Recenzja Motorola edge 60 Pro. Dlaczego jest tak źle, kiedy jest tak dobrze?

Czy łatwo jest podtrzymać dobrą passę? Motorola co najmniej od serii 30 przygotowuje dobrze wycenione smartfony z serii edge. Te często stanowią konkurencję nie tylko dla innych producentów, ale również dla siebie. Aktualizacji doczekał się telefon z wyższej średniej półki – Motorola edge 60 Pro. Czy producentowi udaje się podtrzymać to, czym przekonuje do siebie od lat? A może na fali AI i rozwoju własnej nakładki zatracono istotę tego, czym ma być Motorola?
Recenzja Motorola edge 60 Pro. Dlaczego jest tak źle, kiedy jest tak dobrze?

Motorola przez ostatnie kilka lat “robiła swoje”. Gdy Samsung osiadł na laurach i znacząco za wolno rozwijał składane urządzenia, smartfony razr przeszły ewolucję designu i sposobu myślenia o mniejszym ekranie. Gdy inni producenci nie rozwijali swoich nakładek pod kątem personalizacji, Motorola przeskoczyła kilka poziomów zaawansowania w Hello UI. Nawet rozwiązania fotograficzne, na które wcześniej narzekano, udało się poprawić na tyle, by jej smartfony były konkurencyjne także pod tym względem.

W efekcie Motorola edge 60 Pro nie musi już “wywracać stolika” i szukać desperacko sposobu na siebie. Producent stworzył własny styl, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz urządzeń. Do tego coraz częściej tworzy własne oprogramowanie. W dziedzinie sztucznej inteligencji także wprowadza rozwiązania autorskie i często nieoczywiste. Czy taki zestaw ma szansę spodobać się szerokiemu gronu użytkowników? A może Motorola po prostu wpadła w niszę? Przekonajmy się!

Motorola edge 60 Pro – specyfikacja

SpecyfikacjaMotorola edge 60 Pro
Wymiary160,7 x 73,1 x 8,2 mm
Masa186 g
Stopień ochrony IPIP68/IP69 + MIL-STD-810H
WykończenieCorning Gorilla Glass 7i z przodu, plastikowa ramka, tył z polimeru silikonowego
Ekran6,7 cala AMOLED
Rozdzielczość ekranu2712×1220 pikseli (444 ppi)
Odświeżanie ekranuDo 120 Hz
GłośnikiStereo z Dolby Atmos
Układ obliczeniowyMediaTek Dimensity 8350 Extreme 4nm
Procesor1x 3,35 GHz Cortex-A715 + 3x 3,2 GHz Cortex-A715 + 4x 2,2 GHz Cortex-A510
GrafikaMali-G615 MC6
RAM8/12 GB
ROM128/256/512 GB
Slot na kartę Micro SDNie
SystemAndroid 15, do 3 aktualizacji
NakładkaHello UI
Wi-Fi802.11 a/b/g/n/ac/6/6e, trzypasmowe
Bluetooth5.4
NFCtak
LokalizacjaGPS, Glonass, Galileo, BDS, NavIC
USBTypu C, OTG
CzujnikiAkcelerometr, żyroskop, kompas, czujnik zbliżeniowy
SIMNano SIM + eSIM
Czytnik linii papilarnychPod ekranem
Akumulator6000 mAh
Prędkość ładowania przewodowegoDo 90W, PD 3.0
Ładowanie bezprzewodoweTak, do 15W
Aparat główny50 Mpix f/1.8, 1/1,56″, 1µm, wielokierunkowy PDAF, OIS, 24mm
Aparat ultraszerokokątny50 Mpix f/2.0, 1/2,76″, 0,64µm, PDAF, pole widzenia 120˚, 15mm
Aparat zoom10 Mpix f/2.0, 1/3,94″, 1µm, PDAF, OIS 73 mm (3x zoom)
Przedni aparat50 Mpix f/2.0, 1/2,76″, 0,64µm
Wideo4K/ 30FPS

W pachnącym (bo Motorola perfumuje opakowania) pudełku oprócz telefonu znajdziemy osłonkę (bo trudno nazwać ją etui) zakrywającą tył i górne ramy obudowy. Nie jest to rozwiązanie szczególnie przyjemne w dotyku, bowiem wykonano je z najprostszego plastiku, ale nie ma też z nim żadnych większych problemów przy nakładaniu ani nie przepuszcza ono specjalnie drobin kurzu. Poza tym dość standardowo – kabel do ładowania, instrukcje i kluczyk do otwierania tacki na karty SIM.

