Test iRobot Roomba Combo j9+. Najładniejszy robot sprzątający, ale czy najlepszy?

Od kilku tygodni po moim domu jeździ nowa Roomba Combo j9+. Robot sprzątający, który zarówno odkurza, jak i myje podłogi, choć robi to zupełnie inaczej, niż inne roboty tego kalibru. Jednak czy „inaczej” znaczy „lepiej”?
Test iRobot Roomba Combo j9+. Najładniejszy robot sprzątający, ale czy najlepszy?

Jaka jest Roomba, każdy widzi, chciałoby się rzec. Firmy, która wprowadziła roboty sprzątające pod strzechy, nie trzeba nikomu przedstawiać i choć w ciągu ostatnich lat na rynku pojawiło się wielu konkurentów, to produkty iRobot nadal postrzegane są jako ścisła czołówka stawki.

Roomba Combo j9+ to aktualnie topowy model w ofercie producenta. Kosztuje blisko 6500 zł, a w zamian oferuje możliwość zarówno odkurzania, jak i mopowania, a także stację dokująco-czyszczącą, która automatycznie opróżni pojemnik na brud i wymieni wodę w robocie. I może od tej stacji dokującej zacznijmy.

iRobot to mistrzowie praktyczności

Przerobiłem kilka robotów sprzątających tego typu i generalnie łączy je jedno: stacje dokujące są wielkie, niezbyt piękne i zwykle nie robią nic prócz skrywania pojemników na wodę i brud.

Tymczasem stacja Clean Base AutoFill do Roomby Combo i9+ to wzór dla reszty. Przede wszystkim, choć jest spora, to udało się ją zaprojektować w taki sposób, aby nie rzucała się w oczy i prezentowała się estetycznie. Ba, można z niej zrobić nawet integralny element wystroju wnętrza, bo jako że stację otwieramy od frontu, a nie od góry, na drewnopodobnej płytce można postawić np. kwiatową donicę (jest to też dobra leżanka dla kota).

Stacja jest znakomicie wykonana. Jedyne „ale”, jakie mógłbym mieć, to wąski pasek plastiku piano black u szczytu, który bardzo łatwo zbiera kurz i brud, ale karbowane boki wynagradzają ten mankament. Z kolei otwierając front stacji widać, że mamy do czynienia z produktem premium.

Zastosowane tworzywo jest naprawdę wysokiej jakości, a nawet wysuwanie pojemnika na worek z odpadami jest innym doświadczeniem niż u konkurencji. Trochę jak trzaśnięcie drzwiami Mercedesa i Skody – czuć różnicę klas.

Wzorem innych stacji samoopróżniających tu także możemy przechowywać części zamienne do robota. Na półkach drzwiczek do stacji Clean Base bez problemu zmieści się zapas worków, szczotek, filtrów czy nakładek mopujących. Doskonale przemyślane.

Na słowo uwagi zasługuje też zbiornik na wodę, który również wysuwamy od przodu. Nie powiem, żeby była to najwygodniejsza konstrukcja do nalewania wody, ale dzięki tego typu kszałtowi stacja dokująca może mieć takie gabaryty, jakie ma, więc nie zamierzam na to narzekać. Producent deklaruje, że płynu wystarcza na około 30 dni i to by się zgadzało, bo od chwili, gdy otrzymałem robota na testy, nie zdążyłem jeszcze wykorzystać wody, którą nalałem pierwszego dnia.

Jeśli sobie życzymy, można do pojemnika dolać także płyn do podłóg; trzeba jednak uważać, by nie przesadzić z ilością, a też płyn nie może się pienić, bo inaczej przy napełnianiu zbiornika na wodę w robocie możemy niechcący wlać do środka pianę zamiast płynu.

Jak odkurza Roomba Combo j9+?

