Czy są wśród nas ludzie, którzy używają internetowych usług tak, by realizować w ten sposób cele związane z ekologią? Z pewnością trochę musi ich być na świecie, jeśli wyszukiwarki Ecosia używa 20 milionów osób. Wyróżnia się ona tym, że w miarę korzystania z niej firma sadzi drzewa, by zrekompensować ślad węglowy. Nie jest to idealne rozwiązanie problemów, zwłaszcza, że wśród użytkowników są głównie Niemcy i Francuzi, a drzewa sadzi się chociażby w Brazylii czy Senegalu. Jest to jednak pewien kompromis, na jaki zgodziliśmy się w tym świecie.
Nie do końca mieliśmy taką swobodę o decydowaniu na temat sztucznej inteligencji. Wielkie firmy technologiczne wskoczyły na ten pociąg i nie zastanawiały się ani chwili. Nvidia generuje marże rzędu 78% na rozwiązaniach Blackwell i dzięki zapotrzebowaniu na sztuczną inteligencję wystrzeliła z wyceną na amerykańskiej giełdzie ponad Apple czy Microsoft. Jednocześnie nikt nie kwapił się do powiedzenia, jaki koszt dla środowiska będą miały te wszystkie inwestycje. Aż w końcu na scenę, cały na biało, w laboratoryjnych kitlach, wysunął się Google.
Ile wody i prądu zużywa AI Gemini? Według Google – niewiele
W badaniu przygotowanym przez pracowników Google firma na pierwszy rzut oka wydaje się otwarcie komunikować o zużyciu wody, energii oraz emisji dwutlenku węgla na potrzeby AI. Wyniki podaje jako medianę wynikającą z jednego prompta wygenerowanego w ramach narzędzia Gemini. Dziś asystenci sztucznej inteligencji mają w sobie wielu agentów, potrafią wędrować przez kilkadziesiąt stron internetowych oraz przede wszystkim generować multimedia.

Według badań jeden prompt tekstowy stworzony na potrzeby Gemini zużywa około 5 kropel wody, a dokładniej – 0,26 ml. W przypadku energii elektrycznej ekwiwalent zużycia prądu stanowi oglądanie telewizji przez 9 sekund – to średnio 0,24 watogodziny. Takie działanie produkuje 0,03 grama emisji dwutlenku węgla. Wyniki te są niższe niż w przypadku poprzednich badań na potrzeby analizy infrastruktury sztucznej inteligencji i stąd też pewnie chęć Google, by pochwalić się osiągnięciami. Są jednak pewne nieścisłości.
Eksperci alarmują: Google pomija kluczowe informacje
Badanie nie przeszło obojętnie obok naukowców, którzy zajmują się tematyką zapotrzebowania środowiskowego, jakie generują nowe narzędzia sztucznej inteligencji. Na łamach The Verge swoje wątpliwości opisał Shaolei Ren, profesor inżynierii energetycznej i komputerowej Uniwersytetu Kalifornijskiego Riverside. Przede wszystkim zauważa on, że Google pomija zużycie wody niezbędnej do chłodzenia serwerów. To może być celowe działanie, by skupić uwagę na zużyciu energii elektrycznej – w końcu tę łatwiej opisać jako zdobywaną w sposób niemal nieszkodliwy dla środowiska.
Jak punktuje Alex de Vries-Gao z instytutu badań środowiskowych na Uniersytecie Vrije w Amsterdamie, Google jedynie szacuje średnie zużycie wody. Firma nie wzięła pod uwagę chociażby tego, że w różnych miejscach na świecie o dostęp do wody jest trudniej. Podobne podejście dotyczy emisji dwutlenku węgla, który Google określił według “cen” rynkowych, uśredniając perspektywę i pomijając miks energetyczny niezbędny do wygenerowania danych. W efekcie nie dowiemy się, jaka jest różnica pomiędzy zapytaniem zadanym w Polsce, gdzie w dalszym ciągu miks energetyczny ma sporo węgla, a we Francji, która opiera się w znacznym stopniu na energii nuklearnej.
Wydaje się, że to mogłoby być skomplikowane, ale taki jest właśnie standard informowania o zużyciu energii zatwierdzony w ramach protokołu Greenhouse Gas. Jest to część porozumień paryskich dotyczących klimatu, a jako że administracja Donalda Trumpa zapowiedziała w styczniu 2025 roku ponowne wycofanie się Stanów Zjednoczonych z tego układu, Google niekoniecznie będzie miał ochotę się do nich odwoływać. Firma mogłaby jednocześnie pochwalić się chociażby liczbą zużytych tokenów albo ilością słów na uśredniony prompt, co dałoby naukowcom więcej podstaw do rzeczowej analizy.