Sigma BF – parametry
Matryca | BSI-CMOS, efektywna rozdzielczość 24,6 Mpix, całkowita liczba pikseli 25,3 Mpix, FF 35,9 × 23,9 mm, 3:2 |
---|---|
Procesor obrazu | brak danych |
Format zapisu | – zdjęcia: RAW (DNG), JPEG – filmy: MOV (H.264/HEVC, audio LPCM) |
Zakres ISO | Auto, 100-102400 w skoku co 1/3 lub 1 EV, bazowe ISO 320, bazowe ISO L-Log 1250 |
Migawka | – brak migawki mechanicznej – elektroniczna 30 s – 1/25600 s, B (do 5 minut) |
Bagnet | Leica L |
Stabilizacja obrazu | brak, elektroniczna stabilizacja w trybie filmowym |
Ogniskowanie | AF z detekcją fazy w płaszczyźnie obrazu + system detekcji kontrastu (brak danych o liczbie punktów) – Tryby AF: AF-S, ciągły AF-C, ręczny MF – zakres pracy: -5 – 18 EV – śledzenie celu: człowiek, zwierzę, człowiek+zwierzę |
Pomiar światła | Tryby pomiaru: – ewaluacyjny – punktowy Zakres pomiaru: od -7 do 20 EV |
Ekspozycja | – kompensacja: +/- 5.0 EV w skoku co 1/3 EV – bracketing: +/- 3.0 EV w skoku co 1/3 EV (3 lub 5 zdjęć) histogram, zebra, fałszywy kolor |
Programy | – Tryby: auto, priorytet migawki, priorytet przysłony, ręczny |
Zdjęcia seryjne | szybkość: 3, 5, 8 klatek na sekundę bufor: 350 plików DNG, 1000 plików JPG |
Lampa błyskowa | aparat nie współpracuje z lampami błyskowymi |
Samowyzwalacz | 10, 2 s |
Karta pamięci | wbudowana pamięć 230 GB, backup do pamięci zewnętrznej przez USB |
LCD | LCD IPS 3,15″, 3:2, 2,1 mln punktów, pokrycie ok. 100%, dotykowy |
Wizjer | brak |
Komunikacja i złącza | USB 3.0 Gen 2 10 Gbps (złącze USB-C) |
Zasilanie | Akumulator Li-Ion BP-81, ładowanie przez USB-C PD w korpusie aparatu Wydajność ok. 260 zdjęć |
Akcesoria | Metalowy dekiel mocowania, instrukcja obsługi, karta gwarancyjna, naklejka gwarancyjna. |
Waga | 388 g (korpus), 486 g (korpus z baterią) |
Wymiary | 130,1 × 72,8 × 36,8 mm |
Dodatkowe informacje | |
Cena | body: 9999 zł |
Konstrukcja
Korpus Sigmy BF, jak chwali się producent, wykonany został z jednego kawałka aluminium, które zostało wyfrezowane tak, by zapewnić wewnątrz miejsce do montażu elektroniki. Takie podejście ma oczywiste zalety – konstrukcja jest niezwykle wytrzymała i sztywna, stanowi też doskonałą podstawę do montażu bagnetu, wyświetlacza i przycisków.