Producent chwali się, że j9+ oferuje o 100% wyższą moc ssącą od modelu j7, który – tak się składa – jeździł po moim domu przez dłuższy czas, więc mogłem porównać efekty sprzątania obydwu.

Nadmienię, że mieszkam w niewielkim domu, w którym wg pomiarów innego robota sprzątającego realna powierzchnia do posprzątania wynosi około 75m2. W domu mieszkają natomiast dwa koty i wielki pies, więc jest to niezły poligon, przepełniony kocią sierścią i brudem przynoszonym przez psa ze spaceru. Odkurzacz jeździ u mnie codziennie, czasem nawet 2x dziennie i za każdym razem ma co robić.

I nawet w tak ekstremalnych warunkach Roomba Combo j9+ radzi sobie z odkurzaniem w zasadzie wzorowo. System dwóch gumowych szczotek, połączony z obrotową szczotką boczną i wyższą mocą ssania radzi sobie z większością zabrudzeń, a jako że Roomba ma nieco mniejsze gabaryty od innych robotów sprzątających, robot wjeżdża w miejsca, które były niedostępne np. dla mojego Dreame.

Wraz z nowym modelem iRobot zaprezentował także funkcję Dirt Detective, która dołącza do szeregu już istniejących inteligentnych funkcji, takich jak rozpoznawanie i omijanie przeszkód. Jak to działa? Na podstawie intensywności pracy i harmonogramu użycia, aplikacja iRobot rozpoznaje, które pomieszczenia najbardziej wymagają czyszczenia w danym momencie i może wysłać robota, by posprzątał te obszary, które najbardziej tego potrzebują.

Przyznaję, że działa to lepiej niż się spodziewałem, a Dirt Detective z wzorową poprawnością wskazuje te pomieszczenia, gdzie faktycznie jest więcej brudu, bo to w nich najczęściej przebywa pies.

Inną wartą odnotowania funkcją jest automatyczne rozpoznawanie obszarów i sugerowanie stref. Byłem nie lada zdziwiony, gdy aplikacja sama zasugerowała mi utworzenie strefy „dookoła misek zwierząt”, albo drugą dookoła toalety. Niby drobiazg, bo przecież strefy można wytyczyć ręcznie w aplikacji, ale jednak tego typu dodatki bardzo ułatwiają życie.

Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego iRobot tak uparcie odmawia wykorzystywania sensorów LIDAR? Mamy tu czujniki zbliżeniowe, oczywiście, jednak podstawowym „okiem” Roomby jest kamera. A to sprawia dwa problemy.

Pierwszy jest taki, że nawet mimo diody doświetlającej Roomba sprząta zauważalnie lepiej w oświetlonych pomieszczeniach. Jeśli więc wiem, że robot ma jechać do łazienki, zostawiam mu włączone światło.

Drugi to obijanie się od mebli i ścian. Podkreślę – dzieje się to bez szkody zarówno dla mebli, jak i dla robota. „Bumpery” dookoła Roomby doskonale radzą sobie z odbijaniem od przeszkód, ale przez to obudowa robota szybko się brudzi, a jeśli mamy np. metalowe nogi krzeseł, plastik szybko zaczyna się rysować (tak było w moim przypadku). Tymczasem topowe roboty od Dreame potrafią jechać przy przeszkodzie z dokładnością co do milimetra i posprzątać dookoła niej równie dokładnie, ani razu w nią nie uderzając. Dziwi, że mimo upływu lat iRobot uparcie odmawia implementacji tej technologii. A skoro mowa o funkcjach, których iRobot uparcie odmawia…

Jak mopuje iRobot Roomba Combo j9+?

Przez dobrych kilka lat firma nie miała w ofercie robota odkurzająco-mopującego z prawdziwego zdarzenia, zamiast tego sugerując kupienie osobno Roomby do odkurzania i Braavy do mopowania. To się zmieniło wraz z ubiegłorocznym modelem Combo j7+, który wprowadził zupełnie nowy patent na mopowanie.