Testowany egzemplarz oferuje 12 GB RAM-u i 512 GB przestrzeni na pliki. Jest to jedyna wersja pamięciowa w oficjalnej dystrybucji w Polsce.

Motorola edge 60 Pro dostała wycisk. Tył wyszedł zwycięsko, ale przód…

Jeżeli czytaliście poprzednie recenzje, chociażby test Oppo Reno 13 Pro 5G, to wiecie, że mam dość krytyczne zdanie na temat szkła Corning Gorilla Glass 7i. W starciu z codziennymi przedmiotami jest ono za delikatne i niestety Motorolę edge 60 Pro po testach oddam w stanie gorszym, niż z reguły ma to miejsce. Urządzenie zebrało kilka znaczących rys o dużej widoczności w różnych częściach. Oprócz tego nie brakuje małych odprysków, które mogą być efektem starcia z piaskiem w moich kieszeniach. Nie powinno jednak być tak, że front telefonu po jednym takim spotkaniu wygląda jak ser szwajcarski.

Niewielkie ramki okalają przyjemny dla oka ekran

Szkoda, że Motorola postawiła na złego konia, bo w reszcie aspektów udało im się stworzyć ciekawą propozycję. Od razu w oczy rzuca się zagięcie ekranu jak i obłość całej obudowy. W połączeniu z wąskimi ramkami dookoła ekranu daje to uczucie obcowania z niemal flagowym smartfonem. “Niemal”, bowiem nieco czaru odbiera wykończenie pleców obudowy. Ma sporo zalet – wśród nich gwarancję pewnego chwytu oraz odporność na zarysowania. Z drugiej strony bardziej uwypukla gromadzenie się kurzu i farfocli w okolicy aparatów oraz w pewnych scenariuszach dobrze widać na niej odciski.

Sam smartfon jest dość zgrabny i fakt, że waży tylko 186 gramów przy swoich wymiarach oraz pojemności akumulatora odbieram jako sporą zaletę. Do tego nawet 8,2 milimetra grubości nie dają się tak mocno we znaki podczas trzymania właśnie ze względu na zaoblenie obudowy. Na plus także płynne przejście wykończenia od plecków do wyspy aparatów, dzięki któremu palec przyjemnie podtrzymuje telefon. To dobra decyzja.

Na dłuższą metę bronią się także ramki wykonane z tworzywa. Pokryto je takim lakierem, że w trakcie testów się nie pobrudziły i nie nabyły żadnych rys. Ich wyprofilowanie wspomaga chwyt. Jednocześnie ich smukłość wymusiła zastosowanie węższych przycisków i to już nie do końca udany zabieg. Potrzeba większego nacisku, żeby kliknąć nasz przycisk. Motorola umieściła też przyciski głośności dość wysoko, podobnie jak przycisk aktywacji AI, który jako jedyny znajduje się na lewej ramce. Na dole, dość standardowo, umieszczono tackę na karty SIM, port USB-C oraz maskownicę głośnika.

Motorola edge 60 Pro w obudowie z ekoskóry

Motorola zrobiła, co do niej należało – w tej klasie cenowej wykonanie Motoroli edge 60 Neo to bardzo dobry miks rozwiązań. Szkoda, że zapewne przez wieloletnie umowy na dostawy materiałów, producent postawił na szkło Gorilla Glass 7i, które jak na 2025 rok mocno się rysuje. Nie będzie łatwo o folię okalającą zaokrągloną taflę szkła, ale warto, byście takiej poszukali. Dobrze, że smartfon poradzi sobie zarówno z wodą, jak i pyłem zgodnie ze standardami IP68 oraz IP69.

Zagięty ekran to problemy z czytelnością? Prawda o panelu Motoroli edge 60 Pro

Zagięte ekrany mają swoje zalety, przede wszystkim wizualne i związane z przyjemnością podczas przesuwania palca od krawędzi. Jednocześnie zaginanie szkła oznacza poświatę i cień na bokach, a także nierzadko gorsze kąty widzenia niż w płaskich panelach. Czy Motorola edge 60 Pro ma odpowiedź na te mankamenty? Nie do końca. Z kątów widzenia byłem zadowolony – telefon niemal nie traci kolorów, niezależnie od tego, w którą stronę przechylimy ekran. Nie dochodzi w nim do przekłamań bieli ani zakłócenia jakości. Jedynym większym problemem jest dość duża refleksyjność szkła i to odbicia przeszkadzały mi najmocniej, nawet przy większej jasności.