Sigma tłumaczy skrót BF jako Beautiful Foolishness, czyli piękna głupota i coś w tym jest – sednem ma być wyjątkowe uproszczenie formy i całej obsługi. Bryła korpusu jest prosta, z przodu na części metal jest karbowany, by zapewnić lepszy uchwyt, z tyłu zaś jedynym odstępstwem jest ścięcie i zaokrąglenie prawego dolnego rogu oraz niewielka wypustka pod kciuk. Dół aparatu wykończony został gumowaną okleiną antypoślizgową, mieści wejście na niewielki akumulator oraz gwint statywowy.
Do obsługi aparatu służy dotykowy wyświetlacz, kółko – krzyżak z haptycznym przyciskiem w środku, fizyczny przycisk zasilania i usypiania, haptyczny przycisk podglądu zdjęcia i niewielki haptyczny przycisk-panel, który rozpoznaje przesuwanie po nim palca. Poza głównym wyświetlaczem na górze znalazł się też miniaturowy OLED do wyświetlania zmienianego parametru, a przy uśpionym aparacie pokazuje także stan baterii.
Wzornictwo
Aparat, trzeba to przyznać, wygląda niesamowicie i zjawiskowo. Jak fotograficzna biżuteria, a nie sprzęt do pracy, krzyczy bardzo skutecznie „weź mnie”. Agresywna linia oraz brak typowych pokręteł i przycisków znanych z aparatów podkreśla niezwykłość urządzenia. Sigma BF produkowana jest w dwóch kolorach, naturalnie srebrnym (to ten lepiej wyglądający) i czarnym – do testów dostałem właśnie model czarny. I tu pierwszy estetyczny zgrzyt – egzemplarz recenzencki, jak to zwykle bywa, w niejednych był rękach i swoje przeszedł, więc na wszelkich ostrych krawędziach lakier zaczął delikatnie odpryskiwać. I to nie są żadne obicia, nic z tych rzeczy, po prostu lakier tam się gorzej trzymał, a najlepiej to widać na wypustce pod kciuk. Model srebrny raczej podobnych problemów mieć nie będzie i to jest kolejny argument za jego wyborem.

Podporządkowanie funkcji Sigmy BF wyjątkowej formie ma też dalej idące konsekwencje. Aparat pozbawiono większości otworów powszechnie uznawanych za niezbędne w aparatach – nie ma slotu na kartę pamięci, porty ograniczono do pojedynczego gniazda USB-C, nie ma sanek na lampę i akcesoria. Wyświetlacz jest zintegrowany z tylnym panelem i w żaden sposób się nie odchyla, a zamontowanie na spodzie aparatu szybkozłączki Arca Swiss blokuje zatrzask akumulatora i uniemożliwia jego wymianę.
Sigma pozbawiła aparat także możliwości zapięcia do korpusu paska na szyję lub bark – tylko po jednej stronie można założyć krótką smycz na nadgarstek, która w praktyce jest bardzo niewygodna. Kto by chciał częściej poruszać się z aparatem w gotowości, zmuszony będzie sięgnąć po rozwiązania w stylu Peak Desing Capture, pozwalające zatrzasnąć aparat w specjalnym klipsie mocowanym do paska plecaka lub torby, albo mocować kotwy do pasków do płytki statywowej. Krótko mówiąc, do zainwestowania dodatkowych środków.
Ergonomia
Aparat o tak szczególnej formie zewnętrznej jak Sigma BF musi być wyzwaniem, jeśli chodzi o zapewnienie wygodnej obsługi. Sigma kładła szczególny nacisk podczas premiery na nowy paradygmat obsługi (Beautiful Foolishness), związany pozbawieniem aparatu typowych elementów sterujących i przeniesieniem wszystkiego na dotykowy ekran i uproszczony tylny panel. Padły przy tym piękne i wielkie słowa, niestety kryjące smutną prawdę – mimo kilku bardzo fajnych i pomysłowych rozwiązań obsługa aparatu jest, delikatnie mówiąc, niewygodna.

