Elektryki były do tej pory krytykowane między innymi ze względu na podatność na pożary akumulatorów oraz ograniczony zasięg jazdy na jednym ładowaniu (i długi czas potrzebny na jego zakończenie). Część negatywnych komentarzy dotyczy faktu, iż do zasilania akumulatorów wykorzystuje się energię często produkowaną z wykorzystaniem paliw kopalnych, co kompletnie kłóci się z ideą elektryfikacji transportu drogowego.
Czytaj też: Poczta Polska zmienia się na lepsze. Czy już wszyscy w Polsce jeżdżą elektrykami?
Najnowsze doniesienia dotyczą natomiast kwestii bezpieczeństwa. Nie chodzi jednak o wspomniany już aspekt podwyższonego ryzyka zapłonu, lecz coś jeszcze bardziej futurystycznego. Jak się okazuje, elektryki mogą być… hakowane. Takie pojazdy są szczególnie podatne na ataki właśnie w czasie ładowania. Głos w sprawie zabrał Marco De Vincenzi z Istituto di Informatica e Telematica.
Jak wyjaśnia, w momencie podłączania samochodu elektrycznego do stacji ładowania, nie tylko prąd przepływa przez kable. Punkty wykorzystywane do ładowania akumulatorów przesyłają szereg danych, obejmujących między innymi sposób płatności czy dokładną lokalizację, w której się znajdują. Gdyby komuś udało się zainfekować taką stację oprogramowaniem będącym w stanie zbierać dane na temat podłączonego samochodu, to byłoby to naprawdę niebezpieczne.
Elektryczne samochody okazują się zaskakująco podatne na ataki hakerskie. Te mogą zdarzać się w czasie ładowania akumulatorów
Według Vicenziego w grę wchodzą dane takie jak identyfikator pojazdu, sposób płatności czy poziom naładowania akumulatora. Co więcej, połączenie między stacją ładującą a samochodem może posłużyć do uzyskania pełnego dostępu do wewnętrznego oprogramowania samochodu. Wyobraźmy sobie utratę kontroli nad samochodem, w którym się znajdujemy. To scenariusz niczym z filmu akcji, lecz okazuje się możliwy do zrealizowania.
Należy podkreślić, iż nie wszystkie metody ładowania są związane z takim samym ryzykiem ataku hakerskiego. W tym momencie warto krótko opisać trzy główne sposoby ładowania elektryków. Pierwszy, najbardziej klasyczny, wykorzystuje kabel z prądem zmiennym lub stałym. W drugim scenariuszu mówimy natomiast o ładowaniu indukcyjnym, wykorzystującym fale elektromagnetyczne. Trzeci, najbardziej ekstrawagancki, dotyczy natomiast wymiany akumulatora na nowy za każdym razem, gdy poprzedni zostanie rozładowany.
Czytaj też: Przejechałem samochodem elektrycznym całą Polskę. Widzę tylko jedną zaletę
Okazuje się, iż opcja numer jeden wiąże się z największym ryzykiem. Za podstawowy aspekt, który powinien zostać objęty zmianami, eksperci uznają zapewnienie poufności podczas nawiązywania połączeń między samochodami a stacjami ładowania. Być może uda się tego dokonać dzięki wprowadzeniu standardowych protokołów chroniących wrażliwe dane podczas ładowania. Vicenzi i jego współpracownicy wymieniają również opracowanie mechanizmów wykrywania oraz zapobiegania nieautoryzowanemu dostępowi czy wyznaczenie ram dotyczących bezpiecznej komunikacji między pojazdami elektrycznymi a stacjami ładowania.