A jasność potrafi być spora i dobre kąty widzenia nie dziwią, skoro w teście bieli na całym ekranie w trybie HDR osiągałem maksymalnie 2550 luksów oraz odchylenia w innych częściach ekranu rzędu maksymalnie 30 luksów. Oznacza to, że panel dobrze utrzymuje jednolitą jasność. Jako P-OLED dobrze zachowuje się też przy odwzorowaniu czerni. Nie mogę się do niego przyczepić za reprodukcję kolorów – te są żywe i odpowiednio nasycone, ale nie dochodzi przy tym do dużego przekłamania względem rzeczywistości, jedynie nieco zbyt jaskrawego podkolorowania.

Elegancki wyświetlacz Motoroli edge 60 Pro

I tu pojawia się pewien problem. Tak dobry ekran powinien mieć szereg ustawień do zarządzania kolorami. Jednocześnie jedyne, co dostajemy, to trzy predefiniowane ustawienia oraz koło barw pozwalające obrazowi nadać odpowiednią tintę. Motorola dużo uwagi poświęciła dodatkowym opcjom – mnie osobiście cieszy zapobieganie migotaniu obrazu, co przy niskich jasnościach nieco zniekształca kolory, ale nie oszukuje w obrazie. Motorola przygotowała przyjemny dla oka panel z dobrymi kolorami, niską i wysoką jasnością na dobrym poziomie i udanymi kątami widzenia. Jasne, nieco cienia na krawędziach widać, ale nie przeszkadza to nadmiernie na co dzień.

Jakość dźwięku i wibracji w Motoroli edge 60 Pro

Głośniki stereo nie zaskakują już nikogo, kto na telefon chce wydać więcej niż 1000 złotych. Współpraca z Dolby, i to taka, która kończy się umieszczeniem logo tej firmy na górnej ramce urządzenia, to jednak wyjątkowa sprawa… gdyby tylko przekładało się to znacząco na jakość dźwięku. I o ile ustawień personalizacji tego dźwięku nie brakuje, bo mamy zarówno gotowe ustawienia do filmów, gier, muzyki czy podcastów, oraz korektor graficzny z opcją personalizacji tych ustawień, to sam dźwięk nie brzmi tu szczególnie zachęcająco. Nawet jeśli możemy stłumić i wyeksponować różne partie dźwięku w dobry sposób, to nie ma tu zbyt wiele potencjału.

Głośniki w Motoroli edge 60 Pro brzmią odczuwalnie niesymetrycznie, przy czym górny głośnik jest bardzo cichy. Proporcję oceniłbym na 65/35%. Dźwięk dochodzący z głośników nie ma w sobie za dużo basu i to da się odczuć w praktycznie każdej sytuacji. Do tego przy wyższych głośnościach nie spodziewajcie się głębi i braku przesteru – w niektórych sytuacjach ten jest po prostu nieunikniony. Wydaje się, że priorytetem była tu klarowność rozmów telefonicznych, a nie potencjał przy odtwarzaniu multimediów. W efekcie scena wydaje się wąska i nie ma tu za wiele doświadczania dźwięku.

Lepiej wyglądają kwestie wibracji. Te mają odpowiednią haptyczność i podążają za dotykiem w sposób, który nadaje mu uczucie przestrzenności. Jednocześnie nie są one zbyt mocne, co może wynikać z kształtu konstrukcji, jak i materiału na tyle obudowy, nieco tłumiącego tapnięcia. Jednocześnie silnik wypada w połowie stawki, jeśli chodzi o głośność – dźwięk silnika z pewnością da się usłyszeć, ale nie jest to nic dokuczliwego.

Wydajność i codzienna praca Motoroli edge 60 Pro

Większość producentów w średniej półce nie stawia na rekordową wydajność, a do wyjątków należałoby zaliczyć smartfony POCO czy realme. Motorola idzie z kolei drogą wydajności adekwatnej do klasy cenowej, czasem z odrobinę większą mocą obliczeniową niż można by się tego spodziewać. Tak jednak nie jest, bo MediaTek Dimensity 8350 Extreme mimo groźnego dopisku nie jest potentatem rynku, a raczej układem z aspiracjami. Układ graficzny Mali G615-MC6 także nie zapewni nam najlepszej jakości grafiki, ale powinien poradzić sobie z wysokim poziomem detali.

