Nawet na terenie USA nie jest bezpiecznie. Baza amerykańskiego lotnictwa zaatakowana

Wygląda na to, że nawet USA nie są odporne na nowe zagrożenia, które stworzył rozwój dronów latających. Światło dzienne ujrzały zaskakujące informacje na temat amerykańskiej bazy Sił Powietrznych, która to była regularnie nękana przez tajemnicze bezzałogowce latające.
Zdjęcie poglądowe
Zdjęcie poglądowe

Szpiegowski atak czy przypadek? Tajemnicze drony zaczęły nawiedzać Bazę Sił Powietrznych Langley w USA

Położona w kluczowym regionie wojskowym Stanów Zjednoczonych Baza Sił Powietrznych Langley znalazła się w ostatnich tygodniach w dziwacznych sytuacjach, do których doprowadziły nieznane drony. Dowiedzieliśmy się, że przez cały grudzień baza doświadczała serii tajemniczych incydentów z udziałem dronów, które od tego czasu wywołały znaczne zaniepokojenie w amerykańskim wojsku i poza nim.

Czytaj też: USA zaprezentowały wojskowe wydatki. Polska wyda 36 razy mniej, ale to nie powód do wstydu

Doszło nawet do tego, że Amerykanie zmobilizowali się do przeciwdziałania temu zagrożeniu, wdrażając do użytku m.in. samolot badawczy NASA WB-57F, ale czegokolwiek by nie zrobili, pokazali właśnie światu, że systemy obrony kluczowych lokacji w USA są dosyć dziurawe. Potwierdziły to w pewnym sensie incydenty z balonami, ale teraz sprawa jest znacznie poważniejsza. Mowa przecież o bazie, która jest strategicznie położona naprzeciwko rozległej Stacji Marynarki Wojennej Norfolk i Oceanu Atlantyckiego, przez co odgrywa kluczową rolę w infrastrukturze obronnej kraju. Stanowi nawet filar we wspieraniu misji NORAD i NORTHCOM w obronie terytorium USA.

Czytaj też: No to się porobiło. Chiny mają drona, który przewyższa powietrznego asa USA

Jednak ostatnia aktywność dronów podkreśliła nowe podatności, uwypuklając rosnące zagrożenie, jakie stanowią systemy bezzałogowe zarówno na tradycyjnych polach bitew, jak i poza nimi. Wedle oświadczenia rzecznika, pierwsze tajemnicze drony zostały wykryte nad bazą 6 grudnia 2023 roku, a przez następny miesiąc doszło do wielu podobnych incydentów z udziałem flot bezzałogowców różniących się liczbą, rozmiarem i konfiguracji. Chociaż żaden z tych incydentów nie wykazywał jawnie wrogich intencji, ich obecność w ograniczonej przestrzeni powietrznej stanowiła wyraźne zagrożenie i mogła zapewniać potencjalnym wrogom cenne informacje na temat stanu samej bazy. Pamiętajcie – na wojnie wiedza to potęga. Zwłaszcza kiedy potencjalny atak można rozpocząć zmasowanym ostrzałem w kluczowe cele z udziałem m.in. pocisków hipersonicznych.

Czytaj też: Armia USA nie będzie miała sobie równych. Właśnie sprawdziła wojskowego drona-ducha

Stała obecność dronów nad bazą Langley AFB i następująca po niej reakcja rządowa sygnalizują punkt zwrotny w sposobie postrzegania i radzenia sobie z incydentami z udziałem dronów. Biorąc pod uwagę potencjał dronów do prowadzenia działań szpiegowskich, utrudniania operacji lotniczych, a nawet przeprowadzania ataków, pilność opracowania i wdrożenia skutecznych środków zaradczych nigdy nie była większa. Warto przy okazji nadmienić, że baza Langley i tamtejsze incydenty nie są wcale jakimś fenomenem. Tak naprawdę drony szpiegowskie są już wykorzystywane na całym świecie do sprawdzania tego, co tam knuje sąsiad. Niedawno Korea Południowa przyznała się do ogromnego problemu, którego wywołują północnokoreańskie drony wlatujące bez problemu w krajową przestrzeń powietrzną.