Kolejny potężny rozbłysk z tej samej plamy słonecznej. Jeszcze silniejszy niż poprzedni

Plama słoneczna skatalogowana pod numerem 4114 to w ciągu ostatniego tygodnia główna bohaterka spektaklu rozgrywającego się na powierzchni naszej Gwiazdy Dziennej. Dosłownie co kilkanaście godzin jest ona źródłem rozbłysku słonecznego, który niemal natychmiast jonizuje górne warstwy atmosfery Ziemi.
Przestrzeń między Słońcem a Ziemią zdecydowanie nie jest “pusta” /Fot. ESO

Przestrzeń między Słońcem a Ziemią zdecydowanie nie jest “pusta” /Fot. ESO

Jak na dłoni widać, że znajdujemy się w okolicach maksimum słonecznego. Naukowcy z NASA wskazują co prawda, że już kilka miesięcy temu Słońce przeszło przez punkt maksimum słonecznego i teoretycznie powinno zmierzać już w kierunku minimum, które osiągnie za około 5-6 lat. Warto jednak pamiętać, że jeszcze nawet przez kilkanaście miesięcy możemy być świadkami licznych rozbłysków słonecznych i koronalnych wyrzutów masy.

Do najnowszego rozbłysku doszło w nocy z 19 na 20 czerwca o godzinie 3:50 polskiego czasu. Promieniowanie wyemitowane w rozbłysku spowodowało zakłócenia w łączności radiowej nad Oceanem Spokojnym. Choć zjawisko miało charakter krótkotrwały, jego skutki były odczuwalne w czasie rzeczywistym przez operatorów systemów komunikacyjnych.

Czytaj także: To planety regulują aktywność na powierzchni Słońca. Naukowcy odkryli coś zaskakującego

Rozbłysk został sklasyfikowany jako X1.9, czyli był silniejszy od poprzedniego rozbłysku opisywanego tutaj, do którego doszło zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej. Oba rozbłyski należały jednak do najintensywniejszej klasy rozbłysków słonecznych. W nomenklaturze astronomicznej litera „X” oznacza najbardziej energetyczne zjawiska tego typu, a każda kolejna cyfra oznacza dziesięciokrotny wzrost uwolnionej energii. Tym samym rozbłysk X1.9 należy do grona najsilniejszych w obecnym cyklu słonecznym.

Za erupcję odpowiedzialny był obszar plam słonecznych oznaczony numerem 4114. Kilka dni przed tym wydarzeniem ta sama grupa plam wygenerowała rozbłysk klasy X1.2.

Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że rozbłyskowi po raz kolejny nie towarzyszył koronalny wyrzut masy (CME), który mógłby wywołać dodatkowe zjawiska geomagnetyczne, takie jak zorze polarne czy zakłócenia w sieciach energetycznych.

Pomimo braku CME, rozbłysk był na tyle silny, że zjonizował górne warstwy atmosfery Ziemi — jonosferę — zakłócając tym samym fale radiowe o wysokiej częstotliwości (HF). Efektem była krótkotrwała utrata sygnału w paśmie poniżej 25 MHz. Zjawisko to było najbardziej odczuwalne nad środkowym Pacyfikiem.

Czytaj także: Słońce się przebudziło na kolejnych kilka dekad. Następne 11-letnie cykle będą silniejsze

Rozbłyski słoneczne tego typu emitują intensywne promieniowanie rentgenowskie i ultrafioletowe, które zmienia gęstość jonosfery. Fale radiowe przemieszczające się przez tę warstwę tracą energię w wyniku zderzeń z naładowanymi cząstkami, co może prowadzić do osłabienia lub całkowitej utraty sygnału.

Warto również odnotować, że rozbłysk mógł mieć wpływ na destabilizację dużego filamentu magnetycznego na południowej półkuli Słońca. Choć nie spowodowało to wyrzutu masy koronalnej, przyszłe erupcje w tym regionie mogą okazać się bardziej gwałtowne i skierować strumień plazmy w stronę Ziemi. W takim przypadku możliwe byłyby burze geomagnetyczne, które mogą wpływać na satelity, sieci energetyczne, a także zwiększyć aktywność zórz polarnych.