Roomba mopuje wykorzystując ścierkę przyczepioną do ruchomego ramienia, które składa się i rozkłada zależnie od potrzeb. Dlaczego nie korzysta zaś z obrotowych podkładek mopujących, jak inni konkurencji? Pozwolę sobie zacytować samego siebie z tekstu o premierze nowej Roomby:

Dlaczego iRobot dotąd nie szedł tą drogą? Ano dlatego, że ich wewnętrzne testy ujawniły niedoskonałości tego typu konstrukcji, z którymi – jako posiadacz Dreame L10S Ultra – muszę się w dużej mierze zgodzić. Robotom tego typu zdarza się poplamić dywany brudnymi nakładkami, bo nie podnoszą ich dostatecznie wysoko (zdarza się to w moim domu notorycznie). Nie mówiąc o tym, jak odrażająco brudne robią się stacje dokujące z funkcją mycia podkładek mopa; mojego robota muszę czyścić 2-3 razy w tygodniu, bo inaczej w stacji myjącej dosłownie zbiera się błoto.

Po kilku tygodniach testów mogę potwierdzić, że stacja myjąca w ogóle się nie brudzi, a dywany nie mają plam. To się iRobotowi udało; zaprojektować system myjący, który nie jest w niemal stałym kontakcie z podłożem. Do tego Roomba Combo j9+, gdy już dobrze pozna nasze mieszkanie, sprząta w sposób inteligentny – najpierw odkurza dywany, a dopiero potem rozkłada ramię do mopowania i przechodzi do mycia powierzchni. Jak to się sprawdza w praktyce?

Jeśli chodzi o samą podkładkę mopującą, to przy intensywnym użyciu musiałem ją wymieniać i prać mniej więcej co 3-4 dni. Podejrzewam, że w normalnym otoczeniu raz na tydzień w zupełności wystarczy. Duży plus należy się też za łatwość montażu: najpierw wsuwamy podkładkę na specjalne mocowanie, a dopiero potem przyczepiamy na rzep. Nie da się więc założyć podkładki krzywo.

Sama skuteczność mopowania jest też zaskakująco wysoka, zwłaszcza że wraz z nowym modelem pojawiła się funkcja Smart Scrub. Po jej włączeniu robot jeździ kilka razy do przodu i do tyłu, aby dokładnie wyszorować plamy. Funkcję możemy włączyć albo globalnie, dla wszystkich pomieszczeń, albo lokalnie, tylko dla tych miejsc, które wymagają szczególnej uwagi. Funkcja też włączy się sama, jeśli robot rozpozna plamę wymagającą intensywnego mycia.

Z tą funkcją wiążą się jednak dwie uwagi – znacząco wydłuża ona czas sprzątania (momentami nawet dwukrotnie!) i skraca czas pracy na jednym ładowaniu. Posługując się własnym przykładem – Roomba Combo j9+ jest w stanie odkurzyć i umyć cały dom na jeden raz, jeśli nie ma włączonej funkcji Smart Scrub. Wystarczy jednak, że funkcja ta będzie włączona w choćby jednym pokoju i już energii brakuje. Jeśli włączę ją dla wszystkich pomieszczeń, sprzątanie raptem 75m2 powierzchni odbywa się na trzy razy!

Nie jest to zatem funkcja, którą poleciłbym włączyć na stałe, a jedynie wykorzystywać tam, gdzie to naprawdę konieczne, zwłaszcza że i bez niej j9+ całkiem nieźle sobie radzi. Jest tylko jeden mały problem – smugi.

