ADM-Aeolus (Atmospheric Dynamics Mission Aeolus) rozpoczął swoją naukową misję pięć lat temu, a do jego zadań należało zbieranie informacji na temat profilów wiatru na Ziemi oraz gromadzenie danych dotyczących chmur czy aerozoli. Kilkadziesiąt miesięcy później przedsięwzięcie dobiegło końca i trzeba przyznać, że nastąpiło to z przytupem.
Czytaj też: Matematyk sprzed 800 lat i system nawigacji satelitarnej na Księżycu. Zaskakujące połączenie
Ziemia posiada atmosferę, co odróżnia naszą planetę od obiektów takich jak Księżyc czy Mars, w przypadku których ta naturalna otoczka jest znacznie cieńsza – a wręcz znikoma. Ma to oczywiście gigantyczne konsekwencje, ponieważ atmosfera zapewnia ochronę przed promieniowaniem, zabezpiecza substancje takie jak woda przed ucieczką, stabilizuje temperatury czy też ogranicza uderzanie dużych ciał niebieskich w powierzchnię.
Nieudana rosyjska misja, Łuna-25, której celem było wylądowanie na Srebrnym Globie, idealnie pokazała, jak ważną rolę odgrywa tarcie atmosferyczne w wyhamowywaniu różnego rodzaju obiektów. W tym przypadku chodziło o komplikacje z wytracaniem prędkości, co jest wyjątkowo trudne, gdy praktycznie nie występuje naturalny opór. Z kolei najbardziej powszechnym (a zapewne jednym z najbardziej spektakularnych) efektem występowania tarcia atmosferycznego są przeloty kosmicznych skał. Te zazwyczaj rozgrzewają się do tego stopnia, że dochodzi do zapłonu, a czasami nawet rozpadnięcia takiego obiektu zanim jeszcze uderzy o ziemię.
Podobny los czekał niestety satelitę ADM-Aeolus. Eksperci przewidywali, że ze względu na niską wysokość orbity obiekt ten spadłby w sposób niekontrolowany w ciągu najbliższych 25 lat. Z tego względu naukowcy postanowili zapewnić mu lepiej zaplanowany sposób przejścia na emeryturę. Przedstawiciele Europejskiej Agencji Kosmicznej mówią o historycznym wyczynie, jakim było pierwsze tego rodzaju wspomagane ponowne wejście na orbitę.
Płonącym w ziemskiej atmosferze obiektem był satelita ADM-Aeolus, którego misja zakończyła się po pięciu latach
Jak dokładnie wyglądała realizacja tego przedsięwzięcia? Konieczne okazało się wykorzystanie wciąż dostępnych zasobów paliwa, by skierować satelitę w starannie wybrany obszar. ADM-Aeolus poruszał się trasą nad odległą częścią Oceanu Atlantyckiego, gdzie rozopczęło się jego spalanie. Tam, z dala od wszelkiej cywilizacji, taki obiekt może w relatywnie bezpieczny sposób spaść do wody.
Czytaj też: NASA ma misję. Nowe zdjęcia satelitarne pokazują, jak złym powietrzem oddychamy
Ostatnia komunikacja na linii Ziemia-satelita miała miejsce 28 lipca, dlatego konieczne okazało się fizyczne śledzenie tego, co dzieje się ze statkiem. W tym celu naukowcy wykorzystali TIRA (Tracking and Imaging Radar), czyli niemiecki radar służący do śledzenia obiektów kosmicznych. Przeprowadzone obserwacje potwierdziły, że satelita ADM-Aeolus spłonął w przewidywany sposób i znalazł się na oczekiwanej przez ekspertów eliptycznej orbicie.