I telefon faktycznie sobie radzi. Bywają momenty, w których staje się on nieprzyjemnie ciepły, zwłaszcza przy dłuższych sesjach z grami i korzystaniu z nawigacji w przestrzeni. Jednocześnie smartfon bardzo szybko stygnie – wystarczy wyłączyć ekran, by korzystać z pełnej wydajności. Na co dzień urządzenie przepływa między aplikacjami, jedynie czasem odmrażając je z zapisanego wcześniej stanu. Jednocześnie smartfon utrzymuje w RAM-ie wiele aktywnych procesów i aplikacji.

Czytaj też: Test Honor 400 Pro – prawie jak flagowiec

Nie jest jednak idealnie. Spadek płynności ekranu ze 144 do 120 Hz w znacznej mierze jest nieodczuwalny w mobilnych doświadczeniach, a Motoroli zapewne udało się w ten sposób uratować telefon przed kilkoma wpadkami z płynnością animacji. Mimo tego przeładowanie całego interfejsu czy zacinanie się animacji po uruchomieniu AI zdarzało się wielokrotnie, ale niekoniecznie każdego dnia. Czasem nakładka potrzebuje chwili oddechu, ale już same aplikacje działają płynnie i bezproblemowo.

Narzędzie do zarządzania grami oferuje sporo funkcji

Motorola, tak jak i inni producenci, ma sporo rozwiązań z zakresu optymalizacji systemu, choć przede wszystkim w trakcie rozgrywki. Jej narzędzie pozwoli łatwiej skontrolować jasność ekranu oraz głośność, także dla różnych źródeł dźwięku. Oprócz tego zwiększy wydajność kosztem innych procesów w systemie, ale też da dostęp do szybkiego nagrywania czy robienia zrzutów ekranu. Do tego domyślnie wydzielono tu fragment pamięci na pliki po to, by służył jako rozszerzenie pamięci operacyjnej. Jako, że producent postawił na pamięć UFS 4.0, rozwiązanie to dobrze suplementuje zasoby telefonu, którego wydajność rozsądnie prezentuje się w swojej cenie.

Hello UI – czy da się zrobić Androida inaczej?

Nakładka Motoroli to już nie “czysty Android” z kilkoma dodatkowymi funkcjami. Motorola położyła nacisk na to, by jej wykonanie Androida 15 było unikatowe na każdym poziomie. Producent zapewnia do trzech aktualizacji systemu, ale i bez nich jest tutaj co robić. Uczciwie zaznaczam, że nie jest to najdłuższy okres wsparcia wśród smartfonów w tej cenie.

Unikatowość Hello UI uwidacznia się już w momencie pierwszego włączenia ekranu. Niestety wynika to z faktu, że nie mamy tu klasycznego ekranu zawsze włączonego, a jedynie taki reagujący na podniesienie telefonu lub dotknięcie ekranu. Spersonalizowanie jego wyglądu to spersonalizowanie wyglądu ekranu blokady. Na ten możemy przypinać widżety, wybrać sposób pokazywania powiadomień oraz zmienić skróty w dolnych narożnikach. Oprócz tego wybierzemy jeden z kilku stylów zegara.

W Hello UI dużo dzieje się już na poziomie wizualnym. Motorola edge 60 Pro ułatwia personalizację poprzez wybór jednego z kilku motywów z odmiennymi kolorami, fontami, kształtem ikon czy tapetami. Później każdy z tych elementów możemy zmienić osobno. Pojawiły się nawet takie dodatki jak podświetlenie krawędzi czy animacja czytnika linii papilarnych. Nie dodamy własnego pakietu ikon, za to te w systemie możemy testowo dopasować do kolorów systemu. Dobre dla wizualnej spójności, średnio dobre dla czytelności.

Ważną częścią doświadczenia z nakładką jest sztuczna inteligencja. Motorola proponuje własną odmianę asystenta, który czerpie z możliwości Perplexity oraz Copilota. Tandem ten nie odpowie na nasze pytania w języku polskim, ale możemy do niego napisać lub powiedzieć w ten sposób. Inna sprawa to ta, że do konwersacyjnych pytań te modele niespecjalnie jeszcze się nadają. Potrafią odpowiedzieć na to, co możemy zrobić z telefonem, ale tylko w formie ściany tekstu – nie zaoferują nam przeniesienia się do konkretnych opcji.