Zaczynając od spraw czysto fizycznych – karbowany przedni panel zmniejsza szansę, że aparat wyślizgnie nam się z dłoni, ale brak profilowanego uchwytu w zasadzie uniemożliwia korzystanie z aparatu jedną ręką – ten nie jest specjalnie lekki, ale można go od biedy podnieść i zrobić zdjęcie, natomiast już obsłużyć przycisków z tyłu nie da rady bez podparcia korpusu drugą dłonią pod obiektywem. Kadrowanie bez EVF i na nieruchomym wyświetlaczu też pozostawia sporo do życzenia, tym bardziej że w słońcu na ekranie mało co widać nawet po ustawieniu najwyższej jasności.
Ustawienie parametrów zdjęcia to kolejna sprawa. Podstawowe regulacje są co prawda dostępne stosunkowo łatwo, przez ekran dotykowy lub pokrętło-krzyżak i miniekran, ale już zmiana sposobu pracy automatyki z preselekcji przysłony na preselekcję migawki, którą w klasycznym aparacie wykonuje się, przekręcając jedno pokrętło, tu wymaga 6 czy 7 przyciśnięć i uważnej obserwacji ekranu. Podobnie z pracą AF – przełączenie się między AF-S a AF-C jest proste, ale już zmiana, jaki obiekt ma być rozpoznawany czy zmiana ze strefowego nastawiania ostrości na punktowe znów wymaga pracowitego poruszania się po menu. Ustawienie samowyzwalacza do pracy na statywie? Kolejne 5 przyciśnięć. Podstawową obsługę aparatu zdecydowanie poprawia pierścień przysłon na obiektywie, bez którego po tygodniu z okładem nie wyobrażam sobie częstszego fotografowania Sigmą BF. A niestety nie każde szkło go ma.

Sigma BF pod względem obsługi stoi w rozkroku pomiędzy światem smartfonów a aparatów fotograficznych. Likwiduje przyciski i pokrętła, jednocześnie nie przenosząc konsekwentnie obsługi na dotykowy wyświetlacz, na którym część rzeczy da się zrobić wprost, a część nie. W rezultacie Sigma czerpie z obu światów to, co najgorsze. To nie znaczy, że wszystko poszło źle – są i dobre pomysły, jak haptyczny przycisk przeglądania zdjęć, którego dotknięcie i przytrzymanie pozwala na szybką ocenę ostatnio wykonanego kadru, a mocniejsze wciśnięcie dopiero przenosi nas do pełnego interfejsu przeglądania.
Czytaj też: Recenzja Canon EOS R1 – ten aparat pozwala legalnie oszukiwać
Praca z aparatem
Sigma BF towarzyszyła mi w fotograficznych wyjściach przez nieco ponad tydzień – dość krótko, ale tylko na tyle udało mi się wypożyczyć aparat. Korzystałem z niego w dzień, wieczorami, a nawet w nocy, ze statywu. O samej obsłudze napisałem chyba już wszystko powyżej – podkreślę, że nie jest to sprzęt specjalnie wygodny w terenie i przejdę do samej pracy aparatu.
Sigma BF nie ma mechanicznej migawki – co ma tę zaletę, że najkrótszy czas ekspozycji wynosi 1/25600 sekundy i można fotografować bez zakładania filtru ND/VND nawet w pełni otwartym jasnym obiektywem w słoneczny dzień. Migawka elektroniczna ma też wady – matryca nie jest odczytywana specjalnie szybko, więc okazuje się podatna na efekt rolling shutter, a migające ledowe światła powodują powstawanie artefaktów na zdjęciach. Producent zarazem nie wykorzystał zalet braku mechaniki migawki – zdjęcia seryjne można robić jedynie ze skromną prędkością maksymalną 8 fps.

Warto natomiast napisać tutaj o małym, ale istotnym udogodnieniu, jakie Sigma wbudowała w BF. Częstym problemem bezlusterkowców jest kurz, osiadający na szklanej powłoce ochronnej sensora światłoczułego podczas zmiany obiektywów. Przy mocniej przymkniętej przysłonie uwidacznia się on jako ciemne plamki na zdjęciu.
Sigma BF ma natomiast kilka milimetrów przed sensorem (prawdopodobnie w miejscu, gdzie normalnie byłaby migawka), dodatkową szklaną szybkę ochronną, która skutecznie chroni matrycę przed zanieczyszczeniami – kurz i paprochy, które na niej osiądą, nie manifestują się w tak widoczny sposób na zdjęciach, o czym przekonałem się w sposób praktyczny, pierwsze bowiem strzały próbne zrobiłem bez zaglądania do aparatu, a później dopiero okazało się, że wymagał on wewnątrz przeczyszczenia. Pomysł genialny w swojej prostocie i szkoda, że nikt o tym wcześniej nie pomyślał.