Każdy, kto ma Roombę, ten wie, że te roboty jeżdżą na pozór chaotycznie i bez sensu. Nie kursują po idealnych ścieżkach. W przypadku odkurzania takie zachowanie niczemu nie szkodzi, bo efekt końcowy jest taki sam – czyste podłogi. Ba, dzięki temu, że robot jeździ jak pijany, sprzątanie zwykle odbywa się szybciej niż gdyby jeździł po idealnym torze, choć wygląda to momentami kuriozalnie. Zresztą nie jest przypadkiem, że nazwałem swojego robota “Roombunia” – to nie zdrobnienie, a krzyżówka słów “Roomba” i imienia mojego kota “Bunia”, który (delikatnie rzecz ujmując) nie jest najostrzejszym narzędziem w szopie.

W przypadku mopowania jednak taki styl jazdy się nie sprawdza, zwłaszcza na panelach. Aby na panelach nie było widać smug, mopuje się je w takim kierunku, w jakim są położone. Tymczasem j9+ jeździ po panelach, jakby jutra miało nie być, zostawiając po sobie smugi i miejscami niedokładnie umyte obszary.

Ta wada wymaga pilnego rozwiązania, na szczęście jest to coś, co iRobot może naprawić stosowną aktualizacją oprogramowania. Powinna pojawić się tu funkcja znana z innych robotów sprzątających, w których możemy włączyć opcję jeżdżenia wzdłuż kierunku ułożenia paneli.

Potrzebne jest też dodatkowy trening dla modułu AI odpowiedzialnego za rozpoznawanie plam na podłodze, bo w moim domu Roomba znęca się szczególnie nad… ciemniejszymi słojami na panelach, myśląc, że to brud.

Czy warto dać 6500 zł za Roombę?

Jeśli chodzi o roboty odkurzające, produkty iRobot nie mają sobie równych. Pamiętajmy bowiem, że Roomba to nie tylko sprzęt, ale też najbardziej dopracowana aplikacja mobilna oraz rewelacyjne wsparcie posprzedażowe. Ba, Roomby projektowane są w taki sposób, aby większość elementów klient mógł wymienić samodzielnie. W mojej poprzedniej Roombie np. zepsuł się silniczek napędzający szczotkę boczną. Nie musiałem jednak wysyłać całego robota na serwis (choć oczywiście mógłbym, gdybym sobie tego zażyczył). Otrzymałem przesyłkę z nowym silniczkiem, a jego wymiana była kwestią odkręcenia kilku śrubek.

W przeciwieństwie do robotów sprzątających chińskich marek, tu nie mamy też problemu z dostępnością części zamiennych, bo oryginalne części znajdziemy nie tylko w sklepach w całej Polsce, ale też możemy je zamówić wprost z poziomu aplikacji mobilnej, gdy aplikacja podpowie nam, że ich stopień zużycia jest już znaczny. To wszystko solidne argumenty za tym, by wybrać Roombę zamiast innego robota odkurzająco-mopującego.

Ponadto nie da się ukryć, że Roomba Combo j9+ to najlepiej wyglądający robot sprzątający na rynku. Patrząc na kosmiczne stacje dokujące do Roborocka czy nawet estetyczną, ale ogromną stację do Dreame L20 Ultra, Roomba wygląda po prostu lepiej.

Jednak czy Roomba Combo j9+ sprząta lepiej od konkurencji? Szczerze mówiąc… nie powiedziałbym. Oczywiście odkurza na takim samym lub jeszcze wyższym poziomie co rywale, ale jeśli chodzi o mopowanie, to mimo wszystkich zalet ruchomego ramienia z podkładką mopującą nie mogę powiedzieć, by nowa Roomba mopowała lepiej od topowych Dreame czy Roborocków.

Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czy bonusy w postaci ładnego wyglądu i znakomitej opieki posprzedażowej warte są tego, by wydać więcej pieniędzy na robota, który nie radzi sobie ze sprzątaniem aż tak dobrze, jak nieco tańsi rywale. Z drugiej strony, gdy nowa Roomba potanieje albo będzie dostępna w jakiejś promocji, wówczas przez sam wzgląd na powyższe bonusy warto będzie ją wybrać zamiast konkurencji.