To jednak nie jest główny zamysł Moto AI, bowiem promowane przez producenta funkcje to generowanie podsumowań dla powiadomień (przy czym zmienia się sens tego, co nieraz jest istotą wiadomości, gdy te są w nieznanym języku), zapisywanie treści z ekranu w ramach zapamiętywania oraz transkrybowanie nagrań głosowych (ta funkcja działa dość dobrze, choć oczywiście w zwykłej mowie zdarza się trochę głupich błędów). Ta ostatnia funkcja pozwala przenosić te nagrania do notatek oraz dodawać do nich dodatkowy opis. Efekty pracy tych narzędzi znajdziemy w aplikacji Moto AI.

Jest też bardziej rozrywkowa strona tej usługi. Dzięki niej możemy generować grafiki – zarówno te z naszą twarzą, pełniące rolę awatara, jak i dowolne, oparte o komendę tekstową. Przed generowaniem wybieramy styl oraz proporcje obrazu. Są też funkcje zmiany szkicu w grafikę oraz tworzenia tapet na bazie fragmentu zdjęcia. To mocna konkurencja dla Samsunga. Niedostępną w Polsce ciekawostką jest też generowanie playlist w oparciu o nastroje, ale to wymaga posiadania abonamentu Amazon Music niedostępnego na naszym rynku.

Ogólnie Moto AI to nieco inne podejście do sprawy i tak, jak nie widzę w nim jeszcze wartego uwagi asystenta do zapytania go o plan dnia lub polecenia mi kawiarni, tak dobra transkrypcja nagrań czy podsumowywanie powiadomień w przyszłości mogą okazać się bardzo pożądanymi rozwiązaniami. Do tego jednak potrzeba czasu, dopieszczenia i pełnoprawnego wsparcia dla języka polskiego. Przydałaby się też większa płynność wywoływania tych rozwiązań, bo czasem to skuteczny sposób na zamrożenie systemu.

Motorola jest znana ze swoich gestów kinetycznych i podwójne machnięcie telefonem nadal włącza latarkę, a podwójny obrót we własnej dłoni – aplikację aparatu. Są tu także takie rozwiązania jak podwójne stuknięcie w tył obudowy. Nie zabrakło miejsca na gesty ekranowe służące dzieleniu ekranu między aplikacje, jak i robienie zrzutu ekranu po przeciągnięciu trzema palcami. Jeśli wgryźć się w Hello UI, korzystanie może stać się dla nas całkiem wygodne.

Co zaskakuje względem przeszłości, to większa ilość aplikacji od Motoroli. Proponuje ona własne rozwiązanie do stworzenia przestrzeni dla dzieci, ale i stworzenia dla siebie przestrzeni, gdzie nie będziemy korzystać ze smartfonu. Dostaliśmy też autorską aplikację do notatek łączącą te pisane, jak i nagrywane. Ponadto dzięki aplikacji Smart Connect, która działa całkiem dobrze, możemy łatwo przenosić pliki między telefonem, a tabletem czy komputerem oraz zdalnie sterować funkcjami smartfonu na ekranie komputera, w tym uruchamiać aplikacje z Androida na monitorze czy odbierać powiadomienia.

Motorola edge 60 Pro

Motorola zadbała o to, by Hello UI nie sprawiało wrażenia wybrakowanej nakładki, jednocześnie oferując rozwiązania znane już od wielu lat. Dla tych, którym przejadły się rozwiązania Samsunga czy chińskich producentów, Motorola może być ciekawą alternatywą, nawet jeśli niejako upodabnia się do tych nakładek. Jednocześnie w wielu kwestiach zostawia nam wybór i za to warto ją docenić.

Ustawienia Motoroli zawierają sugestie dotyczące systemu

Smartfon z 512 GB pamięci oferuje dla nas około 458 GB. Część z tej pojemności zajmą zapewne rozwiązania biometryczne. Skaner linii papilarnych ukryty pod ekranem nie był idealny i nieraz mógł reagować zdecydowanie szybciej lub z większą precyzją odczytywać fragment mojego palca. Gdy odczyt jest prawidłowy, to odblokowania nadal nie mogę uznać za szybkie. Niejednokrotnie szybciej działało rozpoznawanie twarzy oparte o przedni aparat.

