Acer robi wszystko, żeby laptopy z ChromeOS nie były synonimem elektronicznych maszyn do pisania

Jakiś czas temu w europejskiej siedzibie firmy Acer miałem okazję zobaczyć na żywo nową ofertę producenta, wśród której nie mogło oczywiście zabraknąć nowych laptopów z systemem ChromeOS. Przy okazji odniosłem wrażenie, że sporo wysiłku włożono w to, aby odczarować utrwalony przez lata przekaz dotyczący Chromebooków oraz ich potencjału. Na ile to się ostatecznie uda i co poza tym miałem okazję zobaczyć i usłyszeć w Lugano? Zainteresowanych tematem zapraszam do lektury.
Acer robi wszystko, żeby laptopy z ChromeOS nie były synonimem elektronicznych maszyn do pisania

Zacznijmy od tego, co przez ostatnie lata stało się jedną ze specjalizacji marki Acer. Wiadomo, źe Chromebooki nie są wyłącznie domeną jednego producenta (robi je m.in. Asus czy Lenovo), ale to właśnie zielone logo niemal natychmiast przychodzi do głowy, kiedy myślę o komputerach z ChromeOS na pokładzie. Wyniki sprzedaży w Polsce i udział w rynku również nie pozostawiają co do tego żadnych wątpliwości. Najnowsza propozycja Acera dla rynku konsumenckiego w tym zakresie składa się z modelu Chromebook Plus Spin 714 do zastosowań wszechstronnych i modelu Chromebook Plus 516 GE zaprojektowanego pod kątem gamingu (tak, dobrze czytacie i zaraz wyjaśnię w czym rzecz).

Chromebooki dla biznesu, edukacji i… do grania?

Jak sugeruje już sama nazwa, Chromebook Plus Spin 714 to tzw. hybryda albo laptop konwertowalny z dotykowym 14-calowym ekranem WUXGA (1920 x 1200 pikseli) na zawiasach, które można obracać w zakresie 360 stopni, czyniąc z niego duży tablet. Producent pozycjonuje go pod biznes i sektor edukacyjny, do środka montując procesor z serii Intel Core Ultra 7, więc tu bardziej zorientowanym już teraz zapali się lampka pt. AI. ChromeOS nie ominęła ofensywa rozwiązań Google z zakresu generatywnej sztucznej inteligencji i akurat w tym wypadku może to przynieść sporo korzyści. Całość konstrukcji zamknięto w aluminiowej obudowie posiadającej certyfikat MIL-STD 810 i wyceniono w regionie EMEA na 979 euro.

Czy kiedykolwiek skojarzylibyście laptopa z ChromeOS z maszyną do grania? Chromebook Plus 516 G rzekomo właśnie do tego został stworzony, ale tzw. “sekret mnicha” tkwi w wykorzystaniu platformy chmurowej NVIDIA Geforce NOW. Oczywiście po stronie sprzętu też musi być odpowiedni zapas mocy, a zatem znajdziemy tu procesor Intel Core i7 13. generacji oraz wyświetlacz WQXGA (2560 x 1600 pikseli) z odświeżaniem 120 Hz. Żeby ta kombinacja w ogóle mogła się udać na pokładzie zamontowano szybki port Gigabit Ethernet (2.5G). I na koniec niespodzianka – na razie wiemy tylko o majowej premierze Chromebook Plus 516 G w USA, gdzie sprzęt ma kosztować 700 dolarów. Na razie nic nie wiadomo o europejskiej premierze.

Chromebooki może nie wyrzucą prędko typowych laptopów z Windowsem z rynku, ale w niektórych branżach mogą faktycznie wprowadzić wartość. Mam na myśli szczególnie szeroko rozumiany biznes, w coraz większym stopniu bazujący na rozwiązaniach chmurowych, gdzie szerokie możliwości zdalnego zarządzania ChromeOS i poniekąd zamknięta na eksperymentowanie architektura, mogą okazać się zbawienne.

Dlatego nie dziwi mnie, że Acer proponuje dla biznesu takie konstrukcje, jak chociażby Chromebox Mini CXM1, minikomputer typu digital signage (aczkolwiek nie tylko), a także dorzuca dla sektora Enterprise kolejne modele – Chromebook Plus Enterprise 515 (CPE595-2/T) oraz Chromebook Plus Enterprise Spin 514 (CP514-4HN). Potrzebom systemów opieki zdrowotnej mają z kolei sprostać nowe Chromebook Spin 714 oraz Chromebook Spin 512. Acer nie zapomina rzecz jasna o segmencie konsumenckim laptopów z Windowsem, pakując do nowej serii TravelMate matryce OLED, słynące ze swoich właściwości w zakresie jakości obrazu. Jest też inteligentny asystent, dla którego znalazło się nawet miejsce na klawiaturze laptopa.

Czytaj też: Za 75% emisji CO2 dla typowego laptopa odpowiada jego produkcja. Acer wie, że nastała era przedrostka RE

Nad całą nową ofertą Acer unosi się mgiełka układająca się w wyraźne litery AI. Producent wiąże ogromne nadzieje z potencjałem generatywnej sztucznej inteligencji, a ja osobiście mam tylko nadzieję, że ten wyścig po everything AI nie zasłoni nam drugiej strony medalu – coraz szersze wykorzystanie GenAI przekłada się na rosnące w lawinowym tempie zużycie energii elektrycznej, jakiej potrzebują centra danych do przetwarzania naszych tekstowych i multimedialnych zachcianek. Tak świadoma ekologicznie marka (o czym pisałem pod powyższym linkiem) powinna mieć to na uwadze.