Układ autofocus jest hybrydowy – wykorzystuje zarówno punkty detekcji fazy na matrycy (producent nie chwali się, ile ich jest), jak i detekcję kontrastu. Praca AF wspomagana jest inteligentnym śledzeniem obiektów – można zezwolić na automatyczne rozpoznawanie ludzi i zwierząt, samych ludzi, lub samych zwierząt. AF rozpoznaje także twarze i próbuje ustawiać ostrość na oczy. Dostępne jest ostrzenie w całym kadrze lub jednopunktowe ze śledzeniem – nie jest to zbyt bogaty wybór, ale w zasadzie wystarczający.
Autofocus działa jednak dość nieprzewidywalnie. Sigmę BF do testów otrzymałem z obiektywem stałogniskowym Sigma 50 mm f/2 Contemporary – to zasadaniczo udane i bezproblemowe szkło. Aparat z nim potrafił natychmiastowo i skutecznie „zapiąć się” na oku człowieka czy kota, doskonale śledzić ich ruchy bez gubienia ostrości, by chwilę później, przy oczywistym kadrze z człowiekiem na pierwszym planie, wyostrzyć na kontrastowych napisach ZA NIM. A kontrolowanie jego pracy przy wątpliwej widoczności ekranu w słońcu nie było takie oczywiste.
Skuteczność automatyki AF w Sigmie BF spada wyraźnie, gdy zaczyna brakować światła – jeśli w kadrze zabraknie wyraźnego pierwszego planu, układ AF często się gubi i nieustannie rusza mechanizmem obiektywu przez cały zakres nastaw, pomiędzy nieskończonością a bliskim planem, w daremnej próbie znalezienia dostatecznie kontrastowego elementu. W takich sytuacjach ratowałem się ustawieniami ręcznymi i dobrze działającym focus peakingiem.

Warto jeszcze podkreślić, że podczas robienia większości zdjęć testowych miałem nie tylko Sigmę BF, ale także mój prywatny Sony A6700 z recenzowaną równolegle Sigmą 17-40 mm f/1.8 Art – i w większości przypadków tam, gdzie AF Sigmy błądził, Sony ostrzył i śledził cel bez problemu. Testowany w zeszłym roku Panasonic Lumix S9 także radził sobie w większości przypadków znacznie lepiej, choć tu już bezpośredniego porównania nie mam.
Nieprzewidywalność Sigmy BF okazała się przykrą niespodzianką, wymagała bowiem nieustannego sprawdzania, w co właściwie AF trafił i czy aby nie poszedł w chaszcze. Zarówno Sigma, jak i Sony solidarnie odmawiały współpracy podczas fotografii nocnego nieba – tu pomagało tylko ręczne nastawianie ostrości i w takich warunkach nie jest to żadną niespodzianką.