Moduły łączności w Motoroli edge 60 Pro i problemy z nawigacją

Nawigowanie po mieście to dla mnie istotny element w smartfonach, zwłaszcza gdy jest to zagraniczne miasto, które widzę po raz pierwszy. Z przykrością muszę stwierdzić, że Motorola edge 60 Pro nie spisuje się za dobrze w tej roli. Jej moduły nawigacyjne nieraz potrzebowały kilkudziesięciu metrów, by stwierdzić, że poruszam się w dobrym kierunku. Co więcej, czasem telefon kierował mnie w stronę przeciwną do kierunku, w którym szedłem, uparcie utrzymując mój zwrot w inną stronę oraz sporo dryfował, z opóźnieniem dokładając kolejne metry trasy. W samochodzie z reguły potrzebował kilkudziesięciu metrów więcej niż średnia, by zlokalizować kierunek poruszania się.

Smartfon obsłuży eSIM

Szkoda, bo poza tym Motorola edge 60 Pro nie sprawiała żadnych problemów. Może brakowało mi nieco głośności w głośniku do rozmów, ale sama jakość połączeń, zarówno zwyczajnych, jak i VoLTE czy z Wi-Fi Calling wypadała bardzo dobrze. Smartfon obsłuży eSIM. Bezproblemowo działała także łączność w ramach Wi-Fi i telefon utrzymywał zasięg także w bardziej oddalonych fragmentach domu. Na pokładzie jest także NFC i Bluetooth 5.4 i obydwa zapewniały bezproblemowe korzystanie.

Trzy aparaty, ale czy któryś z nich dobry?

Motorola w ostatnich miesiącach odzyskała nieco pola w kwestii fotografii w swoich smartfonach. Wcześniej producent nie miał zbyt dobrej reputacji, gdy chodzi o fotografię. W Motoroli edge 60 Pro postawiono na zestaw trzech aparatów, z czego zarówno główny, jak i ultraszerokokątny mają matryce o rozdzielczości 50 Mpix. Oprócz tego 50 Mpix to także parametr przedniego oczka. Komplet uzupełnia dość ciemny, 10-megapikselowy zoom.

W aplikacji aparatu nie doszukujcie się innowacji czy świeżego podejścia. Jedynym przebłyskiem innowacyjności jest opcja generowania stylu przez sztuczną inteligencję. To taki filtr gotowy jeszcze na etapie podglądu. Do jej wykorzystania potrzebujemy 15 zdjęć – 5 zdjęć jedzenia, 5 krajobrazów oraz 5 z osobami. Następnie dopasowujemy tintę kolorystyczną do tych zdjęć według naszego upodobania. Proces ten zajmuje sporo czasu, także po stronie algorytmu, więc musicie dokonać go z wyprzedzeniem. W tym czasie możecie chociażby wyłączyć irytujące włączanie się trybu makro przy każdym ciut większym zbliżeniu.

Jak wypadają zdjęcia z aparatu Motoroli edge 60 Pro? Jeśli chodzi o główny aparat, to nie mogę mieć większych zarzutów poza dwoma. Pierwszy dotyczy kolorystyki. Ta określana przez producenta jako naturalna nieraz mocno odbiega od rzeczywistości. Przede wszystkim podkręca wyraźne kolory kosztem szarości, segmentując fotografie. O ile pałac kultury wypada zatem dość zgodnie z tym, co widzimy, tak niebo za nim czy kolory tramwaju są niczym z obrazka.

Drugi problem dotyczy łapania ostrości. Smartfon w niewielkim stopniu domyśla się, jaką część obiektu na bliskim planie wyostrzyć, przez co w zdjęciach roślin możecie mieć poczucie, że jednak nie o tę część kwiatu wam chodziło. Do tego czasem potrzebuje dłuższej chwili, by faktycznie uwiecznić chwilę. W efekcie czasem lepiej skorzystać z funkcji rejestrowania dynamicznych zdjęć.

