koszt finansowy.
starlink
starlink

Pierwszymi krytykami konstelacji Starlink byli astronomowie, którzy zorientowali się, że mogą one stanowić problem dopiero wtedy, gdy satelity zaczęły się pojawiać jako jasne smugi w danych obserwacyjnych z największych obserwatoriów na Ziemi. Wtedy jednak było już za późno na działanie. Kolejne paczki satelitów startowały niemal co kilka dni, zasypując niebo kolejnymi “pociągami starlinków” jak nazywano sznury jasnych punktów przemierzające wieczorny nieboskłon przed rozpoczęciem procesu podniesienia orbity satelitów po starcie.

Czytaj także: Starlink w Polsce – wszystko, co musisz wiedzieć. Zamontowaliśmy internet od Muska w środku lasu

Po ponad trzech latach prac, na orbicie znajduje się ponad 4000 satelitów należących do SpaceX. Choć to imponująca liczba, to wciąż jest to dopiero przedsmak tego, co nas czeka. Elon Musk planuje bowiem wysłać na orbitę co najmniej 12 000 satelitów, przy czym zakłada rozbudowanie konstelacji do zawrotnych 42 000 satelitów.

Orbita jest rozległa, ale nie nieograniczona. Satelity krążące wokół Ziemi, zarówno te należące do SpaceX i jak te należące do innych operatorów poruszają się z ogromnymi prędkościami po orbicie. Im więcej na orbicie jest satelitów, tym częściej dochodzi do bliskiego przelotu jednego satelity obok drugiego. Takie bliskie spotkania są niezwykle ryzykowne, bowiem nawet pojedyncze zderzenie satelitów sprawia, że dwa kompaktowe obiekty zamieniają się w chmurę tysięcy odłamków, nad którymi już nikt nie ma kontroli i które zaczynają zagrażać innym satelitom, które muszą przed nimi robić uniki. Oczywiście nad ruchem satelitów na orbicie działa cały sztab ludzi monitorujących ruch orbitalny i informujących, gdy pojawia się ryzyko zderzenia między dwoma satelitami.

Starlinki zrobiły spory tłok na orbicie

Jeszcze dekadę temu takie przeloty zdarzały się stosunkowo rzadko, teraz jednak sytuacja zmieniła się diametralnie. W najnowszym raporcie złożonym z Federalnej Komisji Łączności pod koniec czerwca SpaceX poinformował, że w ciągu zaledwie 6 ostatnich miesięcy satelity Starlink musiały wykonać zawrotne 25 000 manewrów orbitalnych w celu uniknięcia zderzenia z innymi satelitami lub śmieciami kosmicznymi.

Jest to zaskakujący i lawinowy wprost wzrost liczby manewrów. Jak bowiem zauważają komentatorzy, od 2019 roku łącznie SpaceX zanotował 50 000 takich manewrów. Problem w tym, że połowa z tego zdarzyła się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. To może być realny powód do niepokoju. Jakby nie patrzeć, liczba zdarzeń tego typu rośnie szybciej niż liczba dodawanych do konstelacji satelitów. W 2021 roku było ich 2219 w pierwszej połowie roku, 3333 w drugiej. Rok później odpowiednio 6873 i 13612. Teraz już 25 299. Wychodzi zatem, że liczba podwaja się co pół roku. Powstaje pytanie, jak będzie wyglądała ta wartość, gdy liczebność konstelacji będzie się zbliżać do 12 000 lub 42 000. Badacze wskazują, że w obecnej połowie roku manewrów będzie 50 000. Jeżeli faktycznie ten trend się utrzyma, to za 5 lat będzie trzeba robić milion manewrów na każde 6 miesięcy. Problem zatem jest poważny już teraz, gdy na orbicie jest 10500 satelitów. Strach myśleć jak orbita okołoziemska będzie wyglądała, gdy pod koniec dekady będzie ich dziesięć razy więcej. Może się okazać, że… orbita to za mało.

Warto tutaj także zauważyć, że większa liczba satelitów na orbicie automatycznie oznacza, że gdy dojdzie ten jeden raz do zderzenia dwóch Starlinków, tym łatwiej odłamki z tego zderzenia zaczną trafiać w inne satelity i prowadzić do powstawania kolejnej chmury odłamków. Choć do teraz czysto teoretyczny, to syndrom Kesslera stanie się coraz bardziej realny. Chodzi tutaj o sytuację, w której dochodzi do reakcji łańcuchowej. Wskutek zderzenia dwóch satelitów powstaje chmura odłamków, które zaczynają uderzać w kolejne satelity, tworząc kolejne chmury odłamków, które z kolei zderzają się z kolejnymi satelitami. Taka sytuacja będzie dotyczyła wszystkich satelitów, nie tylko tych należących do SpaceX. W pesymistycznym scenariuszu taka sytuacja — zważając na brak realnych pomysłów na wydajne usuwanie śmieci z orbity — może doprowadzić do zamknięcia przed ludzkością przestrzeni kosmicznej na kilkadziesiąt lat, a nawet na sto lat. W takiej sytuacji na orbicie będzie tyle niekontrolowanych odłamków, że cokolwiek wyślemy w kosmos, zostanie uderzone przez jakiś śmieć kosmiczny. W takiej sytuacji rakiety pójdą do hangarów, skafandry się przerobi na kostiumy do filmów i człowiek będzie musiał skupić się na czekaniu, aż na przestrzeni wieku większość tych śmieci kosmicznych spłonie w ziemskiej atmosferze.