Sony WH-1000XM6 – parametry
- typ słuchawek: wokółuszne, zamknięte, dynamiczne
- przetwornik: 30 mm
- pasmo przenoszenia: 4-40000 Hz
- impedancja: 48 omów (1 kHz) – przy połączeniu przewodem słuchawkowym i włączonym urządzeniu, 16 omów (1 kHz) – przy połączeniu przewodem słuchawkowym i wyłączonym urządzeniu.
- pasmo przenoszenia mikrofonu: bd.
- łączność: mini-jack, Bluetooth 5.3, BLE, multipoint, auracast
- obsługiwane kodeki: SBC, AAC, LDAC, LC3
- SoC: Sony SN3 HD + Sony V2
- czas pracy przy odtwarzaniu muzyki:
- ANC: do 30 godzin
- ANC wyłączony: do 40
- czas ładowania: ~3,5 h. 3 minuty ładowania dają dodatkowe 3 godziny działania
- ładowanie: przewodowe USB-C
- waga: 254 g
- funkcje dodatkowe: Adaptacyjny ANC, tryb świadomości, 10 pasmowy korektor, DSEE Extreme, dźwięk przestrzenny 360 Reality Audio, 360 Reality Audio Upmix for Cinema,
- cena: ~1999 zł
Sony WH-1000XM6 – tu się zgina dziób pingwina
Słuchawki są dostarczane do klienta w ekologicznym opakowaniu wykonanym w większości z papieru pochodzącego recyclingu. Mimo zgrzebnych materiałów pudełko wygląda nieźle, zapewnia także odpowiednią wytrzymałość. Wewnątrz znajdziemy futerał ze słuchawkami – bardzo ładny, porządnie wykonany i sztywny. Wytłoczka w środku wskazuje, jak złożyć słuchawki by się zmieściły – da się to zrobić tylko jeden sposób, ale na początek nie jest to zbyt intuicyjne. Dostępu do zawartości broni magnetyczny zatrzask. Ogólnie rzecz biorąc, futerał robi doskonałe wrażenie i aż prosiłoby się, by równie wygodne stanowiły standard także u innych producentów.

W futerale znalazłem oczywiście słuchawki i okablowanie – skandalicznie krótki kabel USB-A do C, służący do ładowania (powodzenia), oraz kabel zakończony wtyczkami minijack 3,5 mm – prostą i kątową – do przesyłu sygnału analogowego. Jednym ze słabych punktów poprzedniej edycji flagowych słuchawek Sony była rezygnacja ze składanej konstrukcji. Reakcje użytkowników musiały być dalekie od pozytywnych, Sony w WH-1000XM6 bowiem wycofało się z pomysłu. Umieszczone zaraz nad nausznikami zawiasy pozwalają zarówno na obrót nausznika, jak i złożenie go w kierunku pałąka i trzeba z tego skorzystać, jeśli chcemy schować słuchawki do etui.

Konstrukcja WH-1000XM6 to wszechobecny plastik wysokiej jakości – aluminium stanowi budulec pałąka i zawiasów, jednak przez sposób wykończenia nie różni się na pierwszy rzut oka od plastiku. Zaokrąglone bryły nauszników ścięte są tylko na bokach. Na krawędziach można zauważyć cztery kratki kryjące mikrofony do rozmów i ANC (2 pozostałe są skierowane do wewnątrz nausznika).
Pałąk wykończony jest cienką ekoskórą, podobnie nauszniki – są bardzo wygodne, ale moje doświadczenie uczy, że nie jest to najtrwalsza forma wykończenia. W kwestii padów od pewnego czasu zresztą z tego powodu zdecydowanie preferuję zamszowe.

Sterowanie słuchawkami jest rozwiązane wygodnie – na lewym nauszniku są dwa przyciski, duży i wgłębiony włącznik zasilania, który dzięki temu łatwo rozpoznać dotykiem, oraz mniejszy i wystający przycisk przełączający stan ANC. Obok jest jeszcze gniazdo jack i dioda sygnalizująca połączenie BT i parowanie. Na prawym nauszniku znalazł się port USB-C do ładowania akumulatora i dioda sygnalizująca ładowanie. No i jest także umieszczony na płaskiej powierzchni boku panel dotykowy, który rozwiązuje kwestię sterowania głośnością i odtwarzaniem.
Nie jestem fanem rozwiązań dotykowych, ale Sony odrobiło pracę domową i jest to nie tylko wygodne, ale i niezawodne, przypadkowe dotknięcia nie powodują dziwnych zachowań. Prawdziwy sztos to jednak gest przysłonięcia dłonią nausznika, który natychmiast wycisza odtwarzany dźwięk i przełącza słuchawki w tryb ambient, umożliwiając np. wygodną rozmowę
Czytaj też: Test OpenRock X, czyli słuchawek stworzonych dla sportowców
Parę słów o łączności w Sony WH-1000XM6
Zwykle tę część omawiam przy okazji opisu oprogramowania, tym razem jednak dzieje się tu na tyle dużo, że postanowiłem wydzielić kwestie łączności w osobny rozdział. Jednak od początku: podstawową metodą połączenia w WH-1000XM6 jest interface Bluetooth 5.3. Obsługuje on standardowej kodeki SBC i AAC, a także wysokoprzepływny kodek LDAC, który jako jedyny z tej trójki pozwala na transmisję dźwięku o wysokiej rozdzielczości 24 bit / 96 kHz z przepływnością do 990 kbps.
To sensowy standard, na dodatek działający z każdym urządzeniem z Androidem. Sony jest twórcą kodeka LDAC i rozumiem też, dlaczego jest to jedyny kodek Hi-Res, choć trochę żal, że Sony nie zaimplementowało jednak LHDC 5.0 lub jakiegoś kodeka bezstratnego.