Reszta aspektów fotografii utrzymuje poziom adekwatny do ceny. Dopóki nie przybliżamy fotografii nadmiernie, jakość prezentuje się dobrze. Dość dziwnie zachowuje się szum na jednolicie ciemnych elementach, na przykład asfalcie w brzegu kadru, który wygląda wtedy, jakby nagromadził się na nim czarny piasek. Plusem z pewnością jest bardzo udany HDR. Gdy tylko się uaktywni (a na części zdjęć to się nie staje), to zyskujemy dobrą rozpiętość tonalną i sporo, jak na tę cenę, detali w cieniach bez przepaleń.

W większości przypadków balans bieli udaje się ustawić prawidłowo, choć czasem telefon skręci w kierunku zbyt chłodnych kolorów i dołoży do tego nieco zielonawej tinty. Nie jest idealnie i pewniejszym fotograficznie wyborem może być chociażby realme 14 Pro+, ale dla większości osób ten poziom będzie akceptowalny.

Jak wypada aparat ultraszerokokątny? Przede wszystkim zachowuje sporo cech charakterystycznych dla zdjęć z głównego aparatu, a więc odpowiednią kolorystykę i rozpiętość tonalną. Rejestruje przy tym dość dużo szczegółów i nie boryka się z wieloma bolączkami typowymi dla tych aparatów. Nie dochodzi tu bowiem do znacznej utraty szczegółowości czy efektu rybiego oka oraz innych zniekształceń. Jedynie czasami kadry są odczuwalnie mniej doświetlone.

Aparat przybliżający z pewnością nie jest najlepszym rozwiązaniem dostępnym w tej cenie. Brakuje mu szczegółowości przy większym zoomie, a do tego kadry potrzebują sporej ilości światła. Gdy jednak to światło dotrze w kadr, wtedy fotografie prezentują się udanie. Potrzeba do nich stabilnej ręki, ale gdy nie są poruszone, mają sporo detali. Nieco gorzej wypadają pod względem rozpiętości tonalnej i łatwiej tu o przepalenia. Jednocześnie aparat ten znacznie lepiej nadaje się do zbliżeń na obiekty z nieco dalszego planu niż do dalekich krajobrazów – często dalsze elementy jak drzewa potrafią zlać się w niemal jednolitą papkę.

Nocą sprawa wygląda nieco inaczej, ale nie jest idealnie. Coś niedobrego wydarzyło się nocą w zdjęciach z Motoroli edge 60 Pro. Na biało-szarych elementach (np. ścianach) uwidaczniają się ogromne ilości cyfrowego szumu – coś, czego nie widziałem w zdjęciach nawet z najtańszych urządzeń. Sytuacja powinna się poprawić po aktualizacji, bowiem później takie zdjęcia się już nie pojawiły. Poza tym zdjęcia są poprawne i w zasadzie tyle. Znaczna część jest poruszona, a na niektórych światło odbije się w sposób znacznie zmieniający wygląd fotografii.

Nie ma żadnej rzeczy, która przemawiałaby na korzyść zdjęć nocnych z Motoroli edge 60 Pro w porównaniu do konkurencji. Nie zobaczymy tu ani dużej ilości detali, ani specjalnie rozjaśnionych kadrów. Z drugiej strony Motorola nie przesadza z postprodukcją i rezultat jest zbliżony do tego, co widzi ludzkie oko. Szkoda, że nie udaje się jej w pełni zapanować nad punktami świetlnymi o znacznym rozjaśnieniu, jak logotypy na wieżowcach. Czasem zdarzy się też, że telefon porządnie się zamyśli, a efektem jest poruszone zdjęcie.

Podobnie nietrudno o poruszone zdjęcie w przypadku przedniego aparatu. I ponownie w fotografiach pojawiały się pewne defekty, które czyniły je niezdatnymi do publikacji w mediach społecznościowych. Same selfie też nie powalają jakością – na brzegach kadru potrafią znacząco stracić na detalach, a do tego smartfon ma tendencję do zaczerwieniania cery. Szczegółowość jest dobra, ale tylko jeśli nie poruszacie zbyt mocno ręką. Dobrze prezentuje się rozpiętość tonalna, ale to w zasadzie jedyny większy pozytyw. Fotograficznie Motorola edge 60 Pro nie dowozi.