Ostatnim aspektem, jaki chciałbym w tym dziale poruszyć, jest kwestia zasilania. Sigma BF wykorzystuje akumulator o oznaczeniu BP-81, mający napięcie znamionowe 3,6 V i pojemność 3300 mAh, co daje łącznie maksymalną energię 11,88 Wh – wg standardu CIPA pozwala to wykonać 260 zdjęć, w praktyce jednak aparat pożera energię w zastraszającym tempie i zrobienie podczas testów dosłownie kilku kadrów oznaczało także kilkuprocentowy spadek stanu akumulatora. Nie wyobrażam sobie dłuższych wyjść w plener bez akumulatora na wymianę lub doładowywania aparatu z powerbanku w każdej dogodnej chwili.
Czytaj też: Test Viltrox 27 mm f/1.2 E – Jego Wysokość Król, pan na APS-C.
Jakość zdjęć
Sigma BF wyposażona została w pełnoklatkową matrycę 24 Mpix i trzeba przyznać, że jakość obrazu jest bez zarzutu – sensor bez problemu radzi sobie z ISO 25600, choć mam wrażenie, że szumi nieco bardziej, niż zbliżone rozmiarami matryce Canona i Panasonica. Automatyka pomiaru światła działa dość dziwnie i aparat przejawia skłonność do prześwietlania zdjęć, zwłaszcza w mniej typowych warunkach. Warto włączyć zebrę i kontrolować histogram, żeby później nie było przykrych niespodzianek, można także zastanowić się nad ustawieniem na stałe ujemnej korekcji ekspozycji, jednak przy sporej nieprzewidywalności pomiarów trudno wskazać, o ile dokładnie wypadałoby korygować.
Przypadkiem skrajnym błędnego pomiaru światła były późnowieczorne próby fotografowania srebrnych obłoków – dla zbliżonego pola widzenia obiektywu, ręcznie ustawionym ISO 320 i przysłonie f/2, Sony A6700 wyliczał niezbędny czas naświetlania na 4 sekundy, a Sigma proponowała ekspozycję 30 sekund.

Sigma BF posiada 13 profili kolorystycznych, w tym domyślny standardowy. Rzecz gustu, ale większość z nich nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, z wyjątkiem bardzo udanego profilu monochromatycznego. Profil standardowy moim zdaniem nadmiernie „lubi” odcienie zieleni – zapisując w RAW (Sigma BF nie stosuje własnego formatu, korzystając z Adobe DNG) wypada się moim zdaniem chwilę pobawić w korekcję barwną.
Matryca nie ma stabilizacji, co można oczywiście byłoby tłumaczyć szczupłością miejsca w korpusie, ale… Panasonic w końcu wcisnął do S9 bardzo sprawny IBIS, więc decyzja raczej była związana z chęcią uproszczenia konstrukcji. Trzeba przyznać jednak, że nie jest to taki wielki problem, przy braku mechanicznej migawki, dość masywnej konstrukcji i lekko pracującym spuście migawki okazuje się bowiem, że i 1/5 s da się utrzymać z ręki bez wspomagania.

Sigma BF potrafi także filmować z maksymalną rozdzielczością 6K, a producent pozwala nawet na użycie płaskiego profilu L-Log. Widać wyraźnie jednak, że nie włożono w to wielkiego serca – maksymalny klatkaż nagrań 6K i 4K wynosi 29,9 fps a stabilizacja elektroniczna wymusza crop ×1,25 lub ×1,96. Wyżśze prędkości dostępne są tylko dla FHD.
Podsumowanie
Sigma BF jest aparatem pięknym, stylowym i jeszcze raz pięknym. Sigma wygląda jak milion dolarów, jest wspaniałym gadżetem fotograficznym, sprzętem do zabawy, unikalnym projektem i biżuterią, która może stanąć bez wstydu obok Leiki.
Bardzo chciałem przetestować Sigmę BF, chciałem uwierzyć w Beautiful Foolishness. Aparat powstał, aby zmienić sposób myślenia, byśmy fotografowali, skupiając się na odczuciach, a nie na procesie powstawania zdjęcia i parametrach. Niestety wyznaczona przez BF droga jest zbyt wąska i łatwo z niej zejść, a wtedy radość z fotografowania przechodziła w walkę z aparatem, żeby go zmusić do działania tak, jak JA tego chcę. I cała radość szła się gonić. Sigma BF nie nadaje się na aparat do pracy, a jako dodatkowy sprzęt do „zabawy w pełną klatkę” przegrywa w każdym aspekcie, poza wyglądem, z Lumixem S9.
Zdjęcia przykładowe

























