Niedawny test przeprowadzony w ramach Project Shank, czyli wspólnej inicjatywy U.S. Army Combat Capabilities Development Command i 173. Brygady Powietrznodesantowej, miał zweryfikować, czy adaptacja broni kierunkowej do platform bezzałogowych może zapewnić efektywne rozwiązanie problemu walki powietrze–powietrze na krótkim dystansie. Wyniki nagrane w dobrej jakości ujawniły, że fala odłamkowa była w stanie zakłócić stabilność lotu celu bez konieczności osiągnięcia bezpośredniego trafienia, co sugeruje możliwość neutralizacji wrogich UAV przy minimalnych wymaganiach w zakresie precyzyjnego celowania. O co dokładnie chodzi?
Mina pod dronem dla maksymalnej destrukcji. Armia USA znalazła bat na wrogie drony
W ramach niedawnego testu w przestrzeni powietrznej manewrowały dwa bezzałogowe statki powietrzne o zupełnie odmiennym przeznaczeniu. Jeden z nich (zmodyfikowany quadcopter SkyRaider) przenosił pod kadłubem bojowy ładunek M18A1 Claymore, czyli kierunkową minę przeciwpiechotną znaną z działań naziemnych. Drugi zaś pełnił rolę celu latającego, symulując wrogiego drona rozpoznawczego. W momencie wejścia tego drugiego w obszar rażenia operator zainicjował detonację, uwalniając stożek rażenia o kącie 60°, wypełniony około 700 stalowymi kulkami o średnicy 3,2 mm, które były rozpędzone do prędkości przekraczającej 1200 m/s.
Czytaj też: Najdroższy uśmiech w historii, czyli jak bombowiec B-2 sprawił, że “ziemia się uśmiechnęła”
Wybór Claymore nie był przypadkowy. Promień skutecznego rażenia tej miny wynosi bowiem do aż 250 metrów, z czego pewne zniszczenie następuje “tylko” do 50 metrów. W połączeniu z szerokim kątem rozsyłania odłamków taka mina tworzy strefę zniszczenia o znacznie większej tolerancji błędu niż w przypadku rakiet naprowadzanych lub broni lufowej. Co więcej, SkyRaider dysponuje udźwigiem ładunku do 2,3 kg i czasem lotu przekraczającym 50 minut, a to akurat pozwala na długotrwałe patrolowanie przestrzeni i oczekiwanie na moment przechwycenia.
Czytaj też: Szokujące nagranie z pokazu głupoty. Wojny nie ma, a Chiny i tak właśnie straciły okręt

Inspiracją dla eksperymentu była analiza taktyk stosowanych w Ukrainie, gdzie walka między dronami latającymi ewoluowała z improwizowanych kolizji i broni strzeleckiej w kierunku wyspecjalizowanych rozwiązań. Wprowadzenie broni kierunkowej na platformę tego typu daje możliwość budowy tanich, modułowych systemów obrony powietrznej zdolnych do działania w warunkach zakłóceń GPS, ograniczonej widoczności i w środowisku nasyconym wieloma celami. Dla Pentagonu test ten ma również wymiar ekonomiczny, bo w sytuacjach, w których cena jednostkowa celu nie uzasadnia użycia rakiety kosztującej setki tysięcy dolarów, adaptacja istniejącej broni przeciwpiechotnej staje się rozwiązaniem o wysokim współczynniku koszt-efekt. W obliczu rosnącej liczby zagrożeń ze strony tanich dronów, możliwość tworzenia “chmurowych” barier odłamkowych z użyciem zdalnie detonowanych Claymore może stać się elementem szerszej strategii obrony w warstwie VSHORAD (Very Short Range Air Defense).

Chociaż na pierwszy rzut oka mina przeciwpiechotna podwieszona pod dronem może wydawać się rozwiązaniem improwizowanym, to próba z Fort Rucker sugeruje, że w dobie konfliktów asymetrycznych i saturacyjnych ataków bezzałogowców takie “niskotechnologiczne” narzędzia mogą odegrać strategiczną rolę. Zwłaszcza jeśli zostaną zintegrowane z sieciocentrycznymi systemami wykrywania i koordynacji ognia, zamieniając pojedyncze drony w elementy rozproszonej, dynamicznej tarczy powietrznej.