Motoroli edge 60 Pro nie będę też rekomendował do nagrywania wideo. Jasne, zarejestrujemy rozdzielczość 4K z wszystkich aparatów i mamy optyczną stabilizację w znacznej części z nich, ale efekty są przeciętne. Na wideo w ciemniejszych fragmentach przy dużej różnicy między jasnymi i ciemnymi punktami pojawiają się te same szumy, które psuły część zdjęć. Do tego stabilizacja reaguje skokowo i szarpie wideo, zamiast dawać mu płynność. W nieruchomych ujęciach urok odbiera także “pompujący” autofokus, szukający ostrości na małym obszarze głębi. Nie ma tu już tak dobrej rozpiętości tonalnej i światła prześwietlają cały kadr. Kolory są tu mocno nasycone, ale nie zmienia to obrazu tego telefonu.

Duża bateria – mało zmartwień? Wydaje się, że tak

Motorola wcisnęła w obudowę edge 60 Pro akumulator o pojemności 6000 mAh. To aż o 25% więcej niż rok temu, ale podobnie do chociażby realme 14 Pro+. Jednocześnie producent zmniejszył maksymalną moc ładowania do 90W zamiast 125W. W efekcie proces ładowania wydłużył się do około 48 minut, co w dalszym ciągu pozostaje świetnym wynikiem. Mniejsza jest także moc ładowania indukcyjnego – 15W zamiast 50W. Producent postawił jednak na większą uniwersalność standardów ładowania. Przy ładowaniu po kablu w kwadrans odzyskujemy 45% energii, a w pół godziny – 80%.

Ustawienia baterii w Motoroli edge 60 Pro

Motorola chwali się świetnymi czasami pracy na jednym ładowaniu – przynajmniej jeśli wierzyć wynikom DxOMark, w przeszłości biorącego pieniądze od producentów za uwzględnianie ich urządzeń w rankingach. W tym przypadku mają jednak rację – Motorola edge 60 Pro to telefon pracujący długo i bez obaw korzystałem z niego cały dzień, a nieraz o wiele dłużej. Jako, że telefon pojechał ze mną na urlop, sporo tego czasu polegało na nawigowaniu, robieniu zdjęć i wrzucaniu ich na media społecznościowe.

W efekcie mogę śmiało powiedzieć, że nawet z telefonem przyklejonym do ręki przez cały dzień Motorola edge 60 Pro bez problemu osiąga 8 godzin z aktywnym ekranem, a w mniej intensywnych scenariuszach – nawet 10 godzin. Nie odbywa się to bez kosztów dla użytkownika – przede wszystkim poniżej 20% naładowania baterii smartfon ma tendencję do szybkiego zapominania o aktywnych procesach. Najwięcej energii pochłaniają aplikacje wykorzystujące łączność z siecią komórkową, a zaskakująco niedużo – te oparte o moduły lokalizacyjne. Tak czy inaczej, na Motoroli edge 60 Pro mogłem polegać.

Motorola edge 60 Pro ma niemal wszystko, by być ideałem

Niestety, jak to w życiu bywa, pojawiają się pewne cechy, które mocno różnią nas od obiektu westchnień. Motorola poważnie namieszała w aparatach i zarówno zdjęcia, jak i wideo nie są tym, czego spodziewałbym się po telefonie z wyższej średniej półki. Zbyt wiele błędów w tej kategorii nie powinno jednak przyćmiewać innych zalet. Motorola stworzyła stylowy, zgrabny smartfon z bardzo dobrym wyświetlaczem, dobrą wydajnością (choć wiadomo, że znajdą się mocniejsze urządzenia) i ciekawą nakładką, która odświeżająco podchodzi do kwestii personalizacji oraz zastosowań sztucznej inteligencji.

Motorola edge 60 Pro nie będzie wyborem dla każdego

Czy to sprawia, że Motorolę edge 60 Pro mogę polecić każdemu? Niestety nie. Po pierwsze musicie pamiętać, że front urządzenia dość mocno się rysuje. Po drugie – to ani telefon z największą wydajnością czy najdłuższym wsparciem aktualizacjami. Na ten moment jest to dobra propozycja, choć osobiście polecałbym ją dopiero po tym, jak stanieje. Z pewnością rynek zweryfikuje jej cenę. Warto docenić, że Motoroli udało się stworzyć udany smartfon w porównaniu z inną konkurencją debiutującą w tej cenie w tym roku, ale na rynku przez ostatnie miesiące pojawiało się sporo mocniejszych czy lepszych fotograficznie telefonów, które można wybrać i nie żałować. Czy będą miały ten sam powab co Motorola? Niekoniecznie, ale nie zawsze wygra urządzenie stylowe.