Ale zanim astronomowie się o tym przekonali, musieli uzbroić się w nieco cierpliwości. Początek tej historii miał miejsce 7 września 2022 roku, a trzy miesiące później, w grudniu, naukowcy ponownie zobaczyli oznaki zachodzącej eksplozji. Tym razem rozbłysk był prawie tak samo jasny, choć jego kolor zmienił się z niebieskiego na czerwony.
Czytaj też: Eksplodująca gwiazda w odległym wszechświecie zatrzęsła ziemską atmosferą. Czy to dla nas niebezpieczne?
Zdarzenie nazwano AT2022tsd i umieszczono na liście określanej mianem LFBOT (luminous fast blue optical transient). Nie ma pewności co do natury takich zjawisk, a naukowcy wśród proponowanych wyjaśnień wymieniają na przykład rodzaj supernowej. Biorą także pod uwagę eksplozje gwiazd rozrywanych przez grawitację okolicznych czarnych dziur bądź gwiazd neutronowych.
Z czasem okazało się, iż wybuchy w obrębie AT2022tsd zachodzą nieustannie. Od pierwotnej detekcji z września ubiegłego roku udało się zidentyfikować 14 kolejnych eksplozji, lecz jest niemal pewne, że było ich więcej. Bo choć nie jest to pierwszy ze wspomnianych LFBOT, to w tym przypadku wyjątkowy okazuje się fakt, że rozbłyski trwają zazwyczaj od jednej do dwóch minut.
Eksplozja, którą nazwano AT2022tsd, została wykryta po raz pierwszy we wrześniu ubiegłego roku. W grudniu ponownie ją zaobserwowano
Wykorzystując Obserwatorium Palomar oraz wspomagając się algorytmami uczenia maszynowego, astronomowie próbują rozwikłać tę niezwykłą zagadkę. Z dotychczasowych ustaleń, opublikowanych w Nature, wynika, jakoby źródło zaskakujących sygnałów znajdowało się około 3 miliardów lat świetlnych od naszej planety.
W toku prowadzonych analiz naukowcy ustalili również coś innego. Jak twierdzą, nawet gdy światło związane z eksplozją znikało, to z tego samego miejsca kilka tygodni później pochodziły emisje radiowe i rentgenowskie. O ile samo światło jest najprawdopodobniej pokłosiem wzrostu temperatury, tak fale radiowe i promienie rentgenowskie muszą mieć inne źródło. Wśród podejrzanych wymienia się szybkie elektrony krążące wokół silnych pól magnetycznych.
Czytaj też: Gwiazdy uciekają z naszej galaktyki. Trwa migracja na wielką skalę
Cała sprawa jest naprawdę tajemnicza. Długość trwania rozbłysków, choć nieregularna, zazwyczaj wynosi kilkadziesiąt sekund. Niektóre wybuchy znikały po 20 sekundach, podczas gdy inne utrzymywały się przez nawet dwie minuty. Według członków zespołu badawczego obiekt odpowiedzialny za te dziwne sygnały ma rozmiary nie większe od 10-krotności Słońca. Jako że nasza gwiazda nie należy do kosmicznych gigantów, to wydaje się, że mówimy o stosunkowo niewielkim obiekcie. Jak na zamieszanie, które wywołał, rzecz jasna.
Proponowany scenariusz zakłada, że chodzi o strumienie zwane dżetami, które “uciekają” przed grawitacyjnym przyciąganiem czarnej dziury lub gwiazdy neutronowej. Takie dżety miałyby poruszać się z prędkością bliską prędkości światła, choć nie wiadomo, w jakich okolicznościach mogło rozpocząć się zachodzenie tego zjawiska.