Kolejny okręt Rosjan poszedł na dno. To triumf obrońców i nowoczesnej technologii

Wojna morska zmienia się na naszych oczach, a Rosjanie czują to na własnej skórze. Tak się składa, że kolejny okręt rosyjskiej marynarki został zatopiony w ramach ataku “nowoczesną bronią”, która nie naraziła atakującej strony na żadne ryzyko.
Kolejny okręt Rosjan poszedł na dno. To triumf obrońców i nowoczesnej technologii

Jak zatopić okręt bez dostępu do najpotężniejszych broni? Rosjanie już to wiedzą, ucząc się na własnych wpadkach

Potęga marynarek wojennych każdego kraju sprowadza się niezmiennie do liczby i poziomu zaawansowania okrętów na służbie. Te aktywa ewoluowały w ciągu ostatnich dekad, z czego tę największą zmianę można zaobserwować przy porzucaniu pancerników na rzecz znacznie mniejszych, a na dodatek skuteczniejszych w boju okrętów. Taką zmianę umożliwił rozwój technologii rakietowej, zapewniając okrętom nowy środek bojowy, który dał przysłowiowe zielone światło na “okrętową rewolucję”. Ta była konieczna z racji zwiększającego się potencjału lotnictwa i pocisków przeciwokrętowych, a więc duetu, który słał pancerniki na dno, jakby były z papieru.

Czytaj też: Czołg T-14 Armata niczym kruchy diament. Rosja uważa superbroń za zbyt drogą na wojnę

Lata mijają, a na horyzoncie pojawiło się kolejne zagrożenie – bezzałogowce. O ile te powietrzne zaliczają się do zagrożeń lotniczych, na które okręty mają “lekarstwo” w postaci potężnych systemów przeciwlotniczych, tak nikomu nie przyszło na myśl, że okręty trzeba będzie chronić nawet na poziomie samej tafli wody. Trudno się temu dziwić, bo tego typu ataki były po prostu nie do zrealizowania przed erą bezzałogowych platform morskich (dronów), bo ich przeprowadzenie byłoby równoznaczne z przywróceniem koncepcji japońskich pilotów kamikadze… tylko że w postaci sternika na małej łodzi.

Czytaj też: Tajne dokumenty wyjawiły przerażającą prawdę. Rosja ma konkretny warunek sięgnięcia po broń atomową

Dziś żyjemy już jednak w erze samobójczych dronów, które traktuje się jako przepotężne pociski zupełnie nowej klasy i Ukraińcy robią z nich użytek, uderzając regularnie w rosyjskie aktywa morskie. Tym razem wystarczył nie zaawansowany pocisk przeciwokrętowy i nie skoordynowany atak lotnictwa, a jedyne pięć dronów nawodnych Magura V5, aby zatopić nowoczesny okręt patrolowy Siergiej Kotow z Rosjanami na pokładzie za całe 65 milionów dolarów.

Mowa tutaj o okręcie Projektu 22160, który wszedł na służbę w lipcu 2022 roku i którego podstawy zostały nakreślone z myślą o wszechstronności i możliwości wyposażenia w zaawansowane uzbrojenie, a w tym pociski manewrujące Kalibr. Więcej na temat tego dokładnego okrętu pisałem przed trzema laty, kiedy to zapowiadano wprowadzenie jej na służbę.

Czytaj też: Dla Rosjan są niczym “oczy na niebie”. Dlaczego każdy samolot Berijew A-50 jest na wagę złota?

Okrętowi zabrakło jednak jednego – kutecznej formy obrony przed atakiem dronów nawodnych i w efekcie tego ukraińscy operatorzy bez problemu przedarli się aż do kadłuba okrętu Siergiej Kotow, atakując swoimi dronami ten sam punkt, aby zmaksymalizować zniszczenia. Efekt? Okręt zatopiony, a los załogi, która zwykle liczy około 40 osób, pozostaje ciągle niepewny. To więc nie tylko kolejny triumf po stronie broniącego się państwa, ale też potwierdzenie, że przez bezzałogowce wojna morska zmieniła się nie do poznania.