Ukłonem w stronę miłośników gier jest natomiast implementacja standardu Bluetooth Low Energy i związanego z nim kodeka LC3, który dzięki swojej efektywności pozwala na uzyskanie dźwięku wysokiej jakości przy transmisji danych niższej niż SBC i AAC, zachowując minimalne opóźnienia ważne w zastosowaniach rozrywkowych.
WH-1000XM6 nie są pierwszymi słuchawkami z BLE i LC3 jakie testowałem – traf chciał, że ten honor przypadł także Sony, a dokładniej słuchawkom LinkBuds Open, w których była to totalna porażka – najczęściej działała jedna słuchawka, zrywało połączenie, nie działał tryb mutlipoint i tak dalej – po więcej szczegółów zapraszam pod link. Nic zatem dziwnego, że w przypadku WH-1000XM6 podchodziłem do LC3 z dużą ostrożnością.

Także i tu Sony się spisało – włączenie LC3 wymagało restartu słuchawek i ponownego parowania ze smartfonem, z powodów konstrukcyjnych przy transmisji BLE nie działa też DSEE i kilka innych funkcji, ale słuchawki potrafią automatycznie przełączyć się na tradycyjne połączenie (także z LDAC) i zachowują zdolność do pracy w trybie multipoint. To oznacza, że teoretycznie słuchawki cały czas mogą mieć LC3 aktywne, a przełączenie przeprowadza się wtedy jednym przełącznikiem wprost z systemowych ustawień bluetooth.
Słuchawki WH-1000XM6 mogą jednak pracować także przewodowo – poprzez analogowe złącze jack i to zarówno w trybie pasywnym (z wyłączonym zasilaniem i wszystkimi zaawansowanymi funkcjami), jak i aktywnym. Zabrakło niestety możliwości podpięcia słuchawek przez cyfrowe łącze USB.
Czytaj też: Nie wierzę w tę cenę. Recenzja CMF Buds 2 Plus
Sony Sound Connect
Aby w pełni wykorzystać możliwości WH-1000XM6, niezbędne jest oprogramowanie Sony Sound Connect. Warto tam naprawdę zajrzeć – są tam ustawienia oczywiste, jak np. system DSEE i 10-pasmowy korektor graficzny, możliwość włączenia trybu multipoint i przełączanie aktywnych urządzeń, jeśli jest ich więcej niż 2, aktualizacja firmware, włączanie trybu LE Audio, kawiarnianej reprodukcji (odtwarzanie „z głośników w tle”), kinowego dźwięku z użyciem 360 Reality Audio Upmix i tak dalej.








Ciekawostką jest możliwość zbadania preferowanych ustawień korektora z pomocą funkcji Find My Equalizer, a także Scene-based Listening, który na bazie naszej lokalizacji i czynności automatycznie może dostosowywać działanie ANC lub aktywować odtwarzanie muzyki. W moim przypadku się zupełnie nie sprawdza – nie mam dostatecznych utartych przyzwyczajeń, by mogły zadziałać, jednak z pewnością znajdą się zwolennicy takiego rozwiązania. Podobnie nie jestem w stanie używać Speak-to-chat, czyli funkcji wyciszającej dźwięk, gdy się odezwę. Teoretycznie bowiem powinno to reagować na mój głos, w praktyce jednak potrafiło się znienacka aktywować pod wpływem głosu z telewizora.
Jakość dźwięku
Do testów odsłuchowych korzystałem jak zwykle utworzonej na potrzeby testów playlisty testowej z Apple Music. Składa się z utworów skompresowanych w formacie bezstratnym (zwykłym i Hi-Res) lub przestrzennym Dolby ATMOS. Źródłem dźwięku podczas odsłuchów był iPhone 16 Pro Max z kodekiem AAC oraz Pixel 9 Pro XL z kodekiem LDAC i LC3. Do testów połączenia przewodowego posłużył PC z zewnętrznym DAC Creative GC7.

