Kometa wpadła w chmury Jowisza, a następnie eksplodowała. Nagrał to astronom amator

Kiedy spojrzy się na powierzchnię Księżyca, ale też Merkurego czy Wenus, widać, że przynajmniej na pewnym etapie ewolucji Układ Słoneczny nie był spokojnym miejscem. W powierzchnię tych globów bezustannie uderzały liczne meteoroidy. Czasami były to niewielkie kamienie, kiedy indziej znów komety, planety, a nawet pewnie obiekty międzygwiezdne, które w takiej kolizji kończyły swoją tułaczkę nie tylko po przestrzeni międzyplanetarnej, ale także międzygwiezdnej. Z doświadczenia jednak na Ziemi wiemy, że obecnie Układ Słoneczny wydaje się dużo spokojniejszy. Owszem, od czasu do czasu na powierzchnię Ziemi, Księżyca, czy Marsa spadnie jakiś większy kamyk, ale nie jest to już codzienność. Nie oznacza to jednak, że przestrzeń międzyplanetarna jest pusta i niczego tam nie ma. Planetoid w Układzie Słonecznym jest całe mnóstwo. Mogło być ich nawet więcej, ale na szczęście mamy własnego planetarnego stróża, który zajmuje się obiektami przelatującymi między zewnętrznymi a wewnętrznymi rejonu naszego układu planetarnego.
Kometa wpadła w chmury Jowisza, a następnie eksplodowała. Nagrał to astronom amator

Mowa tutaj oczywiście o Jowiszu, bezapelacyjnie największej planecie Układu Słonecznego, której masa jest ponad 2,5 raza większa od masy wszystkich pozostałych siedmiu planet tegoż układu. Grawitacja tego olbrzyma przechwytuje, a czasami nawet wyrzuca z Układu Słonecznego błąkające się między planetami skały różnych rozmiarów. Naturalnie od czasu do czasu Jowisz sam staje się celem takich obiektów.

Dokładnie takie zdarzenie miało miejsce stosunkowo niedawno, a wiemy o tym dzięki temu, że akurat w momencie uderzenia Jowisza obserwował za pomocą swoich instrumentów astronom amator z Japonii. Dzięki temu, że obserwacje były rejestrowane, na nagraniu udało się zarejestrować jasny bolid eksplodujący w momencie wejścia w górne warstwy atmosfery Jowisza.

Czytaj także: Wielka Czerwona Plama na Jowiszu już nie taka wielka. Co tam się dzieje?

Nie są to zresztą pierwsze obserwacje tego typu. Wielokrotnie astronomom udawało się uchwycić uderzenie skał kosmicznych w atmosferę Jowisza. Ze względu na silne przyciąganie grawitacyjne planety, zawsze takie zdarzenia są spektakularne.

Najnowszy przypadek wcale nie należał do najbardziej widowiskowych. Zresztą ślady po uderzeniu nie utrzymywały się w planecie planety przesadnie długo. Z drugiej strony warto sobie uświadomić, co tak naprawdę obserwujemy na nagraniu widocznym powyżej. Mamy tutaj do czynienia z planetą o średnicy 140 000 kilometrów (dla porównania Ziemia ma około 13 000 km średnicy), która oddalona jest od Słońca o 778 milionów kilometrów. Dla porównania Ziemia znajduje się ok. 150 mln km od Słońca. Fakt, że z odległości co najmniej 600 mln km jesteśmy w stanie na Ziemi dostrzec wlot planetoidy czy komety w chmury tejże planety jest iście fascynujący.

16 listopada, Heidi Hammel, planetolożka i członkini zespołu Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba napisała na Twitterze, że dzień wcześniej doszło do kolejnego uderzenia w Jowisza. Jak sama zauważyła, obserwowaliśmy z zewnątrz coś, co na Jowiszu było widoczne jako bolid. Ognisty obiekt wpadający w atmosferę planety.

Czytaj także: W Jowisza coś uderzyło. Kolizję dało się zauważyć nawet z Ziemi 

Bolidy takie jak ten widoczny na filmie nie występują wyłącznie na Jowiszu. Dokładnie takie same obiekty od czasu do czasu goszczą w atmosferze Ziemi, gdzie także są w stanie rozświetlić nocne niebo na tyle, aby przez chwilę wydawało się, że jest dzień.

Warto tutaj zauważyć, że niezależnie od rozmiarów obiektu, który 15 listopada wpadł w chmury Jowisza, raczej nie wyrządził on żadnych trwałych uszkodzeń w planecie, a jedynie sam uległ zniszczeniu.

Warto przy tej okazji przypomnieć, że w 1994 roku astronomowie mieli unikalną okazję obserwować lot komety Shoemaker-Levy 9 w kierunku Jowisza. Jądro komety na długo przed uderzeniem uległo rozerwaniu, a jego fragmenty po kolei uderzały w chmury planety, pozostawiając po sobie ciemne plany, które widoczne były w atmosferze planety przez długie tygodnie.

Paradoksalnie to właśnie te obserwacje sprawiły, że astronomowie uświadomili sobie, jak ważne jest monitorowanie otoczenia Ziemi i poszukiwanie obiektów, które mogłyby się znaleźć na kursie kolizyjnym z Ziemią. O ile bowiem mniejsze czy większe meteoroidy zapewnią nam jedynie ładne “spadające gwiazdy”, czy właśnie bolidy, to już większe skały mogą stanowić dla nas śmiertelne niebezpieczeństwo i lepiej wiedzieć wcześniej o ich istnieniu, niż za późno. Nikt wszak nie chciałby należeć do pokolenia, które powtórzy los dinozaurów.