Ocenę jakości dźwięku zacznę niejako od końca, czyli od pasywnego połączenia kablowego, które, jak sądzę, będzie najrzadziej wykorzystywaną formą podłączenia. Nie działa wtedy ANC i cała elektronika poprawiająca jakość dźwięku, słuchawki nie zużywają także prądu z akumulatora i można powiedzieć, że grają naturalnym dźwiękiem wynikającym wyłącznie z zastosowanych przetworników i komór akustycznych.
I niestety Sony WH-1000XM6 wypadają tu raczej słabo – dźwięk ma poprawnie oddaną przestrzenność, ale jest mało precyzyjny, brzmi jak zza grubej zasłonki, bas zagłusza średnicę, wokale brzmią jak śpiewane przez szalik, a wysokie tony są zbyt słabe, by się przez tę hatakumbę przebić. Taki dźwięk ujdzie w sprzęcie za sto kilkadziesiąt złotych, a nie w półce premium. Odsłuch playlisty testowej w ten sposób sprawiał przykrość i z przyjemnością po skończeniu tej fazy testów wcisnąłem włącznik zasilania.

Dopiero w wersji aktywnej słuchawki nabierają bowiem właściwego charakteru i brzmienia, a wszystkie części pasma zaczynają ze sobą „współpracować”. Bas jest bardziej zaznaczony, wokale stają się wyraziste, a wysokie tony stają się bardzo precyzyjne i prawidłowo zaznaczone. Przy czym nie jest to charakterystyka studyjna (i nie spodziewałem się takiej), tylko rozrywkowa, ocieplona, więc tego basu jest nieco więcej, niż niezbędne minimum, a i wysokie tony są miejscami wyraźnie wzmocnione. Ogólne wrażenie jest bardzo dobre.
Tę samą charakterystykę Sony WH-1000XM6 zachowują przy połączeniu bezprzewodowym. Z playlisty testowej świetnie zagrał Madis, któremu bardzo odpowiada charakter słuchawek, zjawiskowo wybrzmiał jazzujący Canon w wykonaniu Hiromi, a zaraz później Polonez Pendereckiego przeniósł mnie na salę koncertową orkiestry Simfonia Warsovia. Już spoza playlisty zachwycałem podczas pisania tej recenzji wspaniałymi mazurkami w wykonaniu Jerzego Olejniczaka.

Czy był jakiś utwór, z którym sobie testowane słuchawki nie poradziły? Nie, nie było. Są to z pewnością jedne z najlepiej grających słuchawek bezprzewodowych, a na pewno najlepsze, jakich używałem. Czy są doskonałe? Nie, mimo wszystko wolę sposób grania moich prywatnych kablowych Beyerdynamic DT-700 Pro X, ale w swojej kategorii nie mają równych. W każdym razie na razie, bo postęp w tej kategorii jest tak szybki, że za pół roku okaże się, że już WH-1000XM6 mają godną konkurencję.
Osobnych parę słów należy się zaimplementowanemu Sony WH-1000XM6 adaptacyjnemu systemowi redukcji hałasu, który jest po prostu bezkonkurencyjny. Pech chciał, że u sąsiadów moich zaczął się parę dni temu remont łazienki, więc kucie ścian i wiercenie przez pół dnia to norma. Adaptacyjny ANC z Sony dokonywał cudów, dostosowując się sprawnie do charakteru niemałego przecież hałasu i odcinając mnie od niego niemal w 100%. Same dobre rzeczy mogę powiedzieć też o trybie Ambient, który chyba po raz pierwszy w słuchawkach działa tak, że przepuszczony dźwięk brzmi niemal zupełnie naturalnie, zachowując prawidłowy rozkład źródeł w przestrzeni i brzmienie. Można w ustawieniach włączyć priorytet dla głosu, jednak zdecydowanie preferowałem domyślny sposób pracy, wraz z gestem zasłonięcia ręką panelu dotykowego. Sztos, powiadam.

Po tych pochwałach chyba was nie zdziwi, że równie dobrze słuchawki poradziły sobie z rozmowami. Rozmówca był bardzo wyraźny, także i po drugiej stronie nie było problemów z moim głosem, choć jak wspominałem, poziom hałasu z powodu remontu u sąsiadów był znaczny. Kolejny plus dla Sony.
Podsumowanie
Słuchawki WH-1000XM6 to sprzęt niezwykle udany. Do zakupu zachęca wysoka jakość dźwięku, a jeszcze bardziej układ ANC, który dzięki AI nie tylko działa sprawniej, ale też w zasadzie nie wymaga żadnego ręcznego dopasowywania, a przy okazji ta sama technologia gwarantuje bezkonkurencyjny tryb ambient. Są też wady – bardzo przeciętna jakość dźwięku w analogowym trybie pasywnym, brak możliwości pracy w trybie DAC USB, wreszcie (ale to już najmniej ważne) wykonane z bardzo cienkiej ekoskóry, które budzą wątpliwości, czy dotrwają do końca gwarancji. No i cena, która z edycji na edycję staje się wyższa.
Czy kupiłbym Sony WH-1000XM6? Odpowiedź brzmi „tak”, choć raczej poczekam na promocję – słuchawek bezprzewodowych używam znacznie rzadziej niż przewodowych i mogę poczekać, aż efekt „wow” przewyższy